"Pretty Little Liars" (3×12): Finał jak z horroru
Marta Rosenblatt
3 września 2012, 10:30
Finał "Pretty Little" Liars" zatytułowany "The Lady Killer" jest chyba najlepszy w historii serialu. I zamiast kolejnych pytań dostaliśmy odpowiedzi. Uwaga na spoilery!
Finał "Pretty Little" Liars" zatytułowany "The Lady Killer" jest chyba najlepszy w historii serialu. I zamiast kolejnych pytań dostaliśmy odpowiedzi. Uwaga na spoilery!
To był dobry, trzymający w napięciu finał. Chyba najlepszy w historii serii o kłamczuchach. Trzeba pochwalić zwłaszcza klimat, odcinek był wyraźnie inspirowany horrorami. Oczywiście nie obyło się bez standardowej naiwności, ale o dziwo nie kuło to w oczy tak boleśnie jak w poprzednim finale. I wreszcie zamiast garści kolejnych pytań otrzymaliśmy odpowiedzi. W mojej poprzedniej relacji z finału "Pretty Little Liars" narzekałam na nudę i przewidywalność, teraz twórczyni serialu I. Marlene King zdecydowanie odrobiła lekcje.
"The Lady Killer" rozpoczęło się mocnym, acz znajomym widokiem – kłamczuchy, policja, karetka, płacz. Następnie akcja cofa się o dwa dni. Dziewczyny w napięciu czekają na proces Garetta, który ma odbyć się za kilka dni. Oczywiście taki przeskok czasowy nie jest to nowością, takie zabiegi miały już wcześniej miejsce. Myślę jednak, że mimo pewnej wtórności dało to dobry efekt.
W poprzednich odcinkach King podsuwała nam kolejnych kandydatów do A-teamu, w ostatnim odcinku była to Paige. I tym razem akcja koncentrowała się na czworokącie: Emily – obecna dziewczyna – nieżyjąca dziewczyna – kuzyn nieżyjącej dziewczyny. Dla kogoś kto nie przepada ze Ems, musiało być to frustrujące.
Frustrujące na pewno było też zachowanie Emily. W porządku, Em jest miłym, ślicznym i strasznie naiwnym dziewczęciem, ale nawet jej łatwowierność powinna mieć jakieś granice. Zgoda na wyjazd do domku znajdującego się na jakimś odludziu z praktycznie obcym chłopakiem była po prostu bezmyślna. Zwłaszcza w kontekście tego, że Nate wyraźnie chciał być kimś więcej niż tylko jej przyjacielem.
Skoro piszę już o mało logicznym zachowaniu Ems, to czy zostawienie swojej dziewczyny z psycholem, który porwał ją i chce ją zabić było rozsądne? Równie głupi był wybór latarni jako miejsca ucieczki. Chyba, że E., szukała tam zasięgu. Zlituje się jednak i nie będę się zbytnio czepiać – logika nigdy nie była mocną stroną tego serialu, szwankuje zwłaszcza w scenach z panną Fields. Zamykając temat rozwiązań, do których nie mogę się nie przyczepić, wypada mi wspomnieć o Monie i jej wymknięciu się ze szpitala psychiatrycznego w przebraniu pielęgniarki. Naprawdę nikt się nie zorientował?
Na szczęście mimo tych wpadek odcinek był płynny i dynamiczny. Jedynie sceny z Arią, Ezrą i jego byłą dziewczyną dawały trochę oddechu, ale to wyszło tylko na plus – tworzyły fajny kontrast dla horrorowej reszty. Osobiście postać Ezry wydaje mi się zbyt uładzona. Liczę, że w przyszłości poznamy ciemniejszą stronę osobowości pana Fitza.
Ostatnio czepiałam się tego, że co sezon (a raczej połówkę sezonu) widzowie mamieni są rozwiązaniem zagadki – kim jest mityczna "A" (lub kto należy do A teamu), a de facto zamiast odpowiedzi, otrzymują masę kolejnych pytań. Po finale 3A ten zarzut wydaje się być nieaktualny. W końcu dostaliśmy jakieś wyjaśnienia! Wspólnikiem Mony jest Toby. Fani Spencer i Tobiego musieli przeżywać niezłą huśtawkę nastrojów. Oczywiście nie można wykluczyć tego, że T., jest podwójnym agentem i tak naprawdę chroni Spence. Ewentualnie jest szantażowany. Jedno jest pewne, jego psychopatyczna mina na końcu odcinka nie wróży dobrze. Ciekawe wydają się być też jego słowa do S. – "Wiem kim jesteś.". Czyżby to oznaczało, że nasza urocza kujonka jest w A-teamie?
Wyjaśniło się też wreszcie kto zabił Mayę. Wygląda na to, że zrobił to Nate, który okazał się psychopatycznym prześladowcą niezwiązanym z A-teamem. Wydaje się też, że na dzień dzisiejszy możemy przestać podejrzewać Paige, która została wrobiona. Choć na pewno ma jeszcze jakieś sekrety, które ukrywa przed swoją dziewczyną.
Oczywiście King nie byłaby sobą, gdybyśmy po finale nie otrzymali paru zagwozdek. Najważniejszą z nich wydaje się być: kto strzelał do Caleba. Co prawda któryś ze scenarzystów napisał na twitterze, że był to Nate, jednak to wydaje się zbyt absurdalne nawet jak na "Pretty Little Liars". Z drugiej strony nie takie rzeczy widzieliśmy w amerykańskich filmach.
Odpowiedź na to pytanie na pewno otrzymamy w zimie, fanom kłamczuch pozostaje uzbroić się w cierpliwość i czekać na halloweenowy odcinek specjalny.