"Ozark", czyli apokalipsa nad jeziorem — recenzja pierwszej części 4. sezonu mrocznego serialu Netfliksa
Małgorzata Major
24 stycznia 2022, 10:00
"Ozark" (Fot. Netflix)
"Ozark" powraca z sezonem finałowym podzielonym na dwie części. Siedem nowych odcinków to początek końca historii rodziny Byrde. Czy dosięgnie ich sprawiedliwość?
"Ozark" powraca z sezonem finałowym podzielonym na dwie części. Siedem nowych odcinków to początek końca historii rodziny Byrde. Czy dosięgnie ich sprawiedliwość?
Minęło już pięć lat, od kiedy rodzina Byrde'ów pojawiła się na platformie Netflix i mimo że początkowo wszystko zapowiadało się jak powtórka z "Breaking Bad", to "Ozark" dość szybko stał się serialem rozpoznawalnym z uwagi na swój unikatowy charakter. Nie chodzi tylko o fabułę i gatunkowe przyporządkowanie do kategorii thrillera psychologicznego, ale przede wszystkim o to, jak wypada realizacyjnie, a zwłaszcza jak kolorowane są kadry. Cały serial konsekwentnie utrzymany jest w błękitnej tonacji kolorystycznej. Ten zimny filtr od razu narzuca wobec widza dystans i wysyła sygnał, że nie będzie zbyt miło i sympatycznie. Miło jest zaledwie przez kilka minut, gdyby zliczyć parę sytuacji z pierwszych odcinków. Potem już tylko trup ściele się gęsto, a krew, kawa i wino leją się strumieniami.
Ozark — krew, kawa i wino leją się strumieniami
Tym, którzy zdążyli zapomnieć, przypominam że Marty (Jason Bateman) i Wendy Byrde (Laura Linney) przeprowadzają się z Chicago do Krainy Ozark, żeby zacząć nowe życie i ukryć się przez zleceniodawcą Marty'ego. Byrde jako doradca finansowy prał pieniądze dla meksykańskiego kartelu, a gdy jego wspólnik dokonał licznych nadużyć w tym zakresie, Marty musiał zrewanżować się obietnicą wyprania 500 milionów dolarów. Żeby zejść z radaru, opuszcza Chicago.
Tak się wszystko zaczęło. W tym roku otrzymaliśmy siedem odcinków sezonu finałowego i gdy spojrzeć na wcześniejsze sezony, nie da się ukryć, że cała rodzina Byrde'ów przeszła długą drogę i to nie taką ku dojrzałości i odpowiedzialności. Od kiedy zamieszkali nad jeziorem Ozark stali się ludźmi, z którymi nie chcielibyście iść po tej samej stronie chodnika.
Jedną z najmocniejszych stron serialu od zawsze byli bohaterowie. To, jak napisano małżeństwo Byrde'ów, ich dzieci, czyli Charlotte i Jonaha, a także drugoplanową, ale jakże ważną postać Ruth (w tej roli wspaniała Julia Garner), to prawdziwe mistrzostwo. Wszyscy się zmieniają, ewoluują, a my nienawidzimy ich coraz bardziej, zwłaszcza tyczy się to postaci Wendy. Ta ostatnia wzbudza przerażenie swoim opanowaniem, bezwzględną konsekwencją i uprzejmym uśmiechem, gdy oferuje gościom kawę. A także wtedy, gdy upycha jakieś ciało w bagażniku. Czy wspominałam, że rodzina Byrde'ów posiada własne krematorium i dom pogrzebowy? Jeśli nie, to nadrabiam ten brak. Grunt to bycie operatywnym.
Ozark sezon 4 — jakie są granice człowieczeństwa?
Bohaterami, którzy rozwijają się w zaskakującym kierunku, są Ruth i Jonah (Skylar Gaertner). Wydaje się, że tylko oni zachowali jeszcze resztki przyzwoitości i mają jakieś zasady, którym pozostają wierni. Wendy jawi się jako okropny, zdegenerowany człowiek, wzbudzający strach nawet w Martym. Fakt, że jej własny syn brzydzi się nią i jej zachowaniem, dowodzi, że Jonah to jedyna przyzwoita osoba w tej rodzinie. A to wymaga nie lada odwagi, wiedząc, z jaką łatwością Wendy potrafi karać za nieposłuszeństwo, wciąż tak samo serdecznie uśmiechając się i życząc miłego dnia.
Wendy to ten typ postaci, który poznajemy jako przeciętną panią domu, żonę i matkę, ale szybko przekonujemy się, że jest w niej determinacja, prowadząca ją po trupach do celu. Bohaterka nawet się z tym specjalnie nie kryje. To takie męczące oglądać jej uśmiechniętą twarz, gdy codziennie przygotowuje kawę w ekspresie przelewowym, wiedząc, że za chwilę uczyni z czyjegoś życia piekło. A to nawet nie jest tak, że ona jakoś szczególnie lubi się pastwić nad ludźmi, nie, ona po prostu robi to żeby – w jej mniemaniu – ocalić rodzinę, a tak naprawdę po to, żeby eksplorować uczucie władzy, którą uwielbia. Paradoksalnie, to Wendy bardziej przypomina Waltera White'a niż jej mąż, Marty.
Obserwując tę parę na przestrzeni lat, nie można nie odczuwać wobec nich co najmniej rosnącej irytacji zamieniającej się konsekwentnie w niechęć i pragnienie ukarania. Niektórzy czekali na śmierć Dextera Morgana, ja czekam aż ktoś wsadzi za kratki tych obrzydliwie uprzywilejowanych przedstawicieli wyższej klasy średniej, którzy sądzą, że ich usytuowanie w hierarchii społecznej zawsze uratuje im tyłki.
Ozark sezon 4 — czy Byrde'owie skończą jak Dexter?
Byrde'owie wiedzą, że są mądrzejsi, sprytniejsi, bardziej elokwentni od Ruth, mają świadomość, że ich pieniądze i wpływy dają im przewagę nad Darlene, ale czy wiedzą, że Jonah ma nad nimi przewagę jako ignorowany nastolatek? To kolejny fascynujący wątek, który przerabialiśmy już w "The Americans", kiedy dzieci dowiadują się, co złego robią ich rodzice i wybierają strony. W tym wypadku to Jonah chce zachować się przyzwoicie, a jego siostra, jak sam powiedział, cierpi na syndrom sztokholmski. Jeśli możemy wróżyć z fusów, to zakładam, że kres tej przygody nadejdzie dzięki działaniom ich syna (i znowu, kolejne podobieństwo do historii Dextera Morgana).
W "Ozark" było już wszystko – kartele narkotykowe, śmierć bliskiego członka rodziny, uśmiercenie ciężarnej kobiety i "ocalenie" jej dziecka, sprzedaż heroiny, hazard w kasynie, wycieczki do Meksyku, kasyno na wodzie, a i tak mam wrażenie, że w ostatnich siedmiu odcinkach zobaczymy jeszcze więcej historii, od których będzie nam niedobrze. Przypominam — trup ściele się gęsto. Kto uniknie nagłego zejścia z tego, podobno, najlepszego z możliwych światów? Przekonamy się w drugiej odsłonie sezonu finałowego. Osobiście nie znoszę tej przerażającej rodzinki, ale "Ozark" wciąga i każdy odcinek, ogląda się w napięciu, jeden za drugim. Inaczej się nie da.