"Powrót", czyli nie tylko Jezus może zmartwychwstać — recenzja polskiego serialu CANAL+ z Bartłomiejem Topą
Nikodem Pankowiak
15 kwietnia 2022, 08:14
"Powrót" (Fot. CANAL+)
Każdemu z nas przydałaby się czasem druga szansa, by naprawić błędy przeszłości, ta jednak zwykle nie przychodzi. Bohater serialu CANAL+ "Powrót" akurat ją otrzymuje, tyle że… już po śmierci.
Każdemu z nas przydałaby się czasem druga szansa, by naprawić błędy przeszłości, ta jednak zwykle nie przychodzi. Bohater serialu CANAL+ "Powrót" akurat ją otrzymuje, tyle że… już po śmierci.
Trzeba przyznać, że polski rynek seriali premium w ostatnich latach rozwinął się bardzo mocno. Owszem, wciąż zdarzają się wtopy, ale przynajmniej funkcjonujemy już w czasach, gdy do pochwały serialu nie wystarczy sam fakt, że został zrobiony przez HBO, Netfliksa czy CANAL+. I dobrze, bo tylko spora, wymagająca konkurencja będzie zmuszać twórców do większej kreatywności. Powoli to widzimy i w zalewie kolejnych seriali kryminalnych zaczynają pojawiać się także inne, niebanalne historie. Jedną z nich jest właśnie "Powrót".
Powrót — o czym jest nowy polski serial CANAL+?
W porządku, zdaję sobie sprawę, że już na wstępie zabrzmiało to tak, jakbym "Powrót" zamierzał wychwalać pod niebiosa, a wcale tak nie jest. Do nowej produkcji CANAL+ mam kilka uwag, jednakże nie mogę nie zauważyć, że jest to serial wyróżniający się na tle większości rodzimych produkcji już samym fabularnym konceptem. I choćby za to podążanie nieutartymi ścieżkami należą się jego twórcom brawa.
Odpowiedzialny za scenariusz Krzysztof Rak ("Bogowie") i reżyserię Adrian Panek ("Wilkołak") postawili na kameralną historię o tym, czy popełniając błędy za pierwszym razem, ludzie są w stanie wykorzystać daną im drugą szansę. Robią to w sposób niecodzienny, bo główny bohater "Powrotu", Jan Starostecki (Bartłomiej Topa, "Wataha") umiera zaraz na początku serialu. I to umiera całkiem dosłownie, ale tylko na chwilę, po czym budzi się w grobie i z niego… wychodzi.
Jan to facet, o którym wszyscy dookoła, nawet jego żona Agata (Magdalena Walach, "Rojst '97") czy najbliższy przyjaciel Kostek (Wojciech Mecwaldowski, "Klangor") mówią, że to dobry, ale zupełnie zwyczajny człowiek. I rzeczywiście, już w pierwszej scenie – będącej zarazem sceną jego śmierci – widać, że to gość, na którego nikt nie zwróciłby uwagi na ulicy, a witając się z nim w większym gronie, pewnie po minucie nie pamiętalibyśmy jego imienia. Liczba uczestników jego pogrzebu wyraźnie pokazuje, że faktycznie obchodził niewiele osób na tym świecie i mało kto po nim zapłacze.
Powrót pokazuje, że wszyscy mają drugą szansę
Okazja do płaczu nie potrwa może jednak zbyt długo, bo oto Jan niedługo po pogrzebie budzi się we własnej trumnie i wychodzi z grobu. Jak do tego doszło? Nie wiadomo, ale tonący w euforii bohater zdaje się tym nie przejmować. Do momentu, aż trafia do domu i tam znajduje wszystkie pamiątki po swoim życiu w koszu, a żonę (wdowę po sobie?) w niedwuznacznej sytuacji z obcym mężczyzną. Ta sytuacja sprawia, że Jan zaczyna dogłębniej analizować swoje dotychczasowe, a właściwie pierwsze, życie.
Niewątpliwą siłą "Powrotu" jest fakt, że wokół zmartwychwstania swojego głównego bohatera nie robi zbędnego show, o które przecież byłoby tak łatwo. Zamiast tego postawiono tutaj na refleksję nad życiem i tym, czy aby na pewno przeżywamy je we właściwy sposób. Jasne, ani to głęboko nie brzmi, ani głębokie nie jest, czasem aż chciałoby się, żeby twórcy nieco bardziej "pogrzebali" w tym temacie zamiast poświęcać czas na rozmyślania bohatera nad tym, dlaczego ludzie nastawiają budziki na pełne godziny zamiast np. na "trzynaście po". "Powrót" trąci czasem banałem, ale też potrafi to zrekompensować.
Choćby wtedy, gdy przekonujemy się, że (o, ironio), gdy główny bohater dostał szansę na nowe życie wraz z wyjściem z grobu, jego żona otrzymała ją, gdy go w tym w grobie pochowała. Choć łatwo byłoby potępiać kolejne decyzje, jakie ta bohaterka podejmuje od momentu jego śmierci, twórcom udaje się ją wybronić. Momentami możemy poczuć, jak mocno Agata dusiła się w swoim kilkunastoletnim związku, dlatego większość widzów zapewne powstrzyma się od bardziej radykalnych sądów.
Katalizatorem wielu zmian w życiu Agaty będzie Malwina (Maria Dębska, "Bo we mnie jest seks"), żona Kostka, która z założenia miała być chyba najbardziej wyrazistą bohaterką całej produkcji, ale na planach się skończyło. I trudno powiedzieć, czy to bardziej wina Marii Dębskiej, dla której zdecydowanie nie jest to rola życia, czy scenariusza.
Powrót — czy warto oglądać polski serial CANAL+?
Jan musi szybko pogodzić się z tym, że powrót do domu i życie "jak dawniej" nie jest możliwe. Żona wyraźnie próbuje o nim zapomnieć, firma zostaje zamknięta, wszystkie furtki zatrzaskują się jedna za drugą. Ich zamknięcie oznacza jednak, że uchylają się inne. Jan, zdający sobie sprawę, jak wiele życia zmarnował, zaczyna otwierać się na nowe doświadczenia, a u jego boku pozostaje tylko Kostek i nawet jeśli czasem trudno zrozumieć, jakie są podstawy ich przyjaźni, to duet Topa & Mecwaldowski bardzo dobrze wypada razem na ekranie i czuć między nimi chemię.
Podróż Jana przez drugie już życie nie jest na szczęście w rodzaju tych wyciskaczy łez, gdzie bohaterowie spełniają swoją marzenia, wiedząc, że za chwilę umrą. Wręcz na odwrót, bo Jan musi żyć ze świadomością, że jedno życie już zmarnował, a teraz powinien zrobić wszystko, by nie zmarnować i drugiego. Dużo tu zgorzknienia i depresji spowodowanej błędnymi decyzjami w przeszłości i faktem, że ich naprawienie może nie być już możliwe. "Powrót" to przede wszystkimi duchowa podróż głównego bohatera, który utknął gdzieś pomiędzy starym a nowym życiem.
I właśnie czasem mam wrażenie, że sam serial również utknął gdzieś między jedną a drugą koncepcją na to, czym powinien być. Głębokim dramatem czy może czarną komedią? Na plus zdecydowanie wyróżniają się zdjęcia, na czele ze scenami z domu pogrzebowego w 1. odcinku, ale czasami miałem wrażenie, jakby ktoś nagle zaciągnął twórcom hamulec ręczny tuż przed tym, gdy mieli popuścić wodze fantazji. Przez to trudno określić, jakim językiem produkcja CANAL+ mówi do widza. Mówi ciekawie, to na pewno, ale po trzech odcinkach, które miałem okazję już zobaczyć, wciąż mam wrażenie, że "Powrót" nieco ukrywa swój potencjał. Mam nadzieję, że odsłoni go w pełni w kolejnych tygodniach.