"Krakowskie potwory" mają ciekawy pomysł na siebie, ale toną w schematach — recenzja serialu Netfliksa
Marta Wawrzyn
18 marca 2022, 09:31
"Krakowskie potwory" (Fot. Netflix/Robert Pałka)
Na Netfliksie debiutują dziś "Krakowskie potwory", nowy polski serial platformy. Odnajdziecie w nim wiele znajomych schematów z młodzieżowej fantastyki, które przyodziano w nieco inne szaty.
Na Netfliksie debiutują dziś "Krakowskie potwory", nowy polski serial platformy. Odnajdziecie w nim wiele znajomych schematów z młodzieżowej fantastyki, które przyodziano w nieco inne szaty.
Sprawnie zrobiony, oglądalny serial środka z gatunku innego niż kryminał bardzo długo był w Polsce czymś nieosiągalnym. Na szczęście w ostatnich latach zaczęło się to zmieniać, a częścią tej dobrej zmiany mają szansę stać się "Krakowskie potwory", ośmioodcinkowa produkcja Netfliksa z elementami fantastycznymi, dziejąca się w środowisku studentów Collegium Medicum. Serial daleki od wybitnego i raczej nie mający potencjału, by stać się tym, czym dla niemieckiego Netfliksa stał się "Dark", ale wystarczająco typowy i nietypowy jednocześnie, aby znaleźć swoją publikę.
Krakowskie potwory, czyli supernatural po polsku
Sam szablon, z którego jest wykrojona ta historia, świetnie znacie: grupka młodych, różniących się od siebie, mających niezwykłe zdolności osób walczy o uratowanie świata przed tajemniczym zagrożeniem. Jeśli widzieliście "Harry'ego Pottera", "Magików", "Chilling Adventures of Sabrina", "Przeznaczenie: Sagę Winx" itp., itd., w "Krakowskich potworach" nie zaskoczy was nic. Bohaterowie są trochę starsi, niż wynosi przeciętna, klimat jest trochę mroczniejszy, a szybki przegląd słowiańskiej mitologii nasuwa na myśl raczej prozę Andrzeja Sapkowskiego niż amerykańskie seriale supernatural, ale zdecydowanie jest to serial zrobiony na zachodnią modłę.
W produkcji platformy Netflix poznajemy Alex (Barbara Liberek, "Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa"), studentkę pierwszego roku medycyny w prestiżowym Collegium Medicum na Uniwersytecie Jagiellońskim. W dziewczynie niewątpliwie jest coś niezwykłego i coś bardzo mrocznego, ale chwilę potrwa, zanim dowiemy się, o co dokładnie chodzi. Na dzień dobry Alex przedstawia nam się jako charyzmatyczna dwudziestolatka, która traumy z dzieciństwa zagłusza alkoholem i przygodnym seksem — zarówno z dziewczynami, jak i chłopakami. I to wystarczy, żeby ją polubić, zwłaszcza że odtwórczyni tej roli zachwyca swoją świeżością.
Splot zdarzeń sprawia, że nasza młoda heroina zapoznaje się z profesorem Zawadzkim (Andrzej Chyra, ostatnio m.in. "Niewolnik" i "Wszystkie nasze strachy"), jego asystentem Luckym (Stanisław Linowski, "25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy") i grupką studentów, którzy pod przykrywką badań naukowych rozpracowują sprawy nie z tego świata. Alex staje się ważną członkinią grupy i kluczem do rozwikłania zawiłej intrygi, gdzie główne role odgrywają pradawne wierzenia, krwiożercze bóstwa, bohaterowie miejscowych legend, opiekuńcze smoki i lokalne potwory. W serialu otrzymujemy niemalże wikipedyczny ich przegląd.
Kraków wygląda super w Krakowskich potworach
To, co serial robi nieźle, to sprawne przeniesienie zagranicznych schematów do polskich realiów i odtworzenie świata słowiańskich wierzeń oraz połączenie go z naszą współczesnością. "Krakowskie potwory", wyreżyserowane przez Kasię Adamik i Olgę Chajdas ("Wataha") i napisane przez Magdalenę Lankosz ("Ciemno, prawie noc") oraz Annę Sieńską i Gaję Grzegorzewską ("Erotica 2022"), opowiadają dość typową historię o tym, jak grupka niezwykłej, trochę dziwnej i trudnej młodzieży próbuje zbawić świat, ale czynią to zupełnie inaczej, niż zrobiliby to Amerykanie.
To serial surowy, pokazujący rzeczywistość bez filtra (albo jak wolicie, z ciemnym filtrem), a Kraków w wersji dalekiej od pocztówkowej. Bohaterom bliżej jest do brytyjskiej ekipy z "Misfits", niż do postaci z podobnych amerykańskich seriali. Alex nie jest ani grzeczną, ani śliczną dziewczynką, tylko młodą kobietą przezwyciężającą głęboką traumę i odkrywającą trudne prawdy na swój temat, zaś gęsty, ponury klimat nie jest w kółko przełamywany leciutkimi i głupiutkimi żarcikami.
Serial potrafi świetnie wyglądać — choć był kręcony w dużej mierze w najbardziej znanych miejscach w centrum Krakowa, nie rozpoznacie tu miasta z przewodników. Historyczne budynki Uniwersytetu Jagiellońskiego, wnętrza kamienic, ciasne piwnice, wybrukowane ulice, kopce czy też Smocza Jama stanowią niesamowicie mroczną scenerię dla opowiadanej historii, w której ma znaczenie np. to, że w mieście ciągle leje deszcz. Nie zabrakło też wycieczki do kopalni soli w Wieliczce
Widać, że to raczej produkcja kierowana przez reżyserki niż scenarzystki — o ile niekonwencjonalnych wyborów fabularnych w zasadzie tutaj nie uświadczycie, o tyle wizualnie "Krakowskie potwory" potrafią zadziwić, zwłaszcza jeśli znacie miejsca, w których dzieje się serial. Gwarantuję, że w takiej wersji jeszcze ich nie widzieliście — i dotyczy to zarówno Rynku i okolicznych ulic, jak i Kazimierza, Podgórza, budynku Collegium Novum czy kultowych knajp na czele z Alchemią. Serial pokazuje, jak w średniowiecznej scenerii toczy się zwyczajne życie — studenci mieszkają w zabytkowej kamienicy, piją piwo i zdają egzaminy pod gotyckimi sklepieniami, a ich codziennym czynnościom towarzyszy hejnał albo bicie kościelnych dzwonów. Magia Krakowa jest w "Krakowskich potworach" autentyczna i bardzo daleka od turystycznej, pomimo wykorzystania znanych miejscówek.
Krakowskie potwory — czy warto oglądać serial?
Znacznie słabiej niż klimat wypada sama intryga, która w żadnym momencie mnie nie wkręciła, nie zaskoczyła ani nie zaangażowała emocjonalnie, pomimo błyskawicznej sympatii do głównej bohaterki. "Krakowskie potwory" to zabawa schematami w swojskim klimacie, co może w pewnych okolicznościach być zaletą, ale jeśli widziało się już trochę takich produkcji, to trudno się tym zachwycać. Serial odhacza wszystkie obowiązkowe twisty, na dodatek traktując siebie zdecydowanie zbyt poważnie — biorąc pod uwagę, że to tylko kolejna historia fantastyczna z półki young adult. Pod tym względem to niestety raczej drugi "The Rain" niż "Dark", a ostatnie sceny sugerują, że na 2. sezon szykowana jest kolejna porcja banałów.
Być może brak odkrywczości całej historii dałoby się "Krakowskim potworom" wybaczyć, gdyby twórczyniom udało się stworzyć jakikolwiek związek emocjonalny z postaciami. Niestety, nawet losy Alex są mi po ośmiu odcinkach raczej obojętne, a pozostałe osoby z jej grupki, w tym Gigi (Daniel Namiotko), Iliana (Anna Paliga) oraz bliźniaczki Hania (Kaja Chan) i Basia (Maja Chan), mają w tym momencie po dwie cechy na krzyż (w tym: mówienie po angielsku). Chemii w młodej ekipie też mocno brakuje — tradycyjnym polskim dialogom, przetykanym czasem słowami na K, CH albo dla odmiany światowym F, często towarzyszy równie drętwe aktorstwo.
Trudno też przejąć się tym, o co walczą bohaterowie, bo stawki nie są jasno zdefiniowane, zaś Kraków wygląda jak opustoszałe prowincjonalne miasteczko, a nie milionowe miasto w środku Europy — jak mam uwierzyć, że rozgrywa się tu faktycznie ostateczna batalia dobra ze złem tudzież walka o losy całego świata? Serial kręcono w czasie pandemii i to widać — ulice, gdzie na co dzień spotkacie tłumy, w "Krakowskich potworach" są puściuteńkie. Pozostaje więc cieszyć się świetnymi zdjęciami tego bezludnego Krakowa (autorstwa Ziva Berkovicha), tym, że atmosferę można kroić nożem, że jest psychodelicznie, dość feministycznie, a temat orientacji seksualnej głównej bohaterki potraktowany został jak coś zupełnie zwyczajnego, co też jest jak łyk świeżego powietrza. Jak na polski serial, pewnie nie jest tak źle. Ale po sześciu latach obecności Netfliksa nad Wisłą chciałoby się więcej.