"Primal" to krwawa historia o przyjaźni i przetrwaniu – recenzja nowego serialu twórcy "Laboratorium Dextera"
Mateusz Piesowicz
15 czerwca 2022, 17:03
"Primal" (Fot. Adult Swim)
Czy wciągająca i wiarygodna emocjonalnie historia musi być skomplikowana? "Primal" udowadnia, że wystarczy para dobrze dobranych postaci, a nawet słowa nie będą konieczne.
Czy wciągająca i wiarygodna emocjonalnie historia musi być skomplikowana? "Primal" udowadnia, że wystarczy para dobrze dobranych postaci, a nawet słowa nie będą konieczne.
Nie trzeba być wielkim fanem telewizyjnych animacji, żeby znać nazwisko Genndy Tartakovsky. W końcu mowa o człowieku, którego twórczość towarzyszyła dzieciństwu i młodości wielu z nas, żeby wspomnieć tylko tak kultowe tytuły, jak "Laboratorium Dextera" czy "Samuraj Jack". Przeznaczone dla dorosłych widzów "Primal" jest jego najdojrzalszym i najbardziej wymagającym dziełem z dotychczasowych, co może brzmieć dziwnie przy historii jaskiniowca i dinozaura, w której nie pada ani jedno słowo. Wbrew pozorom, treści tam jednak nie brakuje.
Primal to prehistoryczna animacja dla dorosłych
Co więcej, wiele przegadanych produkcji może "Primal" zazdrościć, ponieważ mimo braku podstawowego środka wyrazu jego twórcom udało się opowiedzieć historię spójną, pełną różnorodnych emocji i napięcia, które nie pozwalają oderwać się od ekranu. Choć prosta pod względem fabularnym, dziesięcioodcinkowa produkcja Adult Swim (cały 1. sezon jest dostępny na HBO Max) zdecydowanie nie należy do banalnych, o czym możemy się błyskawicznie przekonać.
Już bardzo mocny początek kształtuje całą opowieść, przedstawiając jej głównych bohaterów – człowieka i gada – przez pryzmat łączącej ich tragedii. Neandertalczyka Speara i tyranozaura zwanego Fang poznajemy w momencie, gdy obydwoje padają ofiarami okrucieństwa świata, w którym żyją. Prymitywnej rzeczywistości stworzonej na wzór prehistorycznej, ale ubarwionej elementami fantasy, gdzie jedynym prawem jest pierwotne prawo dżungli, a jedynym celem przetrwanie. Zabij lub zgiń. Zjedz lub zostań zjedzony. Zero kompromisów, zero litości i zero współczucia, bo przeżyć tu mogą tylko najsilniejsi.
Od razu nasuwa się pytanie – czy w tak skonstruowanym świecie może dobrze funkcjonować fantastyczny motyw przyjaźni człowieka z bestią? Okazuje się, że tak. Potrzebne są jednak przede wszystkim solidne fundamenty podparte następnie stałym rozwojem tej nietypowej więzi. Będąc naturalnymi przeciwnikami, Spear i Fang muszą wszak najpierw się własnej naturze przeciwstawić, potem zbudować trudne zasady międzygatunkowej współpracy i wreszcie zaufać sobie nawzajem. Brzmi bajkowo? Szybko się przekonacie, że "Primal" to raczej bardzo mroczna baśń, którą twórcy zdołali podeprzeć wiarygodnymi relacjami pary bohaterów.
Primal – człowiek i dinozaur przeciwko światu
Trudne zadanie ułatwiło im z pewnością to, że serialowa rzeczywistość jest, łagodnie mówiąc, niezbyt gościnna. W tym świecie na każdym kroku czyha śmiertelne zagrożenie. W drapieżnikach małych, większych i ogromnych można przebierać. Są stwory biegające, latające, pływające i pełzające, a także małpo- bądź człekopodobne. Takie podparte realnie istniejącymi lub wzięte żywcem z sennego koszmaru. Dodajcie jeszcze równie zabójcze siły natury, a okaże się, że działanie razem to czysty pragmatyzm – wspólnie szanse na przeżycie wyraźnie rosną.
O ile rzecz jasna uda się wcześniej wypracować jakieś zasady współpracy, co komplikuje nieskory do niej charakterek naszych bohaterów. Ich docieranie się, choć czasem brutalne, stanowi najczęstsze źródło rzadkiego serialowego humoru. Bitwy o jedzenie, niechęć do wypełniania ciężkich obowiązków czy próby wykazania swojej dominacji przez każdą ze stron sprawiają, że "Primal" nabiera nawet momentami cech sitcomowych lub przypomina najdziwniejsze buddy movie na świecie, w którym kumpelskie docinki zastępują wzajemne ryki, pochrząkiwania i wrzaski.
Oczywiście nigdy nie trwa to zbyt długo, ale wystarcza, żeby nadać serialowi odrobinę lekkości i do pewnego stopnia uczłowieczyć parę postaci. Bo w gruncie rzeczy trudno tutaj zwykle stwierdzić, które z duetu jest tym bardziej "dzikim". Spear i Fang działają tak, jak muszą, identyfikując się przez swoje najbardziej przydatne w celu przetrwania cechy (funkcjonujące w opisie serialu imiona "Włócznia" i "Kieł" mówią same za siebie) i tak też przez większość czasu ich postrzegamy. Zdarzają się jednak chwile, gdy instynkt ustępuje miejsca czemuś bardziej ludzkiemu. Tak, również w przypadku dinozaura.
Widzowie nie mają natomiast najmniejszych problemów, żeby te chwile zidentyfikować i we właściwy sposób odczytać, co mogłoby się wydawać wyzwaniem raczej karkołomnym z racji na brak dialogów. "Primal" jest jednak doskonałym przykładem na to, że słowa są często zbędne, a niekiedy nawet mniej skuteczne w komunikacji niż cała reszta. Spear i Fang "mówią" wszak do siebie i do nas praktycznie bez przerwy, używając do tego różnych form. Zarówno werbalnych (w przypadku człowieka fantastyczną robotę wykonuje aktor głosowy Aaron LaPlante), jak i za pomocą ruchu, mimiki czy spojrzeń. Wierzcie mi – nie ma nic bardziej dosadnego niż przenikliwe spojrzenie tyranozaura.
Primal to równie krwawa, co piękna historia
A jakby mało wam było środków ekspresji ze strony głównych bohaterów, to spokojnie, twórcy zadbali o to, żeby wasz wzrok i słuch były atakowane z każdej strony, najczęściej brutalnie. Bardzo brutalnie. "Primal" nie idzie bowiem na absolutnie żadne kompromisy w kwestiach przemocy, więc ostrzegam przed traktowaniem go w tym względzie półserio.
Przez ok. trzy i pół godziny seansu (20-minutowe odcinki) z rzadka dostajemy chwilę wytchnienia od dźwięku i widoku rozrywanych ciał, pękających kości, odrywanych kończyn i innych potworności, a upływający czas w najmniejszym stopniu nie osłabia ich mocy. Kreskówkowa brutalność w tutejszym wydaniu nie oznacza przerysowania, lecz jest kluczowym elementem serialowego horroru – dokładnie tak strasznym i mało komfortowym dla oglądającego, jak chcieliby twórcy.
Jednocześnie trzeba oczywiście podkreślić, że nieprzyjemne obrazy i mrożące krew w żyłach odgłosy robią w "Primal" imponujące wrażenie, ukazując ogrom włożonej w nie pracy storyboardzistów, dźwiękowców i całej reszty serialowej ekipy. Zadbano tu o wszystko, od dynamicznych scen pościgów i walk, po najdrobniejsze detale, jak dobiegające zewsząd dźwięki natury, czy charakterystyczny, inny dla każdego gatunku tupot podczas biegu. Pasująca idealnie, podnosząca lub budująca napięcie, a przy tym nieoczywista muzyka autorstwa Tylera Batesa i Joanne Higginbottom dopełnia perfekcyjnego audiowizualnego widowiska.
Od czasu do czasu całe to przedstawienie się jednak zatrzymuje, pozwalając widzom i bohaterom złapać nieco oddechu (choć zwykle to złudna nadzieja). Mamy wówczas możliwość spokojniejszego podziwiania tła, a zdecydowanie jest podziwiać. Równie, a czasem nawet bardziej oszałamiająca od pierwszego planu sceneria spełnia też inne funkcje zależnie od okoliczności. Raz jest kojąca, jak wyrastająca gdzieś w środku dżungli rajska laguna, innym razem przerażająca, jak rozświetlone czerwonym księżycem pustkowie, to znów urzeka ogromem i majestatem, jak zimowy prehistoryczny krajobraz. A to tylko przykłady.
Wszystko razem składa się na serial pod wieloma względami wyjątkowy, w telewizyjnym krajobrazie będący powiewem świeżości i zbyt rzadko tu spotykanego artystycznego geniuszu. "Primal" zdecydowanie nie jest dla wszystkich, nie ma szans na przebicie się do mainstreamu, a do tego dociera do nas z dużym opóźnieniem (premiera w październiku 2019!), ale w tym przypadku należy się cieszyć, że w ogóle. Zwłaszcza że wkrótce 2. sezon, a ten zapowiada się bardzo atrakcyjnie.