"2 Broke Girls" (2×01): Głos śmieciowego pokolenia
Mateusz Madejski
25 września 2012, 19:53
Pierwszy sezon sitcomu przyciągnął widzów dzięki sympatycznym aktorkom i niewymuszonym żartom. Ale czy "2 Broke Girls" stanie się tak kultową komedią, jak "Przyjaciele" w latach 90.?
Pierwszy sezon sitcomu przyciągnął widzów dzięki sympatycznym aktorkom i niewymuszonym żartom. Ale czy "2 Broke Girls" stanie się tak kultową komedią, jak "Przyjaciele" w latach 90.?
"Przyjaciele" to był nie tylko sympatyczny serial komediowy. To było coś w rodzaju "głosu pokolenia". Mimo że to wyświechtany frazes, to jednak sitcom był kultowy dla szczęściarzy żyjących w latach 90. – nie martwili się o pracę, nie spędzali długich godzin w biurowcach, za to byli wyluzowani i czas spędzali romansując i spotykając się z przyjaciółmi. Żyć nie umierać.
Dzisiejsze średniomłodsze pokolenie ma trochę gorzej i jeśli jest jakiś sitcom, w którym mogą oglądać swoje przygody przyprawione śmiechem z offu – to jest to właśnie serial "2 Broke Girls". Czy jednak dziewczyny staną się tak kultowe jak Jennifer Aniston i spółka? Po pierwszym odcinku drugiego sezonu uważam, że jest to całkiem możliwe.
Co więc możemy obejrzeć w odcinku zatytułowanym "And the Hidden Stash"? Jest oczywiście sporo dowcipów balansujących na granicy dobrego smaku. Takie, które przekraczają tę, granicę też się zdarzają. Caroline idzie w odwiedziny do swojego ojca do więzienia. Idzie tam razem ze swoją najlepszą przyjaciółką, i co ciekawe, między Max a ojcem Caroline od razu rodzi się chemia. No ale ojciec wie co dobre i głupi nie jest. Bo chociaż wylądował w więzieniu, to pewnie gdyby nie kryzys to ciągle obracałby milionami.
No właśnie – a propos kryzysu… Pod koniec ostatniego sezonu wydawało się, że dziewczynom biznes wreszcie zaczyna się kręcić. Teraz jednak okazuje się że ciągle długa droga przed nimi. I dlatego też pewnie serial przyciąga przed ekrany reprezentantów pokolenia "umów śmieciowych". Im też ostatnio raczej nie wychodzi. I nie ma znaczenia czy mieszkają nad Wisłą, czy nad Tamizą, czy na Brooklynie.
Więc może lepiej, żeby dziewczynom się ciągle nie udawało. Poza tym, jeśli zacznie im się udawać to przestaną być spłukane i trzeba będzie zmienić nazwę. A jeśli sugerować się prawdziwym życiem, to przyjaciółki, gdy zaczną osiągać sukcesy, zaczną się również kłócić ze sobą na śmierć i życie. A to będzie chyba koniec serialu. I choć mogłyby powstać potem co najmniej dwa sympatyczne spin-offy, to jednak ja wolę Max i Caroline w duecie.
Więc im dłużej dziewczynom nie będzie wychodzić biznes, tym dla nas lepiej.