"Siły Kosmiczne" wzbijają się wyżej, ale wciąż nie sięgają gwiazd — recenzja 2. sezonu komedii Netfliksa
Nikodem Pankowiak
20 lutego 2022, 12:35
"Siły Kosmiczne" (Fot. Netflix)
O ile 1. sezon "Sił Kosmicznych" wchodził na Netfliksa z pompą, o tyle nowe odcinki zrobiły to tylnymi drzwiami, jakby nikt już na ten serial nie liczył. Szkoda, bo 2. sezon jest lepszy od poprzednika.
O ile 1. sezon "Sił Kosmicznych" wchodził na Netfliksa z pompą, o tyle nowe odcinki zrobiły to tylnymi drzwiami, jakby nikt już na ten serial nie liczył. Szkoda, bo 2. sezon jest lepszy od poprzednika.
Prawie dwa lata po premierze 1. sezonu, o którym prawdopodobnie chcieliby zapomnieć wszyscy, włącznie z jego twórcami, "Siły Kosmiczne" wracają z nowymi odcinkami. Już od pierwszego odcinka można zauważyć, że wyciągnięto wnioski z popełnianych wcześniej błędów. Jest lepiej, co oczywiście nie znaczy, że idealnie. Do ideału daleko, ale z męczącego potworka "Siły Kosmiczne" zmieniły się w całkiem niezły serial komediowy, który ma swoje momenty. A to już sporo.
Siły Kosmiczne sezon 2 — powrót po dwóch latach
Wydawało się, że duet Greg Daniels i Steve Carell, który w przeszłości dał nam "The Office", to gwarancja jakości. Ich pierwszy wspólny projekt od czasów kultowego sitcomu NBC miał być wielkim hitem, który mógłby doczekać się wielu sezonów. Jednak po wpadce, jaką była 1. seria, wydaje się, że Netflix kompletnie przekreślił ten serial i gdyby nie siła nazwisk twórców, 2. sezon "Sił Kosmicznych" nigdy by nie powstał.
Do jego powstania jednak doszło, choć mniejsza liczba odcinków sugerowałaby, że Netflix "wypycha" serial ze swojej platformy i nie wierzy już w jego ewentualny sukces. Choć bardzo często narzekamy na decyzje podejmowane przez tego streamingowego giganta, tej akurat trudno się dziwić. "Siły Kosmiczne" zrobiły wyjątkowo fatalne pierwsze wrażenie, które trudno będzie zatrzeć, bo można przypuszczać, że ogromna część widzów 1. sezonu do kolejnego już nie zasiądzie.
I nawet trochę szkoda, bo nowe odcinki są znacznie lepsze od poprzednich – widać, że w kilku kwestiach twórcy wyciągnęli słuszne wnioski i poprawili to, co sprawiało, że poprzednia seria była wyjątkowo trudna do strawienia. Mam jednak wątpliwości, czy poprawa jakości jest jeszcze w stanie odmienić – chyba już przesądzony – los "Sił Kosmicznych".
Siły Kosmiczne sezon 2 — jest lepiej niż poprzednio
Ale zamiast dywagować nad tym, co może się wydarzyć, skupmy się na tym, co tu i teraz. "Siły Kosmiczne" wróciły z krótszym, bo 7-odcinkowym sezonem i takie odchudzenie wyraźnie wyszło serialowi na dobre, choć nie obyło się bez wpadek. Największa zmiana na plus to odświeżenie głównych bohaterów, na czele z granym przez Carella generałem Nairdem. Jego bohater jest trochę bardziej wyluzowany i całe szczęście, bo udawanie wiecznie poważnego gościa z kijem w tyłku wyraźnie Carellowi nie służyło. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że 1. sezon "Sił Kosmicznych" to jeden z jego najgorszych występów w karierze. Nadal można odnieść wrażenie, że generalski mundur uwiera tego świetnego aktora, ale mimo to w tym sezonie udało mu się znaleźć pomysł na to, jak "ugryźć" swojego bohatera.
Każda z postaci jest zabawniejsza niż wcześniej, każda z nich budzi większą sympatię, a relacje między nimi nabrały nieco głębi. Profesor Mallory (John Malkovich) nie prowadzi już ciągłych wojenek z Nairdem, Angela (Tawny Newsome) i Chan (Jimmy O. Yang) wyraźnie zbliżają się do siebie, choć przyjdzie im pokonać wyboistą drogę i nawet Tony (Ben Schwartz) stał się mniej irytujący.
Irytować może za to brak wyraźnego głównego motywu dla tego sezonu. Choć jest lepiej niż wcześniej, trudno tak naprawdę powiedzieć, po jakiej fabularnej orbicie poruszają się nowe odcinki. Dowodzone przez Nairda Siły Kosmiczne muszą mierzyć się z nową polityczną rzeczywistością – w Waszyngtonie zmieniła się administracja, a nowy prezydent nie jest już tak skłonny do wydawania pieniędzy na formację, która do tej pory powoduje same problemy. Naird i spółka muszą sobie radzić zatem z okrojonym budżetem, przez co finansowego wsparcia szukają czasem w naprawdę dziwnych miejscach.
Siły Kosmiczne sezon 2 — czy warto oglądać?
Już nie tylko gdzieś w tle pojawiają się Chińczycy, ale paradoksalnie w tym sezonie są znacznie mniej istotni dla fabuły niż wcześniej. Scenarzyści postawili mocniej na relacje między bohaterami. Siedem odcinków to wystarczająco dużo, by zaprezentować jakąś sensowną historię, ale i tak w tym wypadku brak historii jest lepszy od tego, co zobaczyliśmy w 1. sezonie. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że to aktorzy na swych barkach muszą nieść ciężar braku dobrego scenariusza. Chwała im za to, że to się udało.
Szkoda, że nie pociągnięto dalej wątku Maggie i jej pobytu w więzieniu. Jeśli ktoś, tak jak ja, uważa, że Lisa Kudrow została w 1. sezonie w skandaliczny sposób niewykorzystana przez twórców, teraz tym bardziej będzie miał takie wrażenie. Jej postać została kompletnie zmarginalizowana i pojawia się tylko na chwilę w dwóch odcinkach. A przecież wydawałoby się, że to może być jeden z najważniejszych wątków w całym serialu – w końcu do dziś nie wiemy, dlaczego ta postać wylądowała za kratkami.
Tak więc jest lepiej, ale nie nadzwyczajnie. "Siły Kosmiczne" w zalewie seriali pozostają jedną z tych produkcji, którą spokojnie można sobie odpuścić. Choć widać, że twórcy mają pomysł na kolejny sezon, to nie sądzę, by ktokolwiek na niego czekał. Zbyt wiele zła wyrządziła produkcji Netfliksa jej 1. seria, więc trudno oczekiwać, iż nagle nowe odcinki wespną się na wyżyny komedii. To, że jest lepiej, nie musi jeszcze oznaczać, że koniecznie trzeba do tego serialu zasiadać.