"Wąż z Essex" sieje grozę i prowokuje do starcia idei – recenzja pierwszych odcinków serialu Apple TV+
Kamila Czaja
14 maja 2022, 14:19
"Wąż z Essex" (Fot. Apple TV+)
Tym, którzy tęsknią za wiktoriańskimi klimatami, mglistymi krajobrazami, Claire Danes i Tomem Hiddlestonem, zagadka, jaką stanowi "Wąż z Essex", może przynieść nieco przyjemności.
Tym, którzy tęsknią za wiktoriańskimi klimatami, mglistymi krajobrazami, Claire Danes i Tomem Hiddlestonem, zagadka, jaką stanowi "Wąż z Essex", może przynieść nieco przyjemności.
Zwiastun serialowej adaptacji książki Sarah Perry "Wąż z Essex" ("The Essex Serpent") zapowiadał w najlepszym razie toczącą się pod koniec XIX wieku opowieść o zderzeniu idei w ponurych okolicznościach przyrody, a w tym wszystkim skomplikowanych ludzi targanych namiętnościami. W nieco mniej ambitnym wariancie można było trochę obniżyć oczekiwania i założyć, że nawet jeśli fabularnie produkcja napisana przez Annę Symon ("Pani Wilson") i wyreżyserowana przez Clio Barnard nie wybije się ponad standard, to da nam płomienny romans między postaciami granymi przez takie gwiazdy jak Claire Danes ("Homeland") i Tom Hiddleston ("Loki"), więc chociaż dzięki temu zapadnie nam w pamięć.
Po dwóch dostępnych odcinkach mam wrażenie, że "Wąż z Essex" spełnia wszystkie oczekiwania po trochu, ale żadnego w pełni. W efekcie powstała nieźle wyglądająca historia, miejscami udana, ale nie taka, o której chciałoby się szczególnie gorąco czy głęboko dyskutować. A przecież był tu potencjał na mocną, angażującą opowieść, w której spójnie grałyby kwestie nauki, wiary, mitu, pokusy, praw kobiet, mechanizmów małej zbiorowości i różnic oraz podobieństw między prowincją a Londynem. Oczywiście trzeba by sporego trudu, żeby ten ogrom zagadnień wybrzmiał przekonująco w krótkiej, sześcioodcinkowej opowieści. Jeśli dwie pierwsze odsłony serialu Apple TV+ (czyli aż jedna trzecia całości, co ma kompozycyjnie duże znacznie) miałyby świadczyć o całości, to należałoby uznać, że wystarczającego trudu sobie nie zadano.
Wąż z Essex to Danes, Hiddleston i potwór z bagien
Cora Seaborne (Danes) po śmierci męża wreszcie odzyskuje wolność – widzowi dość szybko przyjdzie się zorientować, jakie to było małżeństwo, a gdyby przebitki ze wspomnień okazały się zbyt subtelne, parę razy zostanie to powiedziane wprost. Z synkiem, który zachowuje się inaczej niż rówieśnicy, oraz służącą, której bliżej do przyjaciółki, Marthą (Hayley Squires, "Collateral"), główna bohaterka chętnie opuści betonowy Londyn i spróbuje realizować swoją pasję do historii naturalnej, szukając wyjaśnień sensacyjnych doniesień o tytułowym wężu. W Essex pozna pastora, Willa (Hiddleston), i jego rodzinę, w tym żonę, Stellę (Clémence Poésy, "The Tunnel"). Trafi na krytyczny moment w życiu lokalnej społeczności, przerażonej zaginięciem młodej dziewczyny i przekonanej, że okrutny potwór czyha na wioskę.
Wątki rozgrywające się na zasnutej mgłą prowincji to najmocniejsza część serialu. Nawet tam, gdzie "Wąż z Essex" wiernie odgrywa konwencjonalne motywy, jak to, że Cora i Will są zupełnie inni, niż się po sobie wzajemnie spodziewali, ogląda się produkcję Apple całkiem nieźle. Trudno wprawdzie uznać, że spory ewolucji i teologii napisano szczególnie subtelnie, ale gdy toczą się w wyjątkowej atmosferze podmokłego, szarego Essex i w obliczu konkretnego zagrożenie, wypadają w miarę interesująco.
Wąż z Essex nie wykorzystuje siły głównego wątku
Sam wąż ma tu potencjał istnienia na wielu płaszczyznach. Od znaku grzechu pierworodnego po gatunek, który wymknął się ewolucji. Od mitycznego krwiożerczego potwora po emanację ludzkich lęków przed zmianami, za którymi nie da się nadążyć. Od realnego zagrożenia po zaledwie impuls, by duszone w społeczności urazy, fanatyzmy i zabobony wyszły na światło dzienne. Niestety "Wąż z Essex" nie do końca na razie radzi sobie z tym potencjałem, wszystkie powyższe opcje sygnalizując wprost, ale dość płytko. W dużej mierze wynika to chyba z chęci rozwinięcia wątków pobocznych, przez które dla teoretycznie głównej, tytułowej wręcz treści zostaje za mało miejsca.
Widać to już na początku. Fakt, że możemy lepiej poznać główną bohaterkę, zanim wpadnie w wir groźnych zdarzeń, należałoby uznać za plus, jednak przy tak krótkim serialu poświęcenie dwudziestu minut na nie aż tak wiele wnoszące relacje Cory z młodym lekarzem, Lukiem (Frank Dillane, "Fear the Walking Dead"), pionierem operacji serca, zabiera czas, który mogliśmy spędzić w Essex. Co więcej, Martha, postać sama w sobie raczej ciekawa jako socjalistka walcząca o godne warunki życia dla najbiedniejszych, którzy czasem wcale nie przepadają za socjalistkami, dostaje później swój londyński wątek. I chociaż rozwój medycyny i istnienie klasowych przepaści mogły być ciekawe, a relacja Marthy z innym lekarzem, George'em (Jamael Westman), ma swój urok, to można odnieść wrażenie, że "Wężowi z Essex" dopisano w środku inny serial, ze stratą dla spójności całej produkcji.
W efekcie ani wyjaśnieniom kwestii węża, ani szukaniu kozła ofiarnego w wiosce, ani relacjom między bohaterami nie udało się poświęcić na razie wiele czasu. Serial niejako odhacza kolejne tematy wpisane w epokę (przypomnienie o nierównościach płacowych? – check! Darwin? – check! industrializacja? – check!), osnuwając je wokół pewnego mitycznego stwora i pewnego zakazanego romansu, ale "Wąż z Essex" sprawia często wrażenie zbioru posklejanych scen i wątków, w którym co jakiś czas ktoś sobie przypominał, że trzeba popchnąć akcję do przodu, zanim zacznie się kolejną dość powierzchowną konwersację między pastorem a ateistką, "uznaną" religią a mitem, jednostką a tłumem.
Wąż z Essex – czy warto oglądać serial Apple TV+
Zalety serialu, poza dobrą warstwą techniczną i porządnym, aczkolwiek na razie nie aż tak genialnym, aktorstwem przebiją się w pojedynczych scenach. Lepiej niż powtarzanie, że Cora jest wyjątkowa, widać jej wyjątkowość, gdy zainteresowani nią mężczyźni dają jej zamiast kwiatów tkankę wyciętą z serca nieboszczyka oraz nową skamielinę do kolekcji. Lepiej niż dość pospiesznie tworzone w serialu więzi i konflikty wypadają sceny między ludźmi, którzy już się znają i są w tym przekonujący (Cora i Martha, Will i Stella), chociaż akurat relacja Cory i Willa ma szansę się interesująco rozwinąć. Ciekawe jest choćby to, że w przeciwieństwie do większości otoczenia żadne z nich nie wierzy, że wąż to jakiś tajemniczy mityczny stwór, jednak mają różne motywacje: pastor nie chce, by jego parafia odeszła od wartości chrześcijańskich w stronę pogańskich rytuałów i wzajemnej nieufności, Cora próbuje udowodnić, że wszystko ma naukowe podstawy.
Niepokojące wydaje się to, że już w dwóch odcinkach widać sporo powtarzalności w scenach i dialogach, co wobec wspomnianego tłoku wątków tym bardziej dziwi. Jest równocześnie za dużo, za płytko i za powtarzalnie. Ileś tych wad da się zamaskować klimatem, który w częściach rozgrywających się w Essex potrafi wciągnąć. Udaje się – chociaż może bardziej scenerią i dynamicznym sposobem filmowania postaci niż scenariuszem – zbudować poczucie zagrożenia. I sama zamierzam sprawdzić w kolejnych tygodniach, czy uda się zbudować coś więcej. Na razie jednak "Węża z Essex" polecić można z pełnym przekonaniem tylko fanom Danes i/lub Hiddlestona oraz tym widzom, którzy potrzebują niezobowiązującej, może konwencjonalnej, ale też nieuwłaczającej widzowi rozrywki w wiktoriańskim stylu.