"Misja: Podstawówka" przywraca wiarę w państwowe szkolnictwo – recenzja sitcomu dostępnego na Disney+
Kamila Czaja
19 czerwca 2022, 11:02
"Misja: Podstawówka" (Fot. ABC)
Kolejny sitcom o zróżnicowanej grupie próbującej przetrwać w trudnym miejscu pracy? Tak, ale "Misja: Podstawówka" tradycyjną formułę nadrabia wykonaniem i urokiem.
Kolejny sitcom o zróżnicowanej grupie próbującej przetrwać w trudnym miejscu pracy? Tak, ale "Misja: Podstawówka" tradycyjną formułę nadrabia wykonaniem i urokiem.
W bardzo dobrym momencie Disney+ daje nam szansę na poznanie sitcomu "Misja: Podstawówka" ("Abbott Elementary"). To dość zaskakująco lider świeżych nominacji do TCA Awards, przebijający głośniejsze i, nie ma co kryć, ambitniejsze tytuły. Jest okazja, żeby sprawdzić, co amerykańskich krytyków aż tak urzekło w komedii ogólnodostępnej stacji ABC, na dodatek komedii wykorzystującej format, który widzieliśmy wielokrotnie.
1. sezon "Misji: Podstawówka" pozwala stwierdzić tyle, że sukces serialu, który stworzyła, znana między innymi z "A Black Lady Sketch Show", Quinta Brunson, polega właśnie na zapewnieniu widzom tego, co już znają, ale zrobieniu tego z idealnym wyczuciem proporcji żartu i poważnych życiowych tematów, ze świetną obsadą i natychmiastowo zgraną ekipą bohaterów. Na poziomie pomysłu, techniki i dynamiki między postaciami nie ma tu bowiem szczególnej oryginalności. Kto widział choćby "The Office", "Superstore" czy – nieco mniej standardowe – "Nauki niezbyt ścisłe", zna sitcomy z miejsca pracy na tyle, że zwroty akcji w filadelfijskiej Szkole Podstawowej im. Willarda R. Abbotta raczej go nie zaskoczą. A kto widział wspomniane "The Office" i dołożył do tego "Współczesną rodzinę", nie bez racji może uznać, że styl mockumentary to żadne odkrycie.
Misja: Podstawówka – sitcom, jakiego nam trzeba
Taki widz będzie miał rację, ale tylko na poziomie ogółu. W szczegółowych rozwiązaniach "Misja: Podstawówka" znajduje tyle pomysłów na siebie, przynosi tak wiele uroku, że wszelkie narzekania na wtórność więzną w gardle. Jeśli bowiem oglądać dziś coś o znanej formule, w której zróżnicowana gromadka pracowników zdecydowanie nieidealnego miejsca walczy z codziennością, starając się jak najlepiej potrafi, to właśnie w takiej wersji, jaką zapewniają nauczyciele pewnej publicznej szkoły, gdzie brakuje pieniędzy na wszystko, dzieciaki pochodzą często z nieuprzywilejowanych rodzin, a na wielkie pensje i prestiż zawodu liczyć nie można.
"Misja: Podstawówka" to jednak nie sitcomowy wariant "Młodych gniewnych". Bohaterowie nie robią nic bardzo spektakularnego, tylko walczą o to, żeby na podłodze leżał dywan, światło w korytarzu nie kojarzyło się ze "Lśnieniem", a podręczniki nie kończyły się na kadencji Busha Juniora. A przy tych codziennych potyczkach z rzeczywistością edukacji publicznej nawiązują silne relacje, przepracowują prywatne problemy, wciąż się czegoś uczą. Tylko tyle i aż tyle.
Urok serialu wynika w dużej mierze z postaci, które poznajemy. Znów, to często na pierwszy rzut oka modelowe sitcomowe wzorce. Janine (Brunson) jest idealistką, która chce zmieniać świat i zaraża entuzjazmem, ale powinna zacząć od przepracowania własnych zaszłości, często bowiem na jej pracę wpływają doświadczenia spoza szkoły. Jej mentorka, Barbara (Sheryl Lee Ralph), uczy od trzydziestu lat i lepiej niż początkująca koleżanka wie, że na spektakularną poprawę warunków nie ma co liczyć, więc trzeba oszczędzać sobie rozczarowań. Jej przyjaciółka, Melissa (Lisa Ann Walter), zrobiłaby karierę w mafii, ale ewidentnie woli uczyć drugą klasę. Jacob (Chris Perfetti) w pracy w podstawówce musi skonfrontować swoje postępowe przekonania z realiami. Gregory (Tyler James Williams, czyli słynny Chris z "Everybody Hates Chris", pokazujący tu, że nie jest aktorem jednej nastoletniej roli) chce tylko przeczekać, aż będzie mógł zostać dyrektorem, podczas gdy faktyczna dyrektorka, Ava (Janelle James), nigdy nie powinna dostać tej posady, za to z autopromocją radzi sobie świetnie.
Misja: Podstawówka z urokiem realizuje schemat
Ileś wątków z góry można przewidzieć, zwłaszcza w temacie Janine, jej chłopka od ósmej klasy, Tariqa (Zack Fox), oraz Gregory'ego. Część napięć między bohaterami o tak różnym doświadczeniu i charakterze też wyjdzie na jaw zgodnie z sitcomowym standardem. Oczywiście, że Ava będzie musiała walczyć o swoją pracą, a jej niekompetencja zejdzie na dalszy plan wobec sympatii ze strony grona (i widzów). Jasna sprawa, że Gregory doceni tę podstawówkę jako niezwykłe miejsce. Nie ma wątpliwości, że Janine nauczy się być dojrzalszą nauczycielką, a Barb zobaczy, że czasem warto wyjść poza dekady przyzwyczajeń. Mamy nawet nietypowego szkolnego dozorcę (William Stanford Davis, "Ray Donovan"), komicznego i mądrego życiowo równocześnie. To nawet nie są spoilery, a zaledwie przypomnienie, jak działa sitcom rozgrywający się w miejscu pracy.
Czy ta przewidywalność części wątków – zarówno wątków odcinka, jak i rozciągniętych na dłużej – przeszkadza? Rzecz w tym, że nie. Bohaterowie, fantastycznie zresztą zagrani, wydają się postaciami z krwi i kości, nie trybikami w gatunkowym schemacie. Żarty są błyskotliwe, ciepło bijące z relacji między nauczycielami oraz między nauczycielami a uczniami wypada autentycznie, a równocześnie przy całej misyjności zawodu, którą się tu podkreśla, nikt nie twierdzi, że jest łatwo. Każdy dzień to nowy problem z podopiecznymi, rodzicami, kuratorium, pieniędzmi, a do tego dochodzą drobne nieporozumienia w pokoju nauczycielskim.
Na wysoką jakość "Misji: Podstawówka" składa się też to, że każdy nawet pozornie prozaiczny problem potraktowano z uwagą, często zmuszając widza, pomiędzy śmiechem z udanych gagów czy dialogów, do pochylenia się nad szkolnymi dylematami. Takimi jak choćby kwestia programów dla uzdolnionych uczniów (a co z resztą?), uczenie przez zabawę, pożądany stopień stosowania w edukacji nowych technologii, rotacja w zawodzie, dbanie o siebie, żeby uniknąć wypalenia, umiejętność cieszenia się drobnymi sukcesami, lęk przed zmianą, praca wbrew oczekiwaniom rodziny, że zrobi się "karierę". Uczniowie nie są tu rekwizytami, tylko czuć, że ich dobro ma znaczenie dla bohaterów (i twórców serialu). A to wszystko z szacunkiem dla Filadelfii – niby podobne problemy mogą mieć publiczne szkoły wszędzie, ale tu postawiono na docenienie lokalnego kolorytu.
Misja: Podstawówka – czy warto oglądać serial
Z czasem bohaterowie okazują się coraz bardziej wielowymiarowi i trudno im nie kibicować. Każda z postaci szybko jest na tyle ukształtowana, że można łączyć nauczycieli i nauczycielki w mniej oczywiste duety, co daje niezły efekt. Na plus liczyłabym serialowi i to, że konsekwentnie trzyma się miejsca pracy, ewentualnie drogi do szkoły, a odpryski życia prywatnego bohaterów poznajemy przy okazji scen w podstawówce. Dobrym pomysłem okazuje się też rozpoczęcie historii od drugiego roku pracy Janine i Jacoba, bo ich trudności są ciekawsze niż typowe pogubienie "nowych". Nawet pozornie przebrzmiały styl mockumentu, dzięki umiejętnemu stosowaniu (choćby do pokazywania reakcji innych postaci na czyjeś zachowanie) się tu sprawdza.
Jeśli już miałabym na coś narzekać, skoro dzięki jakości wykonania wyjątkowo nie przeszkadza mi zgodność z gatunkowymi wymogami, to wskazałabym detale. Zachowanie Avy wobec Gregory'ego jest niesmaczne, co twórcy niby widzą, ale każą nam się z tego śmiać (gdyby to dyrektor w ten sposób nagabywał nauczycielkę, chyba nie byłoby nam do śmiechu?), więc ten "żart" spokojnie można by stonować w 2. sezonie. Bardzo też widać, że 4. odcinek, "New Tech", miał być odcinkiem 2. Poza tym wszystko tu gra na tyle dobrze, że nawet tryb, w którym bohaterowie co odcinek zaliczają jakąś życiową lekcję, mnie nie drażnił.
Nowy sezon w Stanach już we wrześniu i mam nadzieję, że Disney+ nie każe nam czekać dłużej na polską emisję. Moja relacja z tego typu serialami nie zawsze była trwała – czasem entuzjazmu starczało mi na kilka sezonów ("Superstore"), czasem po przerwie skruszona wracałam ("Brooklyn 9-9"), a czasem coś z sezonu na sezon kochałam bardziej ("Parks and Recreation"). Trudno po zaledwie trzynastu odcinkach stwierdzić, czy zostanę w filadelfijskiej podstawówce na lata, ale dzięki urokowi 1. sezonu na ten moment wydaje mi się, że jeszcze kilka klas chętnie zaliczę.