"Hacks" nawet sukcesem potrafi złamać serce – recenzja finału 2. sezonu błyskotliwej komedii HBO Max
Kamila Czaja
3 czerwca 2022, 21:02
"Hacks" (Fot. HBO Max)
W finale 2. sezonu "Hacks" udowadnia, że da się osiągnąć sukces na własnych warunkach — i że trzeba potem zapłacić za to emocjonalnie sporą cenę. Uwaga na spoilery!
W finale 2. sezonu "Hacks" udowadnia, że da się osiągnąć sukces na własnych warunkach — i że trzeba potem zapłacić za to emocjonalnie sporą cenę. Uwaga na spoilery!
Dawno nie oglądałam serialu w takim napięciu, jakie towarzyszyło mi podczas finału 2. sezonu "Hacks". Wydawałoby się, że stawki opowieści o karierze doświadczonej artystki stand-upowej i jej młodej współscenarzystki występów nie mogą być na tyle wysokie, by uzasadnić takie emocje. Ale jeśli ktoś tak myśli, to pewnie po prostu nie zna jeszcze "Hacks" lub nie przypadł mu do gustu sam trzon serialu. Trzon stanowi tu bowiem niesamowicie złożona relacja dwóch kobiet. I chociaż już po 1. sezonie warstw tej znajomości dało się wskazać całkiem sporo, to zakończona właśnie seria udowodniła, że można było wszystko skomplikować jeszcze bardziej, bawiąc się po drodze odbiorcami i ich delikatną psychiką.
Ledwie polscy widzowie "Hacks" mogli ochłonąć po wiosennym (efekt opóźnienia premiery) zwrocie akcji, kiedy lepszym relacjom Deborah (Jean Smart) i Avy (Hannah Einbinder) zagroził jadowity i pełen sekretów mail wysłany przez tę drugą spragnionym sensacji producentom, a już dostaliśmy 2. sezon, w którym uznana komiczka szybko dowiedziała się o tej zdradzie. I równie szybko nastąpiła kolejna potencjalna katastrofa dla zbudowania prawdziwej przyjaźni – pozew, przez który Ava mogłaby w jednej chwili stracić wszystko. Po czym przekonaliśmy się, że wizja sądowej batalii wcale nie zniszczyła kruchej równowagi tego fascynującego żeńskiego duetu. Wręcz przeciwnie.
2. sezon Hacks jest jeszcze lepszy od pierwszego
Wątek podróży po Stanach Zjednoczonych i testowania nowego materiału obfitował, jak to w "Hacks", w przezabawne momenty i przegorzkie diagnozy o przemyśle rozrywkowym. Scenkom z życia w trasie i zacieśniania więzi na małej przestrzeni (której Deborah miała jednak i tak imponująco wiele jak na możliwości autokaru – kosztem Avy, rzecz jasna) towarzyszyły wzloty i upadki podczas występów. Wprawdzie mam poczucie, że nieco zmarnowano potencjał Laurie Metcalf ("Roseanne"), ale trudno nie zauważyć, że od początku chodziło o to, żeby do ekipy wrócił Marcus (Carl Clemons-Hopkins). Większość elementów tego objazdu Ameryki wypadło świetnie, a spektakularna porażka podczas rejsu dla lesbijek czy utrata uwagi widzów na rzecz… rodzącej krowy doskonale pasowały i do charakteru Deborah, i do realiów, w których pewnych rzeczy nie przewidzi nawet największa profesjonalistka.
Najlepiej jednak oglądało się to, jak małymi kroczkami Deborah i Ava dochodziły do fantastycznej współpracy i w ogniu walki tworzyły komediowy materiał idealny. Satysfakcja ze znalezienia równowagi między pokorą wobec popełnionych błędów a kojarzoną z uprzywilejowaną komiczką bezczelną nonszalancją wobec własnych braków udzielała się widzowi, który przed finałowymi odcinkami bardzo czekał na ten obiecany specjalny program stand-upowy. A przede wszystkim cieszył się przez cały dotychczasowy sezon fenomenalnymi scenkami między Deborah i Avą, jak choćby te z poszukiwaniem w śmieciach tenisowej "urny" z prochami czy nauką pływania.
Bohaterki dostały w tym sezonie także indywidualne wątki. Ava zaskakująco skutecznie jak na okoliczności próbowała dogadać się z własną matką i – tu już bez szczególnych osiągnięć – stać się lepszym człowiekiem. Ostatecznie została mniej więcej takim samym człowiekiem, tyle że z telefonem z klapką. Deborah zaskakująco skutecznie jak na okoliczności próbowała dogadać się z własną córką i – bez takich intencji, ale bardzo skutecznie – dawała się w barze uwieść młodszemu mężczyźnie, który interesował się nią, a nie jej sławą czy pieniędzmi. W tle oczywiście komiczny przerywnik zapewniali Jimmy (Paul W. Downs) i Kayla (Megan Stalter), ale przez większość sezonu towarzyszyli głównym bohaterkom tylko na odległość.
Te wątki nie obniżały wartości "Hacks", wypadały z reguły wciągająco i/lub zabawnie, ale przed ostatnim tygodniem i tak wiadomo było, że chodzi o to, jak po finale wyglądać będzie kariera Deborah i Avy oraz, pewnie przede wszystkim, ich zdrowo pokręcona, ale jakby i coraz zdrowsza relacja. Takie ustawienie priorytetów wyjaśnia, skąd moja nerwowość. O ile wierzyłam w twórców "Hacks", że odcinki im się jak najbardziej udadzą, o tyle w samym świecie bohaterek wszystko mogło pójść nie tak.
Hacks w finale 2. sezonu zbiera efekty ciężkiej pracy
Odcinek przedostatni, "On the Market", to właściwie zaledwie preludium do finału. Drużyna Deborah, często przy dźwiękach płyty, której nikt nie wyłączył od 2007 roku, planuje zdobycie inwestorów. Gdy stacje nie reagują nadmiernym entuzjazmem, a jedyna oferta okazuje się nie do przyjęcia, gwiazda najpierw w typowy dla siebie radykalny sposób radzi sobie z domkiem na drzewie, który zasłania jej widok, a potem diva przejmuje kontrolę i w innych kwestiach, decydując się na wyprodukowanie i dystrybuowanie programu na własnych zasadach (tu obowiązkowy żart z Louisa C.K.). Stawia przy tym konsekwentnie na reżyserkę, Elaine Carter (Susie Essman, "Pohamuj entuzjazm"), która, jak zauważa sama Deborah, byłaby uważana za zaledwie ekscentryczną, gdyby była mężczyzną, a skoro jest kobietą, to została skazana na branżową banicję.
Gdzieś w tle w tym odcinku mamy oczywiście łóżkowe (lokatorka) i sercowe (była dziewczyna) perypetie Avy oraz ważne w planie całości odejście Jimmy'ego i Kayli z dużej agencji, ale przede wszystkim "On the Market" uderza w dzisiejszy przemysł streamingowo-telewizyjny i pokazuje, że – oczywiście jeśli ma się i determinację, i wierną ekipę, i pieniądze (czyli przynajmniej pod ostatnim względem nie jest się Sally z "Barry'ego"…) — można narzucić własne warunki gry. Co każdemu, kto widział już prawie dwa sezony "Hacks", powinno podsunąć myśl, że to wszystko zbyt piękne, by okazało się prawdziwe.
Przez całe "The One, The Only" czekałam więc, jakie kowadło zrzuci na mnie "Hacks". Czy spełnią się obawy o kondycję Elaine? Nie, okazała się być w rewelacyjnej formie! Czy śmierć widza, który nawet nie chciał być na nagraniu programu, zaprzepaści miesiące wysiłków i pech znów zabierze Deborah jej moment triumfu? Nie, na dodatek Jimmy pokazał, że i on potrafi być bezwzględny, zaprzeczając tym samym zarzutom konkurencyjnej agentki granej przez Ming Na-Wen ("Księga Boby Fetta"). Czy DJ (Kaitlin Olson) załamie się, poznając fakty z biografii matki? Nie, mimo że usłyszenie tych tajemnic w tłumie widzów było trudne, doprowadziło do szczerej rozmowy. Czy żarty okażą się nie tak dobre, jak sądziły ich twórczynie? Ależ skąd, ten stand-up odniósł spektakularny sukces, a gdy Deborah uruchomiła tradycyjny kanał sprzedaży wysyłkowej ("DVD to przyszłość!"), nagle wszystkie stacje chciały dostać kawałek tego komediowego tortu.
Hacks – 2. sezon łamie serca na nowe sposoby
Obie główne bohaterki (bo i młodsza z nich została doceniona) są więc na szczycie. I tylko ten biedny widz, który ogląda "Hacks" przede wszystkim dla ich więzi, znów ma złamane serce. Tyle że już inaczej niż przy poprzednich zwrotach akcji między Deborah i Avą. Lucia Aniello, Paul W. Downs i Jen Statsky, twórcy "Hacks", się nie powtarzają i łamią fan(k)om serce w sposób nowy, bo i relacja mentorsko-uczniowska/macierzyńsko-córczyna/przyjacielsko-wroga przez ten sezon ewoluowała. Kiedy więc Deborah Avę zwalnia, co dało się przewidzieć, ale i tak bolało, robi to nie z egoistycznych pobudek. A w każdym razie nie tylko z nich.
Wzajemna zależność tych kobiet przez cały sezon stawała się coraz silniejsza, co w finale musiało doprowadzić do cierpienia. I chociaż Ava zarzuca pracodawczyni, że ta zwyczajnie się takiej zależności przestraszyła, to tylko część prawdy. Owszem, Deborah zapewne wolałaby myśleć, że świetnie poradzi sobie w "Amazing Race" bez młodszej towarzyszki, i nie chce potrzebować wsparcia przed każdym wyjściem na scenę. I zamykająca sezon reklama produktu pozwalającego na samodzielne zapięcie sukienki ma tu symboliczny sens, ale tym razem wielka diva naprawdę zrobiła coś, myśląc nie tylko o sobie.
Jako kobieta, która mimo sukcesu nieraz w branży przegrała, Deborah wie, że Ava jest do niej bardzo podobna i że musi wykorzystać moment i nauczyć się działać samodzielnie. A że młoda autorka komediowa zdążyła się od mentorki właściwie uzależnić, to pożegnanie, jakkolwiek miałoby stanowić krok ku lepszej przyszłości, przyjmuje gorzej niż miłosne zerwania (ta scena jest zresztą na zerwanie wyraźnie stylizowana).
"Hacks" wykorzystało więc przewrotnie siłę tego, co w serialu najważniejsze. Relacja tak ważna dla Deborah i Avy stała się dla nich aż zbyt ważna, a radość widza, że bohaterki tak dobrze się dogadują, że Ava chce być lojalna i odrzuca inne oferty, że wraca z Los Angeles na nagranie, a Deborah szczerze dziękuje jej na przyjęciu z inwestorami za wkład w sukces, zmienia się w smutek, że musiało się stać tak, a nie inaczej. Bo trudno z tym dyskutować: rozstanie było nieuchronne. I nawet wizja spotkania w sądzie, wcześniej przerażająca, teraz stanowiąca dla Avy ostatnią szansę na kontakt, nie zostanie spełniona. Mam nadzieję, że to chwilowe i jeśli "Hacks" wróci z 3. sezonem, to wątki obu postaci nie będą nadmiernie równoległe, nawet jeśli rozsądek mówi, że taki rozwój wydarzeń trzeba ocenić jako bezlitośnie uprawomocniony.
W 2. sezonie "Hacks" udowodniło, że sukces 1. serii nie był przypadkiem. To nadal, czy może nawet coraz bardziej, rewelacyjnie napisana i zagrana historia pewnego wycinka rozrywkowej branży, a przede wszystkim opowieść o dwóch wyjątkowych kobietach, których wyjątkowość zmusza nas do kibicowania ich skomplikowanej relacji. A kiedy już znów uwierzymy, że wszystko się między nimi ułoży, serial śmieje nam się w twarz – równocześnie zupełnie nie unieważniając głębi tej relacji. Aż, trochę masochistycznie, niczym Ava w finale, chciałoby się prosić, by nadal tak łamano nam serca.