"Russian Doll", czyli ponadczasowa terapia rodzinna – recenzja 2. sezonu serialu Netfliksa
Mateusz Piesowicz
20 kwietnia 2022, 09:01
"Russian Doll" (Fot. Netflix)
Wsiąść do pociągu byle jakiego? W przypadku Nadii Vulvokov konsekwencje mogą być bardzo poważne – na szczęście ogląda się je równie dobrze, co poprzednim razem.
Wsiąść do pociągu byle jakiego? W przypadku Nadii Vulvokov konsekwencje mogą być bardzo poważne – na szczęście ogląda się je równie dobrze, co poprzednim razem.
Gdy przed trzema laty obejrzeliśmy 1. sezon "Russian Doll", bardzo życiowej historii w niekoniecznie życiowym wydaniu, wydawało się, że ta jedyna w swoim rodzaju opowieść skończyła się w idealnym momencie i w idealny sposób. Twórczynie serialu miały jednak odmienne zdanie, planując więcej szalonych egzystencjalnych podróży. Tylko czy tu zostało coś jeszcze do powiedzenia? Okazuje się, że tak i to sporo.
Russian Doll sezon 2 – nowy sezon, nowy koncept
Zacznijmy do małego przypomnienia, w końcu od poprzedniego sezonu trochę minęło. Kiedy wówczas poznaliśmy Nadię (Natasha Lyonne), 36-letnią programistkę z Nowego Jorku z mocno niepoukładanym życiem, utknęła ona w pętli czasu, umierając w najczęściej tragicznych okolicznościach i raz za razem wracając do życia w tym samym punkcie – na swojej imprezie urodzinowej. Zwariowany koncept okazał się w dużej mierze przykrywką dla znacznie bardziej przyziemnej historii o ludzkiej psychice, nieprzepracowanych traumach i całkiem zwyczajnych problemach, opowiadając jednak o tym wszystkim w absolutnie wyjątkowy sposób. To w kolejnej serii nie uległo zmianie.
A co się zmieniło? Przede wszystkim napędzający fabułę główny motyw, którym tym razem nie jest pętla, lecz… podróż w czasie. Uściślając, podróż metrem. Nie magicznym i niezbyt nowoczesnym, zwyczajnym, nowojorskim. Ze stacji na 77. Ulicy, jeśli jesteście dociekliwi. No i rzecz jasna jest to podróż nieplanowana, podczas której nasza bohaterka musi po raz kolejny ustalić, czemu wszechświat się na nią uwziął, a my możemy odkryć, czemu wizyta w East Village w latach 80. jest gorsza od umierania na okrągło.
Poza tym i jeszcze paroma innymi pomysłami twórczyń (Natashy Lyonne, Leslye Headland i Amy Poehler), których nie zdradzam, nie chcąc psuć wam zabawy, "Russian Doll" pozostało w nowych siedmiu odcinkach z grubsza takie samo. Jest tu więc miejsce na absurdalną komedię, pokręconą historię obyczajową, farsę, tragedię i fantastykę. W sumie na to ostatnie najmniej, ale co się dziwić. W końcu Nadia obraca się w towarzystwie nowojorskich artystów, surrealizm to dla nich chleb powszedni. Dla widzów doświadczonych poprzednim sezonem też, więc jeśli spodziewacie się jasnych odpowiedzi, to wróćcie do niego i wyciągnijcie lepsze wnioski.
Russian Doll jest jak ekstremalna psychoterapia
W pewnym sensie to samo można by powiedzieć Nadii, która mimo bycia starszą o cztery lata i mądrzejszą o doświadczenia, jakimi nie może się pochwalić wiele osób, nadal nie posiada szczególnie uporządkowanego życia. W gruncie rzeczy wygląda ono niemal identycznie, jak do tej pory. Grono bliskich przyjaciół bohaterki zasilił poprzednio przeżywający podobne czasowe rewelacje Alan (Charlie Barnett), będąca dla niej jak matka Ruth (Elizabeth Ashley) podupadła na zdrowiu, a sama Nadia stara się rzucić przynajmniej jeden z nałogów, zastępując palenie papierosów ich żuciem. Ogólnie jednak pozostała tą samą, raczej beztroską, za to uzbrojoną w wyjątkowo cięty język osobą, którą znaliśmy. Do czasu.
Wycieczka w przeszłość przez nowojorskie podziemia nie wzięła się wszak znikąd i jakieś przyczyny musi mieć. Najogólniej rzecz ujmując, można je nazwać rodzinnymi. Kolejne abstrakcyjne przeżycie skłania bowiem Nadię zarówno do przemyśleń na własny temat, jak i zagłębienia się w familijną historię, sięgającą już nie tylko jej matki, Nory (Chloë Sevigny) i kilku nowych postaci, w które wcielają się m.in. Annie Murphy ("Schitt's Creek") i Sharlto Copley ("Powers"), ale też kosztowności zagrabionych przez nazistów jej przodkom, węgierskim Żydom. Nie będzie zatem wcale przesadą stwierdzenie, że "Russian Doll" to tak naprawdę przygodowa opowieść o poszukiwaniu skarbów przez rudowłosą podróżniczkę w czasie. Kto powiedział, że łowcy przygód muszą być w pełni stabilni psychicznie?
W rzeczywistości pewna doza szaleństwa wydaje się wręcz pożądaną cechą w tej profesji – przynajmniej z punktu widzenia Nadii, dla której żadne odkrycie nie stanowi szczególnej przeszkody. A wierzcie mi, że jest tu przynajmniej kilka takich, które spokojnie mogłyby poskutkować u naszej bohaterki całkiem nowymi psychozami. Zamiast jednak szczególnie je roztrząsać, serial woli pędzić naprzód, dokładając do układanki kolejne elementy i patrząc, jak sterta problemów szybko rośnie. Sprawy, które w normalnych okolicznościach byłyby rozpracowywane na niejednej sesji terapeutycznej, tutaj przytrafiają się w biegu, co jednak nie oznacza, że w biegu są rozwiązywane.
Russian Doll to szaleństwo, ale o ludzkim obliczu
Bo "Russian Doll", mimo leżącego u jego podstaw czystego szaleństwa, wcale nie jest serialem, który obiera łatwe i efektowne ścieżki. Tak jak poprzednio, wiele pytań zostaje bez odpowiedzi, bo tych albo nie ma wcale, albo nie da się ich znaleźć na krótkim dystansie. Towarzyszących Nadii emocji, w tym maskowanego kpiną strachu o przechodzące z pokolenia na pokolenie problemy psychiczne, czy chorobliwej potrzeby naprawienia błędów, nie można opanować, przestawiając odpowiednie klocki na właściwe miejsce kilka dekad wcześniej. Tutaj jest do wykonania znacznie większa praca, z całym szacunkiem do praw natury, fizyki i wszystkich innych, którym bohaterka często zaprzecza.
Podobnie zresztą jak często samej sobie i naszym oczekiwaniom wobec serialowej historii, która w tutejszej wersji nijak nie chce dopasować się do żadnych ram. Nowy sezon jest w tym względzie nawet mniej skoordynowany od poprzednika (być może za sprawą Natashy Lyonne, która osobiście wyreżyserowała jego większą część), co jednak nie stanowi wady. Przeciwnie, pasuje idealnie do całej reszty, raz układającej się we względną całość, by zaraz potem znów rozsypać się na kawałeczki i odsłonić przed nami kolejne poziomy, niczym rozwarstwiające się bez końca drzewo genealogiczne.
Może gdzieś wśród jego gałęzi jest ukryty przycisk w magiczny sposób rozwiązujący wszystkie problemy, a może jego poszukiwanie to tylko obietnica dla naiwnych. Może cała ta historia to urojenia chorego umysłu, a może najlepsza forma psychoterapii. Może grzebanie w dziejach rodziny to wymówka od szukania odpowiedzi w sobie, a może jedyna droga do prawdy. Nie ma tu łatwych odpowiedzi, nie ma oczywistych ścieżek, a niekiedy nawet nie ma większego sensu, ale jest w "Russian Doll" coś wyjątkowego.
To coś każe przymknąć oko na wady i zapomnieć o fabularnym chaosie, mocno zmarginalizowanej roli Alana, powtarzaniu niektórych znanych schematów czy opieraniu się w przeważającej mierze na komediowym (i nie tylko) talencie oraz charyzmie Natashy Lyonne. Umożliwia nam emocjonalne zaangażowanie się w historię Nadii, jakbyśmy znali ją samą i jej skrywane przed światem problemy od lat, ale zarazem pozwala na beztroski seans. Taki, po którym poprawia się humor, lecz w głowie zostaje głównie kilka węgierskich przekleństw.
Szczerość? Bezpretensjonalność? Świeżość? Dziwność? Trudno to nazwać i trudno też określić "Russian Doll" inaczej, niż banalnym "serial inny od wszystkich". Ktoś mądry powiedział jednak, że w życiu nic nie jest łatwe, z wyjątkiem sikania pod prysznicem. Z tą myślą polecam się z produkcją Netfliksa zmierzyć, nastawiając się w pierwszej kolejności na specyficzną rozrywkę. A nuż znajdziecie w niej znacznie więcej.