"Dziewczyna przede mną", czyli wszędzie źle, ale w domu najgorzej – recenzja miniserialu HBO Max i BBC One
Mateusz Piesowicz
8 marca 2022, 13:33
"Dziewczyna przede mną" (Fot. HBO Max)
Niezwykły dom, jego tajemniczy właściciel i zagadkowa śmierć. Co wyjdzie z połączenia tych elementów? Za sprawą "Dziewczyny przede mną" okazuje się, że całkiem zwyczajny thriller.
Niezwykły dom, jego tajemniczy właściciel i zagadkowa śmierć. Co wyjdzie z połączenia tych elementów? Za sprawą "Dziewczyny przede mną" okazuje się, że całkiem zwyczajny thriller.
Chcielibyście zamieszkać w domu, który bada wasze zachowanie, nie pozwala wziąć prysznica bez wypełnienia ankiety i w którym zakazane są dywany, ale nikomu nie przeszkadzają schody niespełniające podstawowych standardów bezpieczeństwa? Zdroworozsądkowa odpowiedź powinna brzmieć: "Zwariowałeś? Oczywiście, że nie!". Nie wiedzieć czemu, w serialu "Dziewczyna przede mną" wszyscy odpowiadają jednak: "Jaki jest czynsz?", a potem jeszcze się dziwią, że w pakiecie z nowym lokum dostają masę problemów poważniejszych niż zardzewiałe rury czy nieszczelne okna.
Dziewczyna przede mną – thriller od HBO Max
No dobra, zawsze można trafić gorzej, np. na polski patowynajem, gdzie "kompaktowa kawalerka w ekskluzywnej lokalizacji" okazuje się schowkiem na miotły, ale mimo wszystko popularność domu przy 1 Folgate Street w Londynie – głównego obiektu zainteresowań w czteroodcinkowej produkcji HBO Max i BBC One – jest zastanawiająca. Podobnie zresztą jak on sam, przypominający galerię sztuki, z której wyniesiono wszystkie eksponaty, a mimo to udostępnioną do zwiedzania nielicznym wybranym. Co więcej, wybranym w bardzo restrykcyjnym procesie, zakładającym test psychologiczny i rozmowę kwalifikacyjną z architektem, równie enigmatycznym co jego dzieło Edwardem (David Oyelowo, "Selma").
Jak wysokie są standardy tego konkretnego wynajmującego, pokazuje fakt, że pomiędzy kolejnymi najemcami dom stał pusty aż przez trzy lata. My mamy okazję poznać wszystkich byłych lub obecnych mieszkańców, bo akcja "Dziewczyny przede mną" toczy się dwutorowo. W teraźniejszości do domu wprowadza się cierpiąca po osobistej tragedii Jane (Gugu Mbatha-Raw, "Loki"), trzy lata wcześniej to samo robią Emma (Jessica Plummer, "Jak rozmawiać z dziewczynami na prywatkach") i Simon (Ben Hardy, "Bohemian Rhapsody"), w których poprzednim mieszkaniu pod jego nieobecność doszło do włamania, co dziewczyna bardzo mocno przeżyła. Dostrzegacie podobieństwo? W takim razie mogę wam jeszcze zdradzić, że na jednym się nie kończy. Choć pewnie już to wiecie, w końcu wystarczy mieć oczy.
Niewiele większa spostrzegawczość jest potrzebna, żeby zauważyć, że przeprowadzka do domu, który wydaje się zaprojektowany, aby potęgować lęki jego mieszkańców, a w dodatku skrywa mroczne sekrety, nie jest najlepszym pomysłem w przypadku osób, które niedawno przeżyły dużą traumę. Bez tego nie byłoby jednak thrillera, zatem Jane i Emma zgodnie twierdzą, że minimalistyczne lokum jest idealne, żeby zacząć wszystko od nowa, do czego nie przekonują chyba nawet siebie samych. Jakby nie można było wprost przyznać, że zejście z czynszu to istotna sprawa. Wszyscy przecież domyślamy się londyńskich cen!
Dziewczyna przede mną i dom pełen tajemnic
Dobrze, koniec żartów, w końcu "Dziewczyna przede mną" to całkiem poważny serial. A przynajmniej na taki wygląda, w czym zasługa reżyserki Lisy Brühlmann ("Obsesja Eve") i operatora Ebena Boltera. Przeskakując płynnie między dwiema liniami czasowymi (znakomity montaż!), udaje im się momentami celowo zdezorientować widza co do aktualnych wydarzeń, podkreślając tym samym niepokojącą atmosferę, którą przesiąknięta jest historia. Resztę klimatu robi dom – pusty i zimny, ale też na swój surowy sposób piękny i hipnotyzujący, choć na samą myśl o spędzeniu tam nocy mam dreszcze.
Otwarta przestrzeń nie budzi bowiem w tym przypadku dobrych skojarzeń, raczej sugerując ciągłą obserwację. Może przez elektronicznego asystenta, który bywa użyteczny, dobierając muzykę odpowiednią do nastroju, ale też wkurzający, gdy zadaje trudne pytania w nieodpowiednich momentach? A może przez Edwarda, który szybko staje się obydwu bohaterkom bliski, choć niewiele o nim wiedzą? "Dziewczyna przede mną" posługuje się doskonale znanymi sztuczkami, więc nawet przewidzenie, które z nich służą za zwykłą zmyłkę, a które mogą dokądś prowadzić, nie jest szczególnie trudne. Swoją rolę to wszystko jednak spełnia, stanowiąc solidny fundament pod fabułę. Problem w tym, że ta okazuje się rozczarowująca.
Scenariusz serialu, który na podstawie swojej własnej powieści napisał JP Delaney, jest w gruncie rzeczy kolażem oklepanych gatunkowych rozwiązań, do których nie udaje się wnieść niczego oryginalnego. Co gorsza, autor nawet tego nie próbuje, brnąc w schematy thrillera psychologicznego, do których dopasowuje swój wyjściowy pomysł. Dom jest symbolem życia pozbawionego zbędnych rozpraszaczy. Dom to czysta karta. Dom to zarazem schronienie i pułapka na kobiety. Dom to odpowiednik psychoanalizy. Wszystko sugerowane bądź wypowiadane w zawoalowany, ale zawsze sztuczny sposób przez Edwarda staje się szybko męczące, a im dalej tym jest gorzej.
Dziewczyna przede mną to standardowy thriller
Twórca oferuje nam całe cztery godziny tego typu rozważań, "uatrakcyjniając" je zagadkami, które ani nie wciągają, ani nie dają za bardzo opcji na odpowiedzi inne od oczywistych, co wyklucza wszelką zabawę. Zostaje tylko tania terapia polegająca na powtarzaniu tych samych banałów z dostatecznie dużą powagą, żeby widz je po raz kolejny kupił. To nie można było skrócić całości tak o dwie trzecie i zrobić z tego filmu? Nic byśmy nie stracili, a przynajmniej dałoby się obejrzeć do kolacji.
W dłuższym wymiarze czasu trudno bowiem kupić serwowane na każdym kroku bzdurki, a jeszcze trudniej usprawiedliwić zostawiane za sobą dziury logiczne. Na nic realizacyjna precyzja, na nic też wysiłki aktorów, którzy wyciągają maksimum z nudnych postaci, albo nadając im charakteru (Mbatha-Raw i szczególnie bardzo dobra Plummer), albo chociaż emanując złowrogą energią, nawet jeśli nie do końca wiadomo, czy scenariusz tego od nich wymaga (Oyelowo). Bo w gruncie rzeczy trudno stwierdzić, czego się tu od kogokolwiek wymaga. Poza widzem – ten jak zwykle ma siedzieć i łykać wszystko, co mu wciskają.