"Night Sky" to piękna historia o miłości starszej pary i dużo słabsze science fiction — recenzja serialu Amazona
Marta Wawrzyn
22 maja 2022, 13:03
"Night Sky" (Fot. Amazon)
Na Amazonie zadebiutowało "Night Sky", czyli serial z Sissy Spacek i J.K. Simmonsem o starszym małżeństwie, które na podwórku odkrywa portal na inną planetę. Czy warto oglądać?
Na Amazonie zadebiutowało "Night Sky", czyli serial z Sissy Spacek i J.K. Simmonsem o starszym małżeństwie, które na podwórku odkrywa portal na inną planetę. Czy warto oglądać?
Jak o wszystkich produkcjach, gdzie zagrał Piotr Adamczyk, o "Night Sky" jest w Polsce dziwnie głośno, jak na niszowy w sumie serial, gdzie sprawy egzystencjalne spotykają się z elementami fantastycznymi. Szykując się do tego prawie ośmiogodzinnego seansu, uważajcie więc na wyjątkowe głupoty, które krążą po internetach, recenzje pięciu minut występu Adamczyka (faktycznie jest go więcej, ale w końcówce sezonu) i redaktorów znudzonych tym, że starsze małżeństwo przez godzinę gada o życiu i nic z tego nie wynika. Bo tak się składa, że wynika.
Night Sky — Sissy Spacek i J.K. Simmons na Amazonie
Jak wiele seriali z gatunku szeroko pojętej fantastyki, "Night Sky" opiera się na założeniu, że science fiction i fantasy to tylko soczewki, które pozwalają nam lepiej zobaczyć nasze zwykłe ludzkie sprawy i lęki, a szerzej także problemy społeczne. I jak wiele seriali fantastycznych, "Night Sky" szuka na tyle atrakcyjnej formuły, by wyróżnić się spośród dziesiątek tytułów, które robią wszystko, by stać się nowym "Lost". Jednym z ostatnich jest "Outer Range", też od Amazona i też oparte na ciekawym koncepcie, ale nie do końca potrafiące zamienić go w czyste złoto.
Z "Night Sky" jest podobnie. Serial, którego twórcą jest praktycznie debiutant, 32-letni Holden Miller (jego strona na IMDb jest bardzo podobna do strony Dana Ericksona, twórcy hitowego "Rozdzielenia"), to de facto dwa seriale w jednym. Ten pierwszy to piękna, głęboka, melancholijna opowieść o miłości w starszym wieku, wspólnym przezwyciężaniu traum i cieszeniu się małymi rzeczami, w której błyszczy oscarowy duet Sissy Spacek ("Castle Rock") i J.K. Simmons ("Odpowiednik").
Ale jako że starsze małżeństwo, Irene i Franklin York, odkrywają na podwórku komorę prowadzącą wprost na dziwną, opuszczoną planetę, nie spędzamy z nimi ośmiu godzin na roztrząsaniu przeszłości i wyznaniach miłości w teraźniejszości. Bo widzicie, Irene i Franklin, mają zwyczaj chadzać w środku nocy do szopy, aby wspólnie "oglądać gwiazdy". Czyli teleportować się na planetę, którą odkryli, ale nie eksplorują jej, tylko siadają przy oknie z widokiem na nią i kontemplują. Ich życie zmienia się, gdy znajdują w tym miejscu, o którym nikt poza nimi miał nie wiedzieć, tajemniczego młodego człowieka, Jude'a (Chai Hansen, "The 100"). Wtedy akcja przyspiesza, a tajemnice zaczynają się piętrzyć. A razem z nimi piętrzą się schematy.
Night Sky to praktycznie dwa seriale w jednym
"Night Sky" jest serialem fenomenalnym, kiedy na ekranie są tylko Spacek, Simmons i życie i cała reszta. Starsze małżeństwo, które przeżyło ze sobą całe życie, wydaje się być synonimem zakochanej w sobie na zawsze pary, ale sprawy okazują się bardziej złożone. Z czasem wychodzi na jaw ich bolesna przeszłość, strata sprzed 20 lat, z którą wciąż się nie pogodzili, i to, jak różnie na nią zareagowali. Żałoba i poczucie winy to tematy mocno wybrzmiewające w serialu Amazon Prime Video.
Podczas gdy Franklin jednego jest w życiu pewien — że kocha Irene najbardziej na świecie i nie potrzebuje nic więcej, niż żyć z nią dalej w tym samym domu — ona widzi sprawy inaczej i szuka odpowiedzi na wielkie pytania. Każde z nich przechodzi na przestrzeni ośmiu odcinków pewną drogę, w której nie chodzi o twisty czy zaskoczenia. To droga, mająca prowadzić do wspólnego wyleczenia palących ran, a uczestniczy w tym również ich wnuczka, Denise (Kiah McKirnan, "Mare z Easttown"), przeżywająca własne, dość poważne, lęki egzystencjalne i zadająca sobie pytanie, czy jeśli znacząco odmieni swoje życie, to wreszcie poczuje się szczęśliwa.
I choć "Night Sky" nie odkrywa w tym wszystkim Ameryki, opowiadając historię, jakie już widzieliśmy na małym i wielkim ekranie, Spacek i Simmons są magnetyczni razem, dodając swoimi występami drugie tyle głębi do tego, co zostało napisane w scenariuszu. Trudno od nich oderwać wzrok, niezależnie od tego, czy razem tańczą, rozmawiają o niczym, czy rozpracowują tajemnice tego świata. A historia Yorków jest pełna ciepła, recytowanej przez Irene poezji i w przepiękny sposób słodko-gorzka. Jak to często w takich serialach bywa, słabiej wypada wszystko inne.
Night Sky — czy warto oglądać serial sci-fi?
Podczas gdy mnie pewnie by uszczęśliwił oparty na alegorii serial o małżeństwie, traktującym patrzenie na obcą planetę jak rodzaj terapii, twórca "Night Sky" miał inną wizję i wprowadził dużo bardziej skomplikowaną historię, obejmującą Jude'a, matkę i córkę z Argentyny (w tych rolach Julieta Zylberberg i Rocío Hernández), a także Piotra Adamczyka w kolejnej roli, dzięki której da się go zapamiętać. W momencie gdy starsze małżeństwo pomaga Jude'owi, jednocześnie zagłębiając się w swoje traumy, w powiązanym z nimi wątku dzieją się różne głupotki: teleportacje do innych krajów, pościgi i strzelaniny, śledzące czipy, Adamczyk mówiący po łacinie.
Dobra wiadomość jest taka, że ten galimatias — do którego dodano jeszcze, naprawdę już nie wiem po co, wątek podejrzliwego sąsiada, Byrona (Adam Bartley, "Candy", "Longmire") — w finale ładnie, logicznie się ze sobą spina. Zła wiadomość? "Night Sky", wchodząc na "nowy poziom", czyli łącząc kameralną historię Yorków z szerszą perspektywą, obejmującą elementy science fiction, tajemniczych złych i wielopiętrowe konspiracje, właściwie przestaje mnie interesować. To jest tak poprawne, przeciętne i schematyczne, że ogląda się to, dosłownie marząc, abyśmy już wrócili do Spacek, Simmonsa i ich rozmów "o niczym". Wydaje mi się, że Holden Miller, jak wielu młodych twórców, połączył ze sobą motywy z filmów i seriali, które uwielbiał, ale nie zrobił tego w tak udany sposób, jak choćby bracia Dufferowie.
Pomimo swoich oczywistych wad "Night Sky" zdecydowanie jest warte oglądania, choć niekoniecznie szalonego binge'owania. Powód jest przynajmniej jeden, ale za to istotny: dobrze napisanych, niebanalnych historii o ludziach w starszym wieku wciąż bardzo w telewizji brakuje. A kiedy mamy na ekranie tak wspaniały duet, jak Sissy Spacek i J.K. Simmons, grzechem byłoby tak po prostu ich ominąć.