"Sons of Anarchy" (5×01): Poznajcie bossa i alfonsa
Daniel Nogal
13 września 2012, 20:03
"Synowie Anarchii" wrócili w premierowym odcinku 5. sezonu, zatytułowanym "Sovereign". Co słychać w Charming? Uwaga na spoilery – ale takie nieduże.
"Synowie Anarchii" wrócili w premierowym odcinku 5. sezonu, zatytułowanym "Sovereign". Co słychać w Charming? Uwaga na spoilery – ale takie nieduże.
Na koniec 4. sezonu trochę sobie ponarzekałem. Na zniechęcającą mnogość wątków, coraz bardziej poplątanych, na wydarzenia brane z kapelusza, na finałowe deus ex machina. Dałem wyraz tęsknocie za bardziej przemyślanymi scenariuszami pierwszych trzech sezonów. I nadziei, że kolejna seria będzie lepsza. Obejrzałem więc pierwszy odcinek 5. sezonu i… Ale o tym może za chwilę.
Najpierw kilka słów o sytuacji, jaką mamy na początku nowego sezonu. Jax, jak pamiętamy, jest teraz szefem SAMCRO. SAMCRO, jak można się domyślić, jest w głębokiej… znaczy, klub jest w bardzo trudnej sytuacji. Clay żyje, choć co to za życie, Gemma za to życia używa sobie, jak umie – czyli używa sobie głównie alkoholu, narkotyków i seksu z przypadkowymi facetami, którzy akurat gustują w MILF-ach.
Co jeszcze? No, to na przykład, że Tara już nigdy nie będzie chirurgiem, Opie zaś wystawia na sprzedaż swój motocykl. Bobby wychodzi na wolność i zostaje wiceprezydentem klubu, a Piney nadal nie żyje. A Tig? Tig ma kompletnie przerąbane, ale nie wchodźmy w szczegóły, to już niech sobie każdy obejrzy sam.
W premierowym odcinku 5. sezonu pojawia się kilka nowych postaci, w tym przynajmniej dwie bardzo istotne. Po pierwsze, Damon Pope, czyli mafijny boss, czarny kingpin z Oakland. I szczerze przyznam, że wcielający się w tę rolę Harold Perrineau na razie nie do końca mnie przekonuje. Jest w porządku, ale jednak Synowie Anarchii mieli już kilku ciekawszych przeciwników. Za to druga nowa postać, alfons Nero Padilla, w którego wciela się świetny Jimmy Smits, to ktoś, kto od razu zdaje się być na swoim miejscu. Duży plus.
Czyli jeśli idzie o bohaterów, "Sons of Anarchy" niezmiennie trzymają poziom. A co z fabułą? Um, cóż… Z fabułą gorzej. Albo może ujmijmy rzecz inaczej: z fabułą, póki co, nie jest dużo lepiej, niż w 4. sezonie. Znaczy, bohaterowie co chwilę wpadają z deszczu pod rynnę, z jednych kłopotów w drugie, poważniejsze, trup zaś ściele się gęsto, ale jakoś tak bez większego sensu.
Słowem, przy oglądaniu pierwszego odcinka na nudę narzekać się nie da, w ciągu godziny dzieje się naprawdę sporo. Jednak byłoby fajniej, gdyby bohaterowie mieli większy wpływ na swoje losy, a w opowieści o naszych ulubionych motocyklistach chaos nie grał pierwszych skrzypiec. Ale może na to trzeba poczekać do drugiego epizodu? Zróbmy tak, dajmy SAMCRO szansę.