Seriale, których powrotu nie możemy się doczekać
Redakcja
12 września 2012, 21:56
MARTA WAWRZYN
Uwaga na spoilery – jeśli nie jesteście na bieżąco, lepiej pewne tytuły omińcie!
"Homeland" – Po zeszłorocznym finale to zdecydowanie najbardziej oczekiwany przeze mnie serialowy powrót. Zapomniałam już, że schrzanili na koniec, przypomniałam sobie za to, jak bardzo podobała mi się chemia pomiędzy Carrie a Brodym. Nie mogę się doczekać kolejnych scen z udziałem tych dwojga i po cichu zaczynam myśleć, że może jednak pozostawienie Damiana Lewisa na kolejny sezon nie było takim złym pomysłem.
"The Good Wife" – Kampania na jeszcze wyższym szczeblu, świetne występy gościnne i przede wszystkim mąż Kalindy. Spodziewam się, że w tym roku "The Good Wife" będzie jeszcze lepsze niż do tej pory i że dowiemy się więcej o bohaterach, których podglądamy już trzy lata, a o których wciąż zostało bardzo dużo do opowiedzenia.
"Parks and Recreation" – Dopiero niedawno obejrzałam 4. sezon i muszę powiedzieć, że jest to teraz moja ukochana komedia (może obok "Louiego", który nie do końca jest komedią). Uwielbiam Leslie i Bena, i wszystkich innych bohaterów. Wariuję z niecierpliwości na myśl o "poważniejszej" polityce, wkraczającej w ten mały, zabawny światek, o Johnie McCainie i Leslie w Waszyngtonie, i o zmianach, które będą teraz musiały nastąpić w serialu.
"Downton Abbey" – Jedne odcinki tego brytyjskiego serialu podobają mi się bardziej, inne nieco mniej, ale jedno podoba mi się zawsze – to, jak się zachowuje i co mówi Lady Violet. A teraz przyjdzie pora na lata 20., na okropną Amerykankę (ach, Shirley MacLaine!), która zburzy porządek tego wciąż poukładanego domostwa, na zmiany, zmiany, zmiany. Ach, cóż to się będzie działo na górze i na dole!
"Boardwalk Empire" – Już pewnie wiecie, że ja nie z tych, co to uważają ten serial za "Bored-walk Empire". Przeciwnie, ekscytuję się każdą kliszą i każdą sceną, którą już gdzieś widziałam. A wszystko dlatego, że to serial piękny, bogaty, ze świetną muzyką i dobrymi aktorami. Chętnie zobaczę wszystko, co mi tylko w tym sezonie zaserwują – niezależnie od tego, czy będą to porachunki gangsterskie (wreszcie ma się zrobić ostro!), czy damskie pogaduszki w buduarze.
"Misfits" – Kompletnie nie wiem, czego się spodziewać po tym, jak wymieniono prawie całą obsadę. Ale chyba nie będzie źle, w końcu to "Misfits". Jeden z moich ulubionych seriali, niezależnie od wszystkiego (no, prawie wszystkiego).
"Revenge" – Emily i jej zemsta! Stęskniłam się, oj, naprawdę się stęskniłam. Niby ten serial to nic wielkiego, a jednak wciąga i nie daje odejść od ekranu. W tym roku chcę więcej Nolana, chcę też, żeby Victoria przeżyła (chyba nie ma innej możliwości, co?) i żeby matka Emily okazała się szalona, ale nie w stylu Jill z "Trawki". Nie jestem pewna, czy jak długo "Zemsta" jest w stanie się bronić bez popadania w śmieszność, ale na razie daje radę, więc oglądam dalej.
"30 Rock" – Niegdyś jedna z moich ulubionych komedii, ostatnio jednak obniżyła już nieco loty i popadła w powtarzalność. Chciałabym, żeby Tina Fey złapała rytm w ostatnim sezonie. I żeby Kenneth na koniec stał się ważniakiem, tak jak to kiedyś zapowiedzieli. Koniecznie!
Lista oczekiwanych przeze mnie produkcji jest długa, za długa, żeby o każdym serialu pisać peany. Oglądam sporo niezbyt ambitnych produkcji i sitcomów, na które czekam po prostu po to, żeby wreszcie mieć jakieś seriale "do kotleta". Ciekawią mnie dalsze losy wielokąta miłosnego z "Hart of Dixie", na pewno też zerknę na ostatnie odcinki "Plotkary" i obejrzę przynajmniej kilka odcinków "Glee" z nowymi dzieciakami. Pewnie znów połknę cały sezon "Pamiętników wampirów" (chcę niegrzeczną wampirzycę Elenę!), choć w moim wieku naprawdę już nie wypada.
Będę też śledzić "The Big Bang Theory", "2 Broke Girls" i "Jak poznałem waszą matkę", choć ten ostatni już tylko i wyłącznie z przyzwyczajenia. A jeszcze szczęśliwsza będę w październiku, kiedy to wrócą "Suburgatory", "Don't Trust the B—- in Apartment 23" (jedna z najlepszych komediowych premier zeszłego roku!) i "Happy Endings".
Nowości jak zwykle obadam wszystkie. Obejrzę 2. odcinek "Revolution", żeby zdecydować, czy chcę na to jeszcze w ogóle patrzeć. Z niecierpliwością czekam na 2. odcinek "Last Resort" (pierwszy jest niesamowity. Dżampnęli szarka z 10 razy w ciągu 40 minut, ale z takim wdziękiem, że człowiek chce więcej i to już, zaraz, natychmiast!) i "The Mindy Project" (recenzja pilota tutaj). A poza tym ciekawa jestem, jak wyjdą "Nashville", "Vegas", "Arrow", "The Mob Doctor"… Zainteresowanych nowościami odsyłam tu: 10 jesiennych nowości, na które czekam najbardziej.
Last but not least – "Saturday Night Live"! Od lat jestem absolutnie uzależniona od tego programu, a na dodatek ta jesień będzie wyjątkowa, w końcu trwa kampania prezydencka. Czy obecna obsada dorówna Tinie Fey i Amy Poehler, które cztery lata temu błyszczały jako Sarah Palin i Hillary Clinton? Musi dorównać!
ANDRZEJ MANDEL
"Go On" (nowość) – Wiem, że pilota już recenzowałem, ale jestem ciekaw, jak rozwinie się ta niezwykle smutna komedia z Matthew Perrym w roli głównej. Ten świetny (widać po sekwencjach dramatycznych) aktor ma kłopot z doborem seriali, które przetrwałyby dłużej, jednak "Go On" zapowiada się przynajmniej na coś, co będzie można oglądać z dużą dozą emocji (i nie chodzi tu o napięcie związane z akcją). Mnie to przekonuje.
"Kości" – Booth i Bones wracają. Dosłownie, do siebie i do nas, bo przecież w ostatnim odcinku 7. sezonu Bones odjechała w siną dal, uciekając przed wymiarem sprawiedliwości. Jestem ciekaw, jak zostanie rozwiązana ta sprawa i zastanawiam się, czy twórcy nie wpadną w zbytnią telenowelowość. Ponieważ jednak zapowiada się, że czarny charakter będzie się przewijał przez cały sezon, to może jednak będzie dobrze. Na co liczę. Poza tym i tak pewnie będzie dużo humoru – charaktery Bootha i Bones są naturalnym źródłem dowcipu sytuacyjnego i słownego. Podobnie jak relacje głównych bohaterów z Sweetsem. Sezon 8. debiutuje odcinkiem "The Future in the Past" już 17 września.
"Castle" – na powrót Ricka i Kate (czy swojsko Ryśka i Kaśki) czekam z niecierpliwością. I wcale nie dlatego, że po czterech sezonach wreszcie poszli ze sobą do łóżka. Bardziej intryguje mnie to, co się stanie z karierą Kate i Esposito, po tym jak wylecieli oni z hukiem z policji oraz jak rozwiąże się problem w relacji Esposito z Ryanem. I dobrze, przyznaję – czekam też na możliwość oglądania Molly Quinn, ale co poradzę, że mam słabość do rozkwitających dziewcząt? "Castle" wraca z odcinkiem "After the Storm" 24 września.
"Last Resort" (nowość) – Mam słabość do political, science i w ogóle tego typu fiction. "Last Resort" zapowiada się na political fiction – załoga amerykańskiego okrętu podwodnego (ach, te duszne, męskie klimaty) wyposażonego w broń nuklearną nagle orientuje się, że została postawiona w roli wrogów USA. Dzielni wojacy zajmują więc wysepkę i ogłaszają się narodem, w dodatku od razu nuklearną potęgą. Następnie będą kombinować, kto im napsuł krwi. Wiem, że to zapowiada się dość głupio, ale jestem ciekaw, jak bardzo schematyczne to będzie. I podejrzewam, że niezależnie od tego jak bardzo – i tak mi się może spodobać… "Last Resort" startuje już 27 września odcinkiem "Captain".
"Fringe" – Jeżeli mam wskazać serial, na który czekam najbardziej, to jest to "Fringe". Zapewne dlatego, że 5. sezon będzie ostatni (więc wszystko ma szansę zostać wyjaśnione), ale też i dlatego, że teasery zapowiadają sporo smaczków dla fanów popkultury, historii i nie tylko. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy. Liczę jednak, że Walter dostarczy mi dużo dobrej zabawy. "Fringe" wraca 28 września odcinkiem "Transilience Thought Unifier Model-11"
"Mentalista" – Przyznaję, że po słabym 4. sezonie na "Mentalistę" czekam jakby mniej niecierpliwie. Niby był cliffhanger (i to solidny), niby było kilka świetnych odcinków, ale ogólnie 4. sezon był nijaki. Niemniej 5. sezon zapowiada się o tyle ciekawie, że Patrick wreszcie ma w ręku kogoś z kim Red John współpracował. Może więc coś się stanie? "Mentalista" wraca 30 września odcinkiem "The Crimson Ticket"
MICHAŁ KOLANKO
"Homeland" – Drugi sezon tego serialu ma do pokonania niezwykle wysoko zawieszoną poprzeczkę. Sezon pierwszy, mimo wad i mało przekonującego dla niektórych zakończenia był wybitną mieszanką dramatu psychologicznego i thrillera szpiegowskiego. Mam nadzieję, że sezon drugi nie będzie gorszy, a przy tym dowiemy się czegoś więcej zarówno o Brodym, jak również o Carrie i Saulu. Liczę też na to, że poznamy też tożsamość kreta w CIA.
"Revolution" – Czy w dzisiejszych czasach możliwe jest, by powstało dobre, wysokobudżetowe science fiction na ogólnodostępnej stacji? Mam nadzieję, że Revolution przynajmniej będzie próbowało takim serialem się stać. Czy Abrams pokaże wreszcie i ciekawy, spójny, pomysł na świat, i zaskoczy przemyślaną intrygą? Oby. Inaczej "Revolution" stanie się tylko kolejnym nieudanym eksperymentem tego twórcy.
"The Walking Dead" – Mam nadzieję, że sezon trzeci będzie tak samo dobry jak początek i koniec sezonu drugiego, a zwłaszcza ostatni odcinek. To właśnie w nim najlepiej było czuć klimat postapokaliptycznego świata pełnego przerażonych, zdesperowanych ludzi, którzy stracili nadzieję na cokolwiek więcej niż moment życia. Jeśli grupa z "TWD" ma gdzieś utknąć, to miejmy nadzieję że będzie to ciekawe i klimatyczne miejsce, a nie jakaś farma.
"Last Resort" – Czy można przenieść napięcie i rozmach technotrillerów w stylu Toma Clancy'ego na mały ekran? "Last Resort" może stać się albo największą porażką sezonu, albo największym hitem. Pomysł na opowiedzenie historii załogi zbuntowanego okrętu podwodnego, który musi toczyć wojnę z własnym krajem może szybko trafić na mieliznę. Ale mam nadzieję, że tak się nie stanie i "Last Resort" będzie "Polowaniem na Czerwony Październik" w wersji telewizyjnej.
"Person of Interest" – Pierwszy sezon tego serialu rozkręcał się bardzo powoli, by stać się zaskakująco głęboką historią psychologiczną z wątkiem science fiction. Mam nadzieję, że ta mieszanka będzie równie strawna w drugim sezonie jak w pierwszym, a twórcy nie dżampnął szarka ze względu na ujawniania coraz więcej o Maszynie. No i jak poradzi sobie Reese bez Fincha? Czym jest Maszyna? Na odpowiedzi na te pytania najbardziej czekam.
"Revenge" – Pierwszy sezon "Revenge" był dla mnie niespodzianką. Spodziewałem się pustej i nudnej, nadętej opery mydlanej. Tymczasem serial okazał się zaskakująco fajny i wciągający. Czy dowiemy się, kto tak naprawdę stoi za konspiracją, której ofiarą stał się ojciec Amandy Clarke? Jak z tą grupą poradzi sobie Amanda?
PAWEŁ RYBICKI
"Downton Abbey" – Jeśli można ten serial do czegoś porównać, to do "Mad Men". Podobnie jak w przypadku historii Dona Drapera, twórcy "Downton Abbey" pokazują nam dzieje społecznych zmian. Zamiast wykładu otrzymujemy jednak pełnokrwistą opowieść, przyklejającą widza do ekranu. W 3. sezonie serialu docieramy wraz z bohaterami do lat dwudziestych. Ciekawe, czy panie porzucą dawne stroje dla krótkich spódniczek epoki swingu…
"Revolution" – Pilot mnie nie przekonał, ale z pewnością dam temu serialowi jeszcze szansę. Może scenarzyści jakoś naprawią niektóre błędy i ich opowieść stanie się bardziej przekonująca… No dobrze, nie oszukujmy się, będę oglądał "Revolution" tylko ze względu na to, że występuje tam Giancarlo Esposito, czyli legendarny Gus Fring z "Breaking Bad".
"Parks and Recreation" – Najzabawniejszy serial komediowy, jaki widziałem, a przy okazji uniwersalna opowieść o polityce (nie tylko amerykańskiej). W USA widzowie tej pozycji raczej nie doceniają, ale to tym bardziej dodaje jej smaczku. Mam nadzieję, że kariera Leslie Knope mocno przyspieszy w nowym sezonie i zobaczymy, jak sobie radzi na stanowym podwórku.
"Jak poznałem waszą matkę" – Czekam, naprawdę czekam. Chcę w końcu zobaczyć tę cholerną matkę. Wy też będzie oglądać? Challenge accepted.
"2 Broke Girls" – Jedyna zabawna komedia, jaką amerykańskim telewizjom udało się premierowo wyprodukować w zeszłym roku. Mam nadzieję, że nowy sezon będzie równie śmieszny. Liczę też na to, że scenarzyści dadzą dziewczynom rozwinąć skrzydła i nie będą one musiały ciułać co odcinek ledwie po parę dolarów.
"Last Resort" – Czekam niecierpliwie. Pilot zrobił na mnie wielkie wrażenie: wartka akcja, wyraziste postaci, rozmach niezbyt często widywany na telewizyjnym ekranie. I kilkanaście głowic atomowych. Serial już teraz porównywany z filmami nakręconymi na podstawie książek Toma Clancy'ego. Oby reszta sezonu dorównała pilotowi.
"666 Park Avenue" – Pierwsze zapowiedzi sugerowały ciekawą produkcję, ale tytuł poraża sztampowością. Filmy promocyjne też nie zachwycają. Mimo to czekam i mam nadzieję, że serial o Szatanie na Manhattanie nas czymś zaskoczy.
"American Horror Story: Asylum" – Fanem poprzedniego "AHS" stałem się od pierwszego odcinka. Nowy sezon (czy raczej – nowa część) zapowiada się niezwykle obiecująco. Szpital na peryferiach pełen zakonnic i chorych psychiczne przestępców? To musi być dobre!
AGNIESZKA JĘDRZEJCZYK
"Haven" – Dwa dotychczasowe sezony "Haven" zdążyły już przyzwyczaić nas do wolno rozwijającej się intrygi i małego zaangażowania w życie prywatne bohaterów. Mimo wszystko nie da się ukryć, że drzemie w tym serialu bardzo duży potencjał. Wiosenny cliffhanger wreszcie nakierował tę historię na znacznie ciekawsze tory – przynajmniej tak się wydaje – a podkręcenie tempa i podsycenie emocji pomiędzy trójką głównych postaci może wyjść "Haven" tylko na dobre. Od początku miałam wrażenie, że stacja SyFy, dysponując w końcu ciekawym materiałem źródłowym, jakim jest opowiadanie Stephena Kinga, bardzo chce, ale nie do końca wie jak, wydobyć z tej historii to, co najlepsze. Jak to się mówi, do trzech razy sztuka.
"Hawaii Five-0" – Serial wraca z kolejnym eksperymentem. Po niezbyt udanej próbie dołączenia do teamu agentki Lori Weston (Lauren German) – i bardzo dobrej decyzji, by zrezygnować z niej w połowie sezonu – tym razem do głównej obsady dołącza ulubienica fanów, Catherine Rollins (Michelle Borth), czyli okazjonalna sympatia McGarretta. Dotychczas przewinęła się tylko przez kilka odcinków, ale nie można zaprzeczyć, że z głównym bohaterem łączy ją wyraźna chemia. Mam więc nadzieję, że poszerzenie teamu tym razem okaże się skuteczne i serial nie zboczy z torów, jak nieszczęśliwie zrobił to w poprzednim sezonie. Nie mam z kolei absolutnie żadnych obaw względem dalszej fabuły, poziomu akcji i humoru, czy nawet obowiązkowego bromance głównych bohaterów. Pod tym względem "Hawaii Five-0" jeszcze nigdy mnie nie zawiódł.
"Mentalista" – Choć "Mentalista" to ewidentny procedural – a takie po kilku sezonach zazwyczaj zaczynają mnie nudzić – postacie Patricka Jane'a i członków zespołu Theresy Lisbon niezmiennie dostarczają mi świetnej rozrywki. Serial wchodzi w swój piąty sezon, główne śledztwo wciąż nie wydaje się bliskie rozwiązania, a relacje pomiędzy bohaterami nie zaszły wcale daleko, ale trudno jest mi ukryć entuzjazm na myśl o tym powrocie. Tym jednak razem CBI zamknęło w więzieniu ważnego świadka w polowaniu na Red Johna – jego bezpośrednią wspólniczkę (Emmanuelle Chriqui). Biorąc pod uwagę niecnie gierki, jakich już zdążyła dopuścić się na dwójce bohaterów, a także wyraźną odmowę współpracy, jest szansa, że do serialu wkroczy znacznie bardziej mroczny i niepokojący element. Ale z drugiej strony, oby nie za wiele.
"Once Upon a Time" – Serial, który lubię chyba z wszystkich niewłaściwych powodów. Irytująca gra aktorska, tandetne chwyty i kiepskie efekty specjalne ścierają się z intrygującym wątkiem przewodnim, świetnie zmiksowanymi elementami bajek i przelotną błyskotliwością. "Once Upon a Time" lubię, choć dobrym na pewno bym go nie nazwała. Tak czy inaczej, bardzo dobre wrażenie zrobił na mnie finał, który fabularnie może zmienić całą postać rzeczy na jeszcze bardziej fantazyjną. Powrót magii, zniesienie klątwy i odzyskanie pamięci przez wszystkich mieszkańców Storybrooke rozpoczyna grę w otwarte karty, która może być tylko emocjonująca. Przynajmniej teoretycznie, bo z wywoływaniem właściwych emocji było w pierwszym sezonie różnie. Nowe bohaterki – Śpiąca Królewna, Mała syrenka i Mulan – również zapowiadają się ciekawie. Koniec końców drugi sezon może okazać się wszystkim, czym nie był pierwszy, czego w gruncie rzeczy bardzo mu życzę.
"Hart of Dixie" – Wdzięczna historyjka o młodej lekarce nieprzystosowanej do życia w małej południowej mieścinie zdobyła moje serce od samego początku, dlatego drugi sezon już teraz bardzo mocno dopinguję. Radosne komplikacje sercowe, jakie zaserwował Zoe finał pierwszego sezonu sugerują dawkę perypetii pomnożoną co najmniej o dwa, a do tego na pewno nie obejdzie się bez niecnej zemsty odrzuconej Lemon. Słodkie chwile na pewno szybko się skończą, ale do tej pory serialowi dobrze udawało się balansować pomiędzy komedią a dramatem, czym, mam nadzieję, popisze się i teraz. A poza tym liczę na dalsze tryskanie pozytywną energią, dużo Wade'a i dalszego osadzania Zoe w środowisku Bluebell.
"The Walking Dead" – Należę do tej mniejszości, której drugi sezon "The Walking Dead" podobał się w całości, a nie tylko w drugiej połowie. Atmosfera powoli budowanego niepokoju i codziennych dylematów bardzo mi odpowiadała, bo w historiach o zombie najbardziej cenię sobie to ludzkie zagubienie – we wszelkich jego odmianach. Tymczasem zapowiedzi trzeciego sezonu jednoznacznie wskazują, że tempo serialu zostanie znacznie podkręcone. Nie do końca jestem przekonana, czy to dobrze, czy źle – bo z jednej strony dobrze, z innej nie – ale wierzę, że dostaniemy kolejny sezon na bardzo wysokim poziomie. Nowe postacie i nowa ciężka sytuacja z pewnością wzbudzą niemałe emocje, i dokładnie na nie liczę.
NIKODEM PANKOWIAK
"Fringe" – Nie mam absolutnie żadnych oczekiwań wobec fabuły tego serialu. Zawsze, gdy układałem sobie w głowie najlepszy, moim zdaniem, scenariusz na kolejne odcinki, twórcy proponowali mi inne, lepsze rozwiązanie. Już teraz wiem, że będzie mi brakowało tej produkcji, jej pokręconej fabuły, która udowadnia, że dla ludzkiej wyobraźni nie ma rzeczy niemożliwych. Ostateczne starcie z Obserwatorami powinno, co ja mówię, musi!, przynieść wiele emocji i niezapomnianych scen. Zakończenie "Fringe" będzie miało niestety jeden negatywny skutek. Zobaczymy, jak bardzo stacje ogólnodostępne są w tyle, jeśli chodzi o tworzenie innowacyjnych seriali.
"Dexter" – Przedostatnia jesień ze specjalistą od krwi zapowiada się wyjątkowo smakowicie. Może i cliffhanger szóstej serii był przewidywalny, zgoda, ale niewątpliwie otwiera wiele nowych możliwości dla produkcji Showtime. Debra w swoim życiu przeszła już wiele, a teraz spadł jej na barki ciężar największy z dotychczasowych. Czy krnąbrna policjantka zaakceptuje fakt, że przygoda jej brata z krwią zaczyna się tak naprawdę dopiero po pracy? Przekonamy się 30 września.
"Homeland" – Można było usłyszeć sporo narzekań na temat zakończenia pierwszej serii, ale dziś, gdy emocje już opadły, wydaje się, że lepszego rozwiązania znaleźć nie było sposób. Na Boga, czy ktoś naprawdę liczył na to, że Brody wysadzi się w powietrze razem z elitą amerykańskich polityków? Całe szczęście do niczego takiego nie doszło, gra między dwójką głównych bohaterów będzie trwała dalej. Przynajmniej taką mam nadzieję, bo chemia, jaką scenarzyści stworzyli między bohaterami, sprawia, że Damianowi Lewisowi i Claire Danes udało się stworzyć jedne z lepszych aktorskich kreacji 2011 roku.
"Sons of Anarchy" – SAMCRO przeżywa wyraźny kryzys, grupa targana jest wewnętrznymi niesnaskami, a Jax, w obliczu nowych wyzwań stojących przed grupą, musi poskładać to wszystko do kupy. Sytuacja z pewnością skomplikuje się jeszcze bardziej, gdy do gry wróci Clay. Największy konflikt może jednak rozgrywać się gdzie indziej. Teoretycznie, po przetasowaniach z końca czwartego sezonu, to Tara powinna zostać pierwszą damą klubu. Możemy być jednak pewni, że Gemma tak łatwo nie odda swojego miejsca. Gdy obie panie pokażą pazurki, muszą posypać się iskry. I dobrze, bo od piątego sezonu oczekuję właśnie dużo walki o władzę i wpływy, a mniej pościgów, strzelanin i wybuchów. No i proszę, jak najwięcej Danny'ego Trejo!
"The Walking Dead" – 2. sezon zawiódł chyba nawet największych fanów serii, dlatego też boję się oczekiwać czegokolwiek. Farma Hershella była miejscem nudnym aż do bólu, więzienie może wszystko zmienić, a jeśli tak się nie stanie, zupełnie stracę wiarę w twórców serialu. Nie, nie oczekuję ciągłej jatki, latających w powietrzu głów itp., jednak w poprzednim sezonie zbyt wiele czasu poświęcono na ckliwe pseudointelektualne dyskusje. Obawiam się, że podobnie może być i tym razem, zwłaszcza że zamówiono aż 16 odcinków. Chyba że scenarzyści szykują dla nas taką liczbę atrakcji, której nie da się zmieścić w mniejszej ilości epizodów. Czas pokaże.
"Skandal" – Co prawda pierwszy sezon można było oglądać bez wielkiego bólu głowy, ale daleko było mu do ideału. Polityczny świat Waszyngtonu został skrojony do potrzeb przeciętnej fanki "Grey's Anatomy" – osoby nie mającej czasu ani chęci, by zainteresować się polityką. Przeszkadza także patos wylewający się z ekranu hektolitrami. Mimo to dopiero po pierwszym odcinku drugiego sezonu zdecyduję, czy warto dać produkcji Shondy Rhimes jeszcze jedną szansę. Być może twórczyni serialu dostrzeże, że wypadałoby zrobić coś ambitniejszego. A może jestem naiwny.
"Modern Family" – Ciąża Glorii z całą pewnością przewróci ten serial do góry nogami, pytanie tylko, czy sprawi, że będzie on jeszcze śmieszniejszy. W środku trzeciego sezonu mogliśmy kilka razy zaobserwować, że produkcja łapie lekką zadyszkę. Oby nie była to stała tendencja, zwłaszcza że obawy o poziom potęguje zamieszanie z pensjami dla aktorów, którego świadkami byliśmy latem.
A jeśli nie "Modern Family", to na szczęście mam kilka alternatyw, na czele z "2 Broke Girls". Boże, jak ja tęsknię za niewyparzoną buzią Kat Dennings! W tym przypadku do szczęścia w zupełności wystarczy mi kopia pierwszego sezonu – niewybredne teksty Olega, żarty z hipsterów i wzrostu Hana. Dużo więcej oczekuję po "Suburgatory". W drugiej połowie pierwszego sezonu serial wyraźnie "siadł", liczę na to, że twórcy wykorzystają otrzymany od stacji kredyt zaufania i wywiążą się ze swojego zadania bardzo dobrze.
Z obawami podchodzę do 8. już sezonu "How I Met Your Mother". Przebitki ze ślubu mogą wprowadzić trochę świeżości, szkoda tylko, że, przynajmniej na początku serii, będziemy oglądać przebieg dwóch związków, o których wiemy, że żaden nie skończy się happy endem. Poza tym, pokażcie wreszcie Matkę! Nie jej stopę! Nie żółtą parasolkę! Chcę zobaczyć ją całą! Już! Teraz!
To nie będzie dla mnie sezon nowości. Żadna z premierowych produkcji zapowiadanych na jesień nie zdołała mnie zainteresować, dlatego też skupię się na kontynuowaniu przygody z tym, co zdążyłem już dobrze poznać. Jeden mały wyjątek zrobię dla "Revolution". A bo to Abrams, a bo pokazuje świat zupełnie inny niż ten, który znamy. Oczywiście podchodzę do tego serialu ze sporą dawką sceptycyzmu. Mieliśmy już kilka pewniaków do bycia następcą "Lost", chociażby "FlashForward" czy "V" i zawsze kończyło się na szumnych zapowiedziach. Zresztą, sam Abrams powoli rozmienia się na drobne i próbuje chwycić zbyt wiele srok za ogon w tym samym czasie.