"Królowa" to cudownie prosta historia z pozytywnym przesłaniem — recenzja serialu z Andrzejem Sewerynem
Marta Wawrzyn
23 czerwca 2022, 08:28
"Królowa" (Fot. Netflix)
Andrzej Seweryn został królową i to naprawdę świetna wiadomość. Dlaczego warto zobaczyć krótki miniserial Netfliksa, w którym legendarny aktor zagrał drag queen imieniem Loretta?
Andrzej Seweryn został królową i to naprawdę świetna wiadomość. Dlaczego warto zobaczyć krótki miniserial Netfliksa, w którym legendarny aktor zagrał drag queen imieniem Loretta?
"Królowa", nowy polski miniserial platformy Netflix, to produkcja tak króciutka, że aż chce się zapytać, czemu właściwie nie jest filmem. Ale koniec końców to bez znaczenia, bo w czterech odcinkach, które mają po ok. 45-50 minut, zawarto tak wiele pozytywnych emocji, że nie pytając o formę, prawdopodobnie pochłoniecie całość w jeden wieczór. Przynajmniej jeśli nie przeszkadza wam, że to prościutka historia o zwyczajnym życiu, podobna do wielu rzeczy, które już widzieliście.
Królowa — o czym jest polski serial Netfliksa?
Od przeciętnego filmu z sekcji feel-good movies "Królową" odróżnia to, że swoim głównym bohaterem/bohaterką czyni mężczyznę, który w dzień jest szanowanym paryskim krawcem, a wieczorami przemienia się w drag queen. Kiedy Sylwester (Andrzej Seweryn), po pięćdziesięciu latach na emigracji, wraca do Polski, do górniczego małego miasteczka i rodziny, którą kiedyś porzucił, przypomina to zderzenie światów, jakiego w naszej kinematografii jeszcze nie było. Bo nie było też takiej postaci. Tematyka LGBTQ+ to wciąż dla polskich twórców, zwłaszcza tych serialowych, niezbadany teren — podczas gdy amerykańskie seriale mocno stawiają na różnorodność i pokazywanie wszelkich barw tęczy, u nas, pomijając oczywiście "Kontrolę", to wciąż są postacie schowane gdzieś daleko na drugim planie.
"Królowa" stawia swoją królową, Lorettę, w centrum uwagi, opowiadając ciepłą, dosłownie podnoszącą na duchu historię o przełamywaniu tak stereotypów, jak i rodzinnych lodów. Wszystko zaczyna się od listu, który przychodzi do Sylwestra. List jest różowy, pochodzi z Polski i nasz bohater w pierwszym odruchu go wyrzuca, bo on nie tylko nie chce wracać do przeszłości, ale też ma zaplanowaną emeryturę na południu Francji. List uparcie jednak do niego wraca i okazuje się dramatyczną prośbą od wnuczki, Izy (Julia Chętnicka, "Erotica 2022"), żeby przyjechał do domu ratować jej mamę, a swoją córkę, Wiolę (Maria Peszek, "Nina"), która potrzebuje przeszczepu nerki. I nie jest to serial, w którym mówi się "nie" i zapomina o sprawie.
Ciąg dalszy również da się przewidzieć: powrót do domu z początku jest koszmarem, bo Wiola nie chce mieć do czynienia z ojcem, którego w życiu nie widziała, a on nie jest wystarczająco zdeterminowany, aby ją błagać, żeby przyjęła od niego nerkę. Ale ponieważ to historia o tym, jak paryski krawiec "zszywa swoją rodzinę" — cytując trochę chyba przesadzony banał z materiałów promocyjnych serialu — to właściwie od pierwszej chwili wiemy, że to się musi skończyć dobrze, a nawet lepiej. W tym nie chodzi o wymyślny finał czy zaskoczenie widza, chodzi tu o przejście z bohaterami pewnej drogi i zobaczenie, jak wszyscy z nich uczą się wzajemnej akceptacji, słuchania siebie, otwierania się na drugiego człowieka.
Królowa pokazuje polskie górnicze miasteczko
To, co w serialu jest wyjątkowe, to osadzenie akcji w górniczym miasteczku. Choć z początku wydaje się, że przesadzono z wizją małomiasteczkowej Polski — Sylwester przyjeżdża PKS-em do domu i najwyraźniej jednocześnie cofa się o 30 lat w czasie — to jednak wszystko jest tutaj po coś i zgrabnie zgrywa się ze sobą w dwóch ostatnich odcinkach, po tragedii, która sprawia, że wszystkie różnice międzyludzkie przestają mieć znaczenie, bo w tej sytuacji nikt po prostu o nich nie myśli.
Uczynienie miejscem akcji śląskiej mieściny, w połączeniu z ciepłym tonem, dużą dawką humoru i spektaklem, który oglądamy w finale, sprawia, że "Królowa" kojarzy mi się z brytyjskimi filmami o robotniczych społecznościach z lat 80. i 90., jak "Goło i wesoło" czy "Billy Elliot". Są też delikatne skojarzenia z miniserią "Bo to grzech" Russella T Daviesa. Co, tak swoją drogą, prowadzi do trochę smutnej konstatacji — jesteśmy teraz jak Brytyjczycy trzy, cztery dekady temu, zarówno jeśli chodzi o problemy polskich kopalni, jak i problemy Polaków z osobami queerowymi.
Być może serial, którego scenariusz współtworzył zmarły islandzki reżyser Árni Ólafur Ásgeirsson wraz z Kacprem Wysockim, za bardzo pewne rzeczy upraszcza, a stereotypy przesadnie wyostrza — nie dotyczy to zresztą tylko polskiego miasteczka, gdzie prawie każdy jest homofobem, ale też Paryża, który jest istną Francją elegancją — ale to nie ma być przesadnie głęboka historia. Przeciwnie, to bardzo prosta opowieść, gdzie liczą się emocje, bardzo ludzkie sytuacje życiowe i dramaty, które łączą. A także to, żeby widz dobrze poczuł się na koniec, a po drodze może też spojrzał na pewne sprawy inaczej. Skoro ci ludzie na ekranie mogli to zrobić.
Królowa, czyli Andrzej Seweryn w świetnym duecie
Nie jest zaskoczeniem, że Andrzej Seweryn jest sercem, duszą i prawdziwą królową "Królowej" — nieważne, w którą rolę akurat się wciela i czy gra po po polsku czy francusku. Ale nie jest jedyny, bo trochę nieoczekiwanie znajduje fenomenalną partnerkę w Julii Chętnickiej, grającej 18-letnią Izę — dziewczynę pracującą w górniczej stołówce, romansującą z dwoma chłopakami naraz oraz mającą wielkie marzenie o wyrwaniu się aż do Katowic i nauce w szkole kosmetycznej.
Choć stylizowane na młodzieżowe dialogi potrafią być lekko rażące — jak to w polskich serialach — to wręcz niesamowite, w jak naturalny sposób bezpośrednia, otwarta na wszystko, ciekawa świata Iza łapie kontakt z ostrożnie stąpającym po polskiej ziemi, niepewnym, co go czeka, dziadkiem. I jak zachwycająco autentyczna i urocza jest w tej roli Julia Chętnicka. Iza i Sylwester stanowią przecudowny duet, który wspólnymi siłami będzie pokonywać problemy na pozór nie do pokonania. A oboje ich czekają wielkie rzeczy, wielkie emocje i sporo goryczy w morzu słodyczy.
Skoro przy obsadzie jesteśmy, wspaniałym dodatkiem jest także francuski artysta Kova Réa, grający Corentina, bliskiego przyjaciela Sylwestra z Paryża. Jego energia niesie serial zwłaszcza w momencie, kiedy skręca on w kierunku widowiska, jakiego być może tutaj się nie spodziewaliście. A i stroje noszone przez tę postać to czysta bajka. Wypada jeszcze nadmienić małą rólkę Antoniego Porowskiego ("Queer Eye"), który wcielił się w rolę asystenta Sylwestra w jego eleganckim paryskim atelier.
Królowa — czy warto obejrzeć miniserial Netfliksa?
Wszystko to razem składa się na miniserial prosty i choć daleki od wybitnego, to jednak niezwykle ujmujący. Po nieco sztywnym pierwszym odcinku, w którym piętrzą się niezręczności, a wymierzony w polską przaśność humor nie zawsze okazuje się trafiony, "Królowa" łapie rytm i skręca w przyjemnym kierunku, dając Sylwestrowi, Wioli i Izie przestrzeń nie tylko do zapoznania się ze sobą nawzajem, ale też spojrzenia bardziej w głąb siebie samych. Bezpośredniość i entuzjazm Izy są wręcz zaraźliwe, ale z czasem i ona okazuje się bardziej skomplikowaną postacią, noszącą w sobie pewien sekret, którego nie domyśla się nawet jej matka.
"Królowa" bardzo trafnie też portretuje nonszalancką homofobię Polaków, przejawiającą się najczęściej w rzeczach małych, takich, że jeszcze dekadę temu byśmy na to nie zwrócili uwagi. "Nie mam nic przeciwko homoseksualistom, ale…" to zdanie, które w jakiejś formie powraca w serialu raz po raz, stając się okazją do rozpoczęcia rozmowy. Ale i Sylwester nie jest wolny od stereotypowego postrzegania Polaków i nie raz, nie dwa, "chcąc dobrze" i rozdając wokół swoje błyszczące banknoty euro, czyni więcej szkody niż pożytku. Nie może więc mieć pretensji, że jego starania, by stać się z powrotem częścią rodziny, którą porzucił, postrzegane są w najlepszym razie jako zbędne, a w najgorszym uwłaczające.
Ale choć to historia o przełamywaniu stereotypów i uczeniu się siebie nawzajem, to nie ma w sobie nic z wykładu. Ciepło, humor, pozytywna energia i liczne wzruszenia, a do tego taniec, spektakl i miks kultowej polskiej muzyki ze światowymi hitami, niosą "Królową" przez cztery odcinki. Gdyby nie fakt, że to zamknięta — i to bardzo ładnie zamknięta — historia, powiedziałabym, że aż chce się zobaczyć więcej.