"Wychowane przez wilki" mają stare problemy w nowym świecie – recenzja pierwszych odcinków 2. sezonu
Mateusz Piesowicz
4 lutego 2022, 17:02
"Wychowane przez wilki" (Fot. HBO Max)
Dobra wiadomość? Jeśli polubiliście "Wychowane przez wilki" w 1. sezonie, to kontynuacja was nie rozczaruje. Zła? Jeśli serial was od siebie odstraszył, nie macie po co wracać.
Dobra wiadomość? Jeśli polubiliście "Wychowane przez wilki" w 1. sezonie, to kontynuacja was nie rozczaruje. Zła? Jeśli serial was od siebie odstraszył, nie macie po co wracać.
Kiedy "Wychowane przez wilki" pojawiły się w telewizji we wrześniu 2020 roku, o serialu HBO Max zrobiło się głośno z uwagi na towarzyszące mu nazwisko Ridleya Scotta – nie tylko, jak najczęściej ma w zwyczaju, w roli producenta, ale także reżysera pierwszych odcinków. Tajemnicze science fiction, w które bezpośrednio zaangażowana jest legenda gatunku? Wyglądało co najmniej obiecująco i trzeba przyznać, że przez większą część 1. sezonu ta obietnica była w niezłym stopniu spełniana. Przynajmniej jeśli byliście w stanie przymknąć oko na wady serialu.
Wychowane przez wilki zmieniają się w 2. sezonie?
A tych nie brakowało, w głównej mierze przez bezkompromisowe podejście twórcy – Aarona Guzikowskiego – który postawił na klasyczne gatunkowe problemy kosztem wciągającej fabuły. Oglądając historię pary androidów wychowujących na obcej planecie ludzkie dzieci, można więc było narzekać na kreację postaci, rwane tempo czy kierunek rozwoju akcji, za to nie brakowało dobrze postawionych pytań o człowieczeństwo i jego granice, przemijanie albo konflikt wiary z nauką. Innymi słowy, jeśli nie przeszkadzały wam scenariuszowe klisze i brak odpowiedzi, a intrygował brany w stu procentach poważnie humanizm rodem z fantastyki sprzed kilkudziesięciu lat, mogliście się czuć jak ryby w wodzie. Albo latające węże w powietrzu.
Te ostatnie znalazły się tu nieprzypadkowo, bo nie da się ukryć, że wszystkie duże idee i filozoficzne zagwozdki, którymi "Wychowane przez wilki" zajmowały się przez większą część poprzedniego sezonu, przyblakły w finałowym odcinku, gdy długi cień rzucił na nie wyglądający w tym towarzystwie dość niedorzecznie gad. Oczywiście jest on tylko symbolem większych problemów serialu, który im dalej brnął w rozstawioną na lichym stelażu fabułę, tym bardziej utrudniał jej pozytywny odbiór, również z powodu mnożących się, lecz nienabierających charakteru bohaterów. Czy 2. sezon naprawia te kwestie?
Jakkolwiek chciałbym napisać, że tak właśnie jest, po seansie dwóch pierwszych odcinków nie bardzo mam ku temu podstawy. Wręcz przeciwnie, wydaje się, że "Wychowane przez wilki" będą twardo trzymać się już obranego kierunku, co oznacza mniej więcej tyle, że jeśli odbiliście się od serialu po wspomnianym finale, teraz poczujecie się jeszcze gorzej. A jeśli jednak chcecie bawić się dalej? Obcy świat stoi otworem!
Wychowane przez wilki sezon 2 – ateiści vs mitraiści
I to całkiem dosłownie, bo akcja 2. sezonu przenosi się z wyjątkowo niegościnnych do znacznie przyjaźniejszych rejonów planety Kepler-22b. Strefa tropikalna, w której wylądowali początkowo Matka (Amanda Collin) z Ojcem (Abubakar Salim), a później dołączyły do nich dzieci, jest nie tylko cieplejsza, piękniejsza i lepiej przystosowana do życia, ale przede wszystkim zamieszkana przez kolonię ateistów zwaną Kolektywem. W teorii nasi bohaterowie nie powinni mieć tam żadnych problemów, ale w praktyce można się spodziewać, że szybko wypowiedziane słowa o "mniej morderczej części planety" okażą się przedwczesne.
A skoro tak, to nie trzeba czekać długo, żeby na pierwszy rzut oka dobra sytuacja zaczęła się zmieniać. Począwszy od nie tak całkiem gościnnej natury, przez zbudowane na tylko pozornie zdrowych zasadach społeczeństwo, po niebezpieczeństwo w osobie Marcusa (Travis Fimmel), który kryjąc się w pobliżu, nadal "rozmawia" z Solem i planuje odbudować wokół siebie kult wyznawców mitraizmu. Co więcej, ateistyczni gospodarze nie mają za grosz zaufania do nowoprzybyłych, za to aż za wiele w stosunku do sztucznej inteligencji, która organizuje im życie i wydaje często okrutne sądy. Zagrożeń nie brakuje więc już od początku, a z czasem jeszcze ich przybywa.
Dużo nowych twarzy, wątków i okoliczności niekoniecznie sprawia jednak, że przemianie ulega cały serial. Tak naprawdę widoczna jest ona głównie w warstwie wizualnej, która porzuciła dotychczasowe szare i zimne pustkowia na rzecz bogatszej palety barw i zdecydowanie bardziej obfitej scenografii. Mimo to nie powiedziałbym, że "Wychowane przez wilki" stały się przyjemniejsze dla oka. O ile poprzednio można było chwalić serial za minimalizm, który często nabierał imponującego charakteru, tak teraz bardziej zwracają uwagę niedoróbki, zwłaszcza przy dalekich planach i innych scenach wykorzystujących CGI.
Jeżeli zaś chodzi o fabularne wybory, twórcy obracają się raczej ciągle w tych samych klimatach, tworząc proste fabularne analogie do poruszanych tematów. Istotny jest choćby motyw ludzkości szukającej nad sobą wyższego władztwa – nieważne, czy ze strony boga słońca, czy komputerowego Zarządu. Gdybyście więc potrzebowali kolejnego potwierdzenia, że dwie strony ziemskiego konfliktu wcale się tak bardzo od siebie nie różnią, to dostaniecie go jak na tacy. Podobnie rzecz ma się z całą gamą odniesień biblijnych (od drzewa i węża po kilku kandydatów na mesjaszy), czy innego rodzaju tropami interpretacyjnymi, do których wskazówki podrzucane są chętnie i gęsto.
Wychowane przez wilki, czyli androidy jak ludzie
Widzowie natomiast, próbując rozgryźć serialowe zagadki, które wchodzą tutaj na wyższy poziom tajemniczości (np. w kwestii dawnych mieszkańców Kepler-22b), mogą się od czasu do czasu zreflektować, że gdzieś pomiędzy nimi mamy też bohaterów, którymi warto by się zainteresować. Albo chociaż przypomnieć sobie o ich istnieniu nie tylko w roli scenariuszowych pionków. To jednak zadanie o tyle utrudnione, że znów, a może nawet bardziej niż poprzednio, ciężko dopatrzeć się u większości z nich choć mglistych oznak życia.
Dzieci zepchnięto na drugi plan do tego stopnia, że w gruncie rzeczy mogłoby ich nie być. Podobny los spotkał niestety Sue (Niamh Algar), która wcześniej wydawała się najciekawszą "ludzką" postacią. Usilne próby nadania znaczenia trudnej przyjaźni Campiona (Winta McGrath) z Paulem (Felix Jamieson) spalają na panewce ze względu na ich podkreśloną okropnymi dialogami sztuczność, nie pomagają też młodzi aktorzy. Równie topornie napisany jest wątek Marcusa, opierający się już wyłącznie na jego średnio interesującej "boskości", a dodawanie do niego kolejnych bohaterów póki co nie przynosi żadnych efektów. Kto nam zostaje?
Oczywiście Matka (nazywana teraz częściej Lamią) i Ojciec. Para androidów, która w dalszym ciągu dźwiga na swoich barkach cały serial pod względem emocjonalnej i psychologicznej głębi. W nowym sezonie jeszcze wyraźniej widać, że to dosłownie jedyne postaci, którym poświęcono więcej czasu, których rozwój ma zarówno sens, jak i solidne podstawy, i których losami można się zainteresować. Odbiór nowej sytuacji przez każde z nich, sposób, w jaki odnajdują się w innej niż dotychczas rzeczywistości, a jednocześnie kontynuacja rozpoczętej wcześniej ścieżki poznawania ludzkich "impulsów" – wszystko ewoluuje w logicznym, a co ważniejsze, intrygującym kierunku, dając nadzieję, że na koniec nie zostaniemy tutaj wyłącznie z pytaniami bez odpowiedzi.
O ile rzecz jasna tego końca doczekamy, co może jednak wymagać pewnej dozy samozaparcia, bo 2. sezon nie zmienia niczego w serialowym podejściu. "Wychowane przez wilki" w dalszym ciągu są więc produkcją, która o wiele pewniej czuje się, gdy nie musi angażować małych ludzkich historii do wielkich zagadek ludzkości. Trochę szkoda, ale może właśnie przestać liczyć na rewolucje w tej kwestii, a jedynie mieć nadzieję, że twórcy wiedzą, dokąd zmierzają, to w tym wypadku najlepsze podejście?