"The Boys" w 3. sezonie nadal szokuje, ale też leczy męskie kompleksy – recenzja pierwszych odcinków
Mateusz Piesowicz
4 czerwca 2022, 15:02
"The Boys" (Fot. Amazon Prime Video)
Trup ściele się gęsto, wnętrzności fruwają, a ekran spływa krwią i innymi płynami ustrojowymi. To znak, że chłopaki z "The Boys" wrócili tacy, jak ich pamiętamy. A czy są w równie wysokiej formie?
Trup ściele się gęsto, wnętrzności fruwają, a ekran spływa krwią i innymi płynami ustrojowymi. To znak, że chłopaki z "The Boys" wrócili tacy, jak ich pamiętamy. A czy są w równie wysokiej formie?
Od pamiętnego dnia, w którym pewna zadziwiająco żwawa jak na swój wiek miłośniczka aryjskiej rasy dostała, co jej się należało, ktoś stracił matkę, a ktoś inny chcąc nie chcąc został ojcem, minął rok. Choć Homelander (Antony Starr) nadszarpnął sobie reputację romansem z nazistką, Siódemka wciąż włada masową wyobraźnią, znajdując nową liderkę rankingów popularności w osobie Starlight (Erin Moriarty). Równie dobrze radzi sobie Hughie (Jack Quaid), z powodzeniem pracujący w Biurze ds. Superbohaterów, i nawet Butcher (Karl Urban) nieco spokorniał, polując na supków zgodnie z prawem. Sielanka po prostu.
The Boys – co zmieniło się w 3. sezonie serialu?
Zastając taki stan rzeczy na początku 3. sezonu "The Boys", można prawdopodobnie spodziewać się jednej z dwóch rzeczy: albo ktoś coś ukrywa, albo jest to tylko cisza przed burzą. W tym przypadku obydwie odpowiedzi są poprawne i nie trzeba czekać długo, żeby się o tym przekonać. A właściwie to w ogóle nie trzeba czekać.
Błyskawicznie orientujemy się więc, że trzymany z trudem na wodzy temperament Homelandera i Butchera skrywa ich rosnącą frustrację, a Hughie cieszy się posadą, nie wiedząc o wybuchowej tajemnicy Victorii Neuman (Claudia Doumit). Starlight robi z kolei dobrą minę do złej gry, firmując swoją twarzą niczym nieróżniącą się od poprzedniej korporacyjną machinę. A jeśli chodzi o całą resztę, to odpowiedź na to, czy coś się zmieniło w serialu, da wam jakże urocza scena "erotyczna" (tak jakby), przestrzegająca przed kichaniem w trakcie łóżkowych zabaw.
To wszystko rzecz jasna tylko w pierwszych minutach premierowego odcinka. W następnych dwóch obrzydliwości, szokujących scen i czystego szaleństwa jest znacznie więcej, a Eric Kripke z ekipą mają wyraźną frajdę z przekraczania kolejnych pozornie nieprzekraczalnych granic. Tym bardziej, że okazji do tego im nie brakuje, bo już wcześniej bardzo rozbudowana fabuła w tym sezonie wręcz pęka w szwach, wypakowana poupychanymi niczym sardynki w puszce wątkami. Marząca o zwykłym życiu Kimiko (Karen Fukuhara), próbujący w nim wytrwać Marvin (Laz Alonso), zmagający się z problemami nie tylko wizerunkowymi Deep (Chace Crawford) i A-Train (Jessie T. Usher), nierezygnujący z planu wcielenia supków do armii Edgar (Giancarlo Esposito)… a to tylko niektóre z pobocznych historii!
Wszystkie z wymienionych są oczywiście na przestrzeni trzech (z ośmiu) godzin ledwie zarysowane, podczas gdy fabularną osią staje się poszukiwanie tajemniczej broni, ponoć na tyle potężnej, by zabić nawet najpotężniejszego supka. Nic dziwnego, że staje się ona obiektem zainteresowania Butchera – tropy prowadzą do legendarnego Soldier Boya (Jensen Ackles z "Supernatural", póki co głównie w wersjach archiwalnych), bohatera wojennego i swego czasu największego superherosa Ameryki, który ponoć zginął przed laty, ratując Amerykę przed katastrofą nuklearną. Nietrudno się domyślić, że za sprawą kryje się coś więcej, a celem Chłopaków będzie odkrycie, co dokładnie się stało.
The Boys, czyli różne oblicza kryzysu męskości
Ogólny obraz rozbudowanej fabuły sprowadza się do tego, że w gruncie rzeczy zmieniło się w "The Boys" niewiele. Kluczowymi postaciami dla serialu są zatem nadal Homelander, Butcher, Hughie i Starlight, a reszta funkcjonuje na zasadach wypełniaczy, sprawiających, że widz nie ma nawet momentu na oddech. W końcu gdyby mógł go złapać, łatwiej byłoby mu dostrzec, na jak kruchych podstawach zbudowane są historie poszczególnych bohaterów i jak w każdej sytuacji stawia się tu na efekciarstwo kosztem zgłębienia danego tematu. Jasne, znamy to z poprzednich sezonów, więc trudno się szczególnie dziwić, chwilami jednak wciąż nie mogę odżałować, że twórcy nie szukają rozwiązań stanowiących większe wyzwanie.
Zwłaszcza że ich na to stać, czego dowodzą zarówno błyskotliwe przedstawienie naszej rzeczywistości w serialowym krzywym zwierciadle, jak też ci z bohaterów, którym poświęcono więcej czasu. Na pierwszy plan pod tym względem wysuwają się zdecydowanie Butcher i Homelander – pałający do siebie nienawiścią zaciekli wrogowie, mający jednak zaskakująco dużo wspólnego. Obaj są jak zamknięte w klatce lwy, których prawdziwą naturę próbuje się na siłę okiełznać. Obaj desperacko szukają z niej ucieczki, sięgając przy tym po ryzykowne środki. Obaj wreszcie stanowią pewien wzorzec toksycznej męskości, który twórcy wyśmiewają, jednocześnie traktując jako przestrogę.
Brzmi ambitnie, prawda? W rzeczywistości serialowy przekaz jest prosty i jak zawsze przejaskrawiony, choć niewątpliwie skuteczny. Problem z samcami alfa urażonymi tym, że świat nie chce kręcić się wokół ich ego, szukając dla siebie innych wzorców, jest wszak doskonale znany, jednak tutaj nabiera wyjątkowych barw. W przypadku Butchera bardziej dramatycznych i mimo wszystko przyziemnych (w głównej mierze dzięki relacji bohatera z małym Ryanem), a w przypadku Homelandera okraszonych jeszcze dodatkowymi fajerwerkami.
Subtelności nie ma oczywiście ani tu, ani tu za grosz, odniesienia do prawdziwego świata biją po oczach, a spłyconymi wnioskami wali się nas prosto w twarz, co nie zmienia jednak faktu, że całość działa. Oglądanie jak biedni i niezrozumiani mężczyźni zmagają się z "prześladowaniem" bawi, a w odpowiednim momencie przestaje, zamieniając się w realną groźbę, która wybrzmiewa tym mocniej, że jej nadawcą jest posiadający supermoce psychopata (Antony Starr raz jeszcze przechodzi samego siebie). Zabawne? Nie bardzo. Znajome? Zdecydowanie za bardzo.
The Boys to brutalna satyra ze starymi problemami
Przed napisaniem, że twórcy serialu zarówno w tym, jak i w innych wątkach jadą po bandzie, powstrzymuje mnie jedynie to, że równie dobrze można było tego sformułowania użyć już przy poprzednich sezonach, a potem okazywało się, że to wcale nie koniec. Tu z pewnością również tak będzie, zwłaszcza że czeka nas jeszcze zapowiadany od dawna "Herogasm". Lepiej więc zawczasu przygotujcie nerwy i żołądki na mocne przeżycia, bo tych niewątpliwie nie będzie brakować. A uodpornić się na nie przecież nie da, czyż nie?
No właśnie nie do końca, bo wydaje się, że "The Boys" krok po kroku zbliżają się do muru, przed którym prędzej czy później staje każda opierająca się na szokowaniu widza produkcja. Zasadne jest więc pytanie, czy twórcy zdołają go przeskoczyć, czy odbiją się od niego, wracając do dalszego epatowania przerysowaną przemocą, pokręconym seksem i zwariowaną satyrą?
Pewnie, ta bywa ciągle piekielnie ostra, celna i pomysłowa, choćby wyśmiewając superbohaterskią fiksację współczesnej popkultury ("Świt Siódemki" jako odpowiedź na Snyderowską "Ligę Sprawiedliwości" jest cudowny, a jeszcze ten gościnny występ!), lecz nie jest to regułą, a co jeszcze istotniejsze, tutejsza satyra nigdy nie wykracza poza sferę żartu. Ekstremalnego, ale jednak żartu, co sprawdza się przy komiksowych przebierańcach, za to już niekoniecznie działa równie dobrze, gdy na celowniku znajdują się prawicowi ekstremiści, prawo do broni czy kwestie rasowe. W takich momentach "The Boys" wyglądają w mniejszym stopniu na inteligentną karykaturę, za to w większym na rubaszny dowcip. A to na dłuższą metę nie tylko prowadzi donikąd, ale też w końcu przestaje działać.
Nie sądzę wprawdzie, żeby serial Amazona był już w miejscu, z którego nie da się pójść dalej, ale kolejny sezon oparty na tych samych lub podobnych sztuczkach, a zarazem powielający problemy swoich poprzedników, można by już uznać za powód do niepokoju. Oczywiście pierwsze odcinki 3. serii trzymają poziom, główni bohaterowie są co najmniej przyzwoicie napisani (dużo niewykorzystanego potencjału tkwi nadal zwłaszcza w wątku Starlight), nudzić się nie ma czasu, a krwawej rozrywki jest aż nadto. Mam jednak nadzieję, że w dalszej części sezonu za klasycznymi dla "The Boys" elementami pójdzie coś więcej, czy to będzie zaangażowanie emocjonalne jak poprzednio, czy jakiegoś rodzaju refleksja, czy komentarz wykraczający poza czysty absurd. Bo obawiam się, że bez tego może nie wystarczyć nawet największa orgia świata.