"Damages" (5×10): Zwycięzca jest tylko jeden
Nikodem Pankowiak
14 września 2012, 22:02
Cofnijmy się o jakieś cztery lata, do chwili, gdy zobaczyłem pilotażowy odcinek "Damages". Tamten epizod zapadł mi w pamięć na długo. Dziś stwierdzam, że finału tego serialu nie zapomnę jeszcze dłużej.
Cofnijmy się o jakieś cztery lata, do chwili, gdy zobaczyłem pilotażowy odcinek "Damages". Tamten epizod zapadł mi w pamięć na długo. Dziś stwierdzam, że finału tego serialu nie zapomnę jeszcze dłużej.
Wielka szkoda, że to już koniec. Twórcy udowodnili, że po pięciu latach pracy nad serialem wcale się nie wypalili i nadal stać ich na wiele. Z drugiej strony, "Damages" odchodzi w sposób, o jakim większość seriali może tylko pomarzyć – w glorii i chwale. Pewien wybitny polski bard śpiewał kiedyś, że trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść. Po 10 odcinkach ostatniego sezonu można z całą pewnością stwierdzić, że w przypadku tej produkcji ktoś wiedział o tym doskonale.
"Damages" już dawno przyzwyczaiło widzów do tego, że nie wszystko jest takie, jakie się wydaje. Okazało się, że najlepsze zostawiono dopiero na finał, a widzowie przekonali się, że nie każdy upadek jest tak bolesny, jak sądzimy na początku, choć mimo to niesie za sobą śmiertelne konsekwencje. Cały sezon, z finałem na czele, obfitował w wiele zwrotów akcji czy nieczystych zagrań, jakimi obdarowywały się główne bohaterki. A jak wyglądało ostateczne starcie między nimi? Cóż, chyba nikt nie przypuszczał, że zobaczy to, co dane mu było zobaczyć. Za to wielkie brawa dla twórców.
Obok nich owacje na stojąco należą się Glenn Close i Rose Byrne, które kolejny raz doskonale wcieliły się w swoje postacie. Uznam to skandal, jeśli w przyszłym roku przynajmniej jedna z nich nie otrzyma nominacji do Emmy. Jedną z lepszych scen finału pozostaje rozmowa Patty z jej ojcem, gdy ta nie okazująca uczuć kobieta nagle pozwala sobie na prawdziwe łzy bólu. Natomiast Ellen… Zapowiadało się na to od dawna, a teraz wiemy już na pewno, że młoda prawniczka miała wszelkie predyspozycje, by stać się nową wersją swojej byłej szefowej, bo, jak się okazało, nie ma takiej rzeczy, która mogłaby ją zatrzymać przed wygraniem sprawy.
Sama sprawa jest moim zdaniem dużo ciekawsza niż w poprzednim sezonie. Może to dlatego, że ustawiła główne bohaterki serialu po przeciwnych stronach barykady. Spodziewałem się jednak więcej po osobie McClarena. Taki niby z niego ekscentryk, odludek, ale jednak nie do końca. Poza tym Ryan Phillippe nie do końca przekonał mnie w swojej roli, właściwie to mogę powiedzieć o nim tylko tyle, że był. Trochę mało, jak na tak ważną dla serialu postać. Dla niektórych pewnym rozczarowaniem mógłby być sam proces, który zakończył się szybciej, niż się rozpoczął, ale przecież "Damages" przyzwyczaiło nas do tego, że to, co najlepsze, nie dzieje się na sali sądowej, a poza nią.
A tam dzieje się sporo, zwłaszcza po zakończeniu procesu w sprawie McClarenTruth.org. Dostajemy jedną scenę, by pożegnać się z Channingiem i w pełni możemy skupić się na finale starcia Ellen – Patty. Ta ma mieć swój finał w sprawie opieki nad Catherine. Młoda prawniczka szykuje przeciwko swojej dawnej mentorce broń ciężkiego kalibru. Niestety nie wszystko idzie zgodnie z planem i strzały zostają oddane zbyt szybko.
Zakończenie szokuje, podejrzewam, że nie jestem jedyną osobą, która nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Główne bohaterki zapewne również nie myślały, że ich prywatna wojna może zaszkodzić innym. Ich ostatnia rozmowa pokazuje, że tak naprawdę żadna z nich nie wyszła z niej zwycięsko.