"Fringe" (5×01): Zamknięty świat
Andrzej Mandel
29 września 2012, 20:08
"Fringe" wróciło odcinkiem "Transilience Thought Unifier Model-11". Tchu nie zapiera, ale trzyma przy ekranie i po obejrzeniu będziecie marzyć, by był już następny piątek. Spoilery.
"Fringe" wróciło odcinkiem "Transilience Thought Unifier Model-11". Tchu nie zapiera, ale trzyma przy ekranie i po obejrzeniu będziecie marzyć, by był już następny piątek. Spoilery.
5. sezon "Fringe" zaczyna się niemal dokładnie tam gdzie skończył się odcinek "Letters of Transit". Jesteśmy w przyszłości, światem rządzą Obserwatorzy, a ekipa Fringe jest prawie w komplecie, powiększona o córkę Petera i Olivii – Ettę (świetna Georgina Heig). Mamy też przebłyski z przeszłości i układanie na nowo relacji rodzice – dziecko.
Właśnie relacja między Ettą a Peterem (ale i Olivia pewnie też będzie miała swoje momenty) mnie osobiście dostarczyła sporo uśmiechu. Jest tu miejsce na duży plus dla twórców, którzy pamiętali, że dla Petera i Olivii Etta miała trzy lata, gdy poddali się bursztynizacji. Malutka scena, w której Peter zagląda nad ranem do sypialni Etty i mówi, że tylko sprawdzał – który rodzic tak nie robi z małym dzieckiem? Olivia na tym tle, póki co, wypada słabiej – scena, w której Olivia zostaje obudzona i orientuje się, kim jest Etta jest, moim zdaniem, bardziej śmieszna niż wzruszająca, ale i tak łezka w oku się kręci.
W ogóle bardzo dużo w "Transilience Thought Unifier Model-11" kręci się wokół uczuć i emocji. Ma to, zapewne, związek z tym, że Obserwatorzy emocji raczej nie mają, a przynajmniej ich nie okazują w żaden sposób. Jedynym wyjątkiem, jak pamiętamy, był Wrzesień (September), który zapewne pojawi się w dalszych odcinkach.
To co bardzo mi się podoba w "Transilience Thought Unifier Model-11" to przedstawiony świat. Przymykam oczy na niekonsekwencje takie jak świetny stan ponad dwudziestoletnich aut (nawet akumulator działa w samochodzie stojącym na ulicy od lat i nikt go nie ukradł!) i cieszę oczy precyzją, z jaką budowany jest powoli obraz totalitarnie rządzonego świata. Twórcy dbają o szczegóły umundurowania, widoczność plakatów i typowy dla totalitaryzmów rozdźwięk między dzielnicami rządowymi a pozostałymi.
Tym co może razić, to względna łatwość z jaką bohaterowie dostają się w każde niedostępne miejsce. Oczywiście, póki co Henrietta ma jeszcze status członka współczesnego sobie oddziału Fringe, ale to się niedługo skończy. Pytanie czy wtedy też tak łatwo będą przenikać?
Za to Walter ma pecha, bo kolejny raz "rozwalono" mu mózg. Tym razem Obserwator grzebał w nim tak długo, że Walter nie ma już w niej swojego genialnego planu na to jak zwalczyć Obserwatorów. I dobrze, bo byłoby zbyt łatwo. No i nie wróciłby do swojego zwykłego stanu, jakim jest łażenie wszędzie bez spodni…
Oczywiście jest nadzieja. W ostatniej, moim zdaniem najlepszej, scenie Walter wychodzi rano ściągnięty błyskami światła i znajduje starą płytę. Siedzi w zdemolowanym aucie, słucha Yazoo i patrzy na kwiat rosnący w najmniej spodziewanym miejscu – pośrodku ulicy. Lubię takie alegorie.
No i ten konik morski wiszący na lusterku… Twórcy wiedzą, jak zostawiać takie smaczki. Jedno jest pewne – 5. sezon robiony jest tylko dla fanów, nikt inny już nie doceni całości tego zamkniętego świata.