"Haven" (3×01): Do trzech razy sztuka
Agnieszka Jędrzejczyk
24 września 2012, 19:52
"Haven" to serial, do którego mam zazwyczaj szereg zastrzeżeń, ale który oglądam z ciekawością i niesłabnącą nadzieją, że rozkwitnie w końcu jak pierwsze kwiatki na wiosnę. Po premierze 3. sezonu stwierdzam, że nie jest źle. Spoilery!
"Haven" to serial, do którego mam zazwyczaj szereg zastrzeżeń, ale który oglądam z ciekawością i niesłabnącą nadzieją, że rozkwitnie w końcu jak pierwsze kwiatki na wiosnę. Po premierze 3. sezonu stwierdzam, że nie jest źle. Spoilery!
Odcinek zaczyna się dokładnie tam, gdzie skończył się poprzedni – choć teoretycznie nieco wcześniej – czyli od Nathana mierzącego w Duke'a z pistoletu. Panowie szamotają się do momentu, aż Duke uświadamia Wournosowi, że został wrobiony, a potem współpracują w celu odnalezienia porwanej Audrey. Tymczasem Audrey budzi się przywiązana do słupa w ciemnej piwnicy, gdzie wita ją tajemniczy mężczyzna. Zmusza ją do odpowiedzi na pytania na temat Colorado Kida, dając Audrey dalszy wgląd w nieznane życie swojej poprzedniczki – i nie tylko. W to wszystko wplątane zostaje jeszcze śledztwo dotyczące UFO (!), a na koniec wychodzi na jaw bardzo poważna i zapewne dalekosiężna w skutkach prawda. Szczegółów zdradzać nie będę, ale zdradzę za to, że intryga zarysowana na 3. sezon może przebić całe dotychczasowe problemy Haven i zamieszkujących je bohaterów.
Premierowy odcinek do przede wszystkim świetnie zbudowane napięcie i równie dobrze utrzymane tempo. Momentami odnosiłam wrażenie, że oglądam nie ten sam serial, choć oczywiście trzeba wciąć poprawkę na jego charakterystyczny styl – nieco zbyt uporządkowany i wysuszony z głębszych emocji. Wygląda jednak na to, że moje oczekiwania opisane w Serialach, których powrotu nie możemy się doczekać mogą się w tym sezonie całkiem realnie spełnić.
Po pierwsze, intryga może wreszcie dostać porządnego kopa. W tym odcinku stało się wiele rzeczy rzutujących na dalszy rozwój tajemnicy. Pojawił się nowy gracz, o którym nic jeszcze nie wiadomo, na jaw wyszły nowe fakty związane z osobą Colorado Kida, a Dave i Vince nie będą już mieli wyboru, jak grać z Audrey w otwarte karty. Co więcej, zapowiedzi dalszych odcinków podpowiadają nadejście całej gamy nowych twarzy, którzy namieszają tak przy kłopotach Haven, jak i w życiu bohaterów. Nic tylko zacierać ręce.
Po drugie – właśnie życie bohaterów. Rozwijająca się relacja pomiędzy Audrey a Nathanem nie umknęła uwadze Duke'a, i nareszcie wyraźnie widać, że wcale się z tego powodu nie cieszy (co prawda nie od razu – bo zdążył jeszcze całkiem zwyczajnie skomentować uczucia Nathana – ale zawsze coś). Wątek tego trójkąta boli mnie w zasadzie od początku serialu, bo przez dwa sezony nie wykorzystywał w pełni dziesiątek okazji do zamotania emocjami. O ile więc wierzę, że "Haven" nie zawiedzie mnie pod względem nowych "kłopotliwych" niespodzianek, to w kwestii związków między postaciami wolę być na razie sceptyczna. Co nie oznacza, że nie trzymam za nie kciuków.
Po trzecie, nowy odcinek wydał mi się znacznie sprawniej zrealizowany. Nie tylko działo się wiele, ale działo się składnie. Odcinek szybko wciągnął i przez to szybko się skończył, a choć nie wszędzie udało mu się wzbudzić odpowiednie emocje (kilka drętwych scen to już w "Haven" norma), to z całą pewnością podbił stawkę mocną końcówką. Mam nadzieję, że takich sytuacji będzie więcej – pełnych akcji, napięcia i zmieniającego się gruntu pod nogami.
Podsumowując, pod dwóch sezonach "Haven" może się wreszcie rozkręcić, czyli, jak to się mówi, do trzech razy sztuka. Jestem optymistycznie nastawiona, to w końcu całkiem sympatyczny serial z interesującym wątkiem. Potrzebuje tylko mocnego kopa w cztery litery.