6. sezon "Peaky Blinders" to prawdziwie królewskie pożegnanie z serialem — recenzja finałowych odcinków
Marta Wawrzyn
11 czerwca 2022, 15:03
"Peaky Blinders" (Fot. BBC)
Na Netfliksie wylądował 6. sezon "Peaky Blinders", który jest jak przegląd "the best of" całego serialu. Są emocje, jest klimat, mrok, głębsze spojrzenie na postacie i kilka mocniejszych twistów.
Na Netfliksie wylądował 6. sezon "Peaky Blinders", który jest jak przegląd "the best of" całego serialu. Są emocje, jest klimat, mrok, głębsze spojrzenie na postacie i kilka mocniejszych twistów.
Niesamowitą drogę przeszło "Peaky Blinders" od debiutu we wrześniu 2013 roku na najbardziej niszowym kanale BBC — czyli BBC Three — do fenomenu znanego na całym świecie, z planowanym filmem kinowym, spin-offami, widowiskiem tanecznym itp., itd. To nie przypadek, że ta dekada była też dekadą Netfliksa, który pomógł wybić się przynajmniej kilku brytyjskim tytułom, w tym także "The Fall" i "Derry Girls", sprawiając, że seriale te z ciekawostki dla grupki świetnie obeznanych z popkulturą fanów stały się wielkimi hitami. Za chwilę to może przestać być możliwe, zważywszy, że każdy teraz chce pokazywać swoje seriale na swoich platformach streamingowych. I tym samym potencjalni następcy "Peaky Blinders" będą mieć znacznie trudniej, przynajmniej jeśli chodzi o samo dotarcie do widzów.
Peaky Blinders ma ogromny rozmach w 6. sezonie
Patrząc na gigantyczną skalę w 6. sezonie "Peaky Blinders", można wręcz trochę zatęsknić za czasami, kiedy był to stylowy, ale nie aż tak wysokobudżetowy serial o chłopakach w kaszkietach, którzy uprawiali gangsterkę w swojej dzielnicy w Birmingham i właściwie nie wychodząc poza to. Ale spokojnie, w finałowej serii znajdzie się czas i na powrót do korzeni, czyli świata buchających pieców fabrycznych i chińskich knajpek w Small Heath. Wracamy też do pubu Garrison, gdzie jak zwykle mają miejsce ważne dla rodziny Shelbych dyskusje i decyzje.
Ale oprócz tych oczywistości twórca i scenarzysta serialu Steven Knight oraz reżyser finałowego sezonu Anthony Byrne dosłownie mają do ogarnięcia cały świat, bo interesy Tommy'ego Shelby'ego (Cillian Murphy) rozciągają się od Kanady i Bostonu aż po Szanghaj. A wątków do zamknięcia i połączenia ze sobą jest zatrzęsienie, więc ten sezon — pod każdym względem wypadający zdecydowanie mocniej niż jego poprzednik — po emocjonalnym pożegnaniu z początku 1. odcinka i czteroletnim przeskoku czasowym do 1934 roku przybiera dość szybkie tempo, jednocześnie pamiętając o tym, aby godnie zamknąć historię bardzo skomplikowanego bohatera, za którym podążają pamiętające czasy I wojny demony, gdziekolwiek się nie uda.
6. sezon Peaky Blinders łączy w sobie wiele wątków
Chęć omówienia ze spoilerami wszystkiego, co się dzieje w tym sezonie, sprawiłaby, że pisałabym tę recenzję do przyszłego piątku, więc z konieczności to będzie raczej przegląd "the best of". Zresztą sam ten sezon dokładnie tym jest, oferując i zapadające w pamięć pożegnanie z jedną z najważniejszych bohaterek, i złożone historie rodzinne Shelbych z ich romskimi korzeniami w tle, i nielegalne interesy Tommy'ego, i sporą dawkę polityki, i nawet powrót Alfiego Solomonsa (Tom Hardy). Skomentowanie wszystkiego z osobna wydaje się niemożliwe, powiem więc tylko, że jestem zaskoczona tym, jak sprawnie Steven Knight porusza się w tej mnogości wątków, nie zapominając o uderzeniach w emocjonalne struny. A przy tym wywodząc w pole tych, którzy myśleli, że wiedzą, czego się spodziewać po finale.
6. sezon hitu BBC zaczyna się od wspaniałego, pięknego pożegnania Polly i zarazem zmarłej aktorki Helen McCrory — ogień, cisza i złożona przez Michaela (Finn Cole) obietnica zemsty na Tommym to bardzo mocne i bardzo dramatyczne wejście w finałową rozgrywkę. Po przeskoku czasowym okazuje się jednak, że nie będzie ona taka prosta, jak myśleliśmy — czyli Tommy kontra Michael i wiecznie knująca Gina (Anya Taylor-Joy) — bo w grze jest tysiąc innych czynników i interesów. Począwszy od klątwy Shelbych, która zdaje się ścigać głównego bohatera, dodając kolejne tragedie do tego, co przeszedł, a skończywszy na złożonych realiach biznesowo-politycznych.
Mamy więc w tym sezonie powrót postaci z IRA. Mamy wujka Giny, Jacka Nelsona (James Frecheville, "Requiem") — inspirowanego postacią historyczną, ojcem prezydenta Johna F. Kennedy'ego, o którym krążyły słuchy, że nie dorobił się majątku całkowicie legalnie. Mamy faszystów z Mosleyem Oswaldem (Sam Claflin) i jego kochanką z piekła rodem Dianą (Amber Anderson) na czele. Znalazło się jeszcze miejsce dla związkowca z Liverpoolu, którego zagrał Stephen Graham ("Zakazane imperium"). Tommy, socjalista flirtujący z faszystami i wciąż wysyłający raporty do Winstona Churchilla, lawiruje pomiędzy różnymi światami i sprzecznymi interesami, wciąż słysząc w głowie głos Polly, szalejąc z rozpaczy w momencie osobistej tragedii i balansując na granicy dobra i zła, światła i mroku, życia i śmierci.
Peaky Blinders głębiej zagląda w duszę Tommy'ego
Oglądając finałowy sezon "Peaky Blinders", można odnieść wrażenie, że starając się z jednej strony żonglować bardzo licznymi wątkami, a z drugiej jeszcze bardziej zagłębić się w duszę Tommy'ego, Steven Knight zmarginalizował resztę rodziny. Ada (Sophie Rundle) ma parę świetnych momentów w 3. odcinku, kiedy Tommy wysyła ją w swoim zastępstwie do Londynu, z kolei Arthur (Paul Anderson) błyszczy zwłaszcza w konfrontacji z postacią Grahama. Nie da się jednak ukryć, że to Tommy jest tu główną gwiazdą i główną atrakcją. I nie ma co się temu dziwić, w końcu to jedna z najbardziej złożonych postaci antybohaterów, jakie telewizja stworzyła.
"On jest Bóg, on jest człek, on jest duch, on jest guru". Gina uparcie nazywa go diabłem, Lizzie (Natasha O'Keeffe) uświadamia sobie, że nigdy nie przebije się przez powierzchnię, przez wszystkie jego maski, a Oswald, nawet kiedy w pewnym momencie podstępnie zmusza go do hajlowania, wie, że Tommy jest i będzie socjalistą z Partii Pracy. Ale znów, mówimy o socjaliście żyjącym w pałacu z własną piwniczką francuskich win wartych więcej niż ludzkie życie. To rzeczywiście człowiek złożony ze sprzeczności, w jego przypadku to określenie nie jest zwykłym banałem.
Podobnie jak Tony Soprano, Walter White, Dexter Morgan, Don Draper i wielu innych antybohaterów przez nim, Tommy, podejmując świadomie takie a nie inne decyzje w swoim życiu i w interesach, bardzo mocno wszystko przeżywa. I naprawdę bardzo, ale to bardzo chciałby zmienić się na lepsze. A my mu w tym kibicujemy, tak jak wszystkim jego telewizyjnym poprzednikom, choć wiemy, że jest dla niego tylko jedna droga. Wypakowana błądzeniem, demonami, koszmarami sennymi. Niepozbawiona (samo)świadomości, że tak, faktycznie jest mu bliżej do takich drani, jak Mosley, niż do zwykłych, przyzwoitych ludzi. I nie, już się nie zmieni.
Peaky Blinders — 6. sezon to godne pożegnanie
I choć szkoda żegnać tę postać, niewątpliwie jedną z najciekawszych z ery antybohaterów — możliwe, że ostatnią z tego typu postaci, przynajmniej na jakiś czas — wydaje mi się, że decyzja o zakończeniu serialu i zrobieniu po nim jeszcze filmu nie była błędem. Pomijając samą końcówkę i twist z finału, który słusznie budzi kontrowersje — ale też wpisuje się w styl Stevena Knighta i rzeczy, jakie już robił także w "Peaky Blinders" — 6. sezon jest prawdziwie królewskim pożegnaniem.
Może nie jest to najlepszy sezon ze wszystkich, ale niewątpliwie najambitniejszy, największy i najbardziej filmowy. O ile do scenariusza Knighta jak zwykle trudno mieć zastrzeżenia, o tyle mam wrażenie, że reżyser Anthony Byrne dołożył więcej niż jedną cegiełkę do ostatecznego kształtu finałowej serii. To piękny, kinowo i często bardzo pomysłowo zrealizowany sezon, gdzie scena zwykłej kolacji — z faszystami, ale jednak wciąż, to tylko kolacja — potrafi budzić zachwyt zmieszany z przerażeniem. O bardziej skomplikowanych sekwencjach nie wspominając. Tommy znów przechadza się w slow motion po Small Heath, znów szaleje od tego, co się dzieje w jego głowie, i władczo przemawia w Izbie Gmin niczym polityk z "House of Cards", raz po raz zmieniając maski. Znów możemy podziwiać niekonwencjonalne wybory wizualne i muzyczne twórców, fenomenalne kostiumy, gęsty klimat.
Kończy się serial wielki, serial, który zredefiniował gatunek dramatu gangsterskiego i dramatu kostiumowego. Czerpiąc wiele z "Rodziny Soprano", jeśli chodzi o tematykę i psychologiczną konstrukcję głównego bohatera, a przy tym mając do dyspozycji całe doświadczenie BBC w produkowaniu seriali historycznych, Steven Knight stworzył nową jakość w telewizji. Wiele eksperymentów, zabaw formą, teatralnymi występami aktorskimi i wyrazistą współczesną muzyką w produkcjach kostiumowych zawdzięczamy właśnie "Peaky Blinders". A próby podrobienia hitu BBC — od amerykańskich seriali aż po polskiego "Króla" — tylko pokazały, że to było coś wyjątkowego. Świetnie będzie zobaczyć Shelbych na wielkim ekranie, a tymczasem żegnamy ich po 36 odcinkach, z których żaden nie był nieudany.