"Tak to widzimy" to wspaniała lekcja empatii, której potrzebowaliśmy — recenzja nowości od Jasona Katimsa
Nikodem Pankowiak
23 stycznia 2022, 15:10
"Tak to widzimy" (Fot. Amazon Prime Video)
"Tak to widzimy" to nowy serial Amazon Prime Video, który obejrzeć powinni wszyscy. Dzięki jego bohaterom spojrzymy na świat nieco inaczej i nabierzemy więcej empatii wobec innych.
"Tak to widzimy" to nowy serial Amazon Prime Video, który obejrzeć powinni wszyscy. Dzięki jego bohaterom spojrzymy na świat nieco inaczej i nabierzemy więcej empatii wobec innych.
"Tak to widzimy", czyli nowy serial Jasona Katimsa ("Friday Night Lights", "Parenthood") zadebiutował właśnie na Amazonie i wydaje się, że jest to produkcja, jakiej wszyscy potrzebowaliśmy w tych trudnych czasach – ciepła, podnosząca na duchu i tak zwyczajnie wzbudzająca radość podczas oglądania. To produkcja, która uczy empatii i pokazuje nam świat z zupełnie innej perspektywy.
Tak to widzimy — postacie ze spektrum autyzmu
"Tak to widzimy" skupia się na mieszkającej pod jednym dachem trójce bohaterów z różnym spektrum autyzmu — Harrisonie (Albert Rutecki), Jacku (Rick Glassman, "Undateable") i Violet (Sue Ann Pien). Przez osiem półgodzinnych odcinków obserwujemy, jak zmagają się oni z codziennym życiem, próbują budować relacje z innymi ludźmi i odnaleźć się w świecie, który ma problem z odmiennością i nieufnie patrzy na wszystkich choć trochę odbiegających od norm. A wszystko to pod czujnym okiem opiekunki, Mandy (Sosie Bacon, "Mare z Easttown"), blisko związanej ze swoimi podopiecznymi, ale znajdującej się na rozdrożu, gdzie musi wybrać między nimi a karierą naukową.
Jason Katims, który ma doświadczenie w pisaniu takich postaci wyniesione z "Parenthood", zadbał o to, aby autyzm nie był jedynym, co charakteryzuje bohaterów serialu. Każde z nich jest inne, ma własne problemy, słabości i mierzy się z innymi wyzwaniami. Jack to świetny programista, ale jego skłonność do mówienia zawsze wprost, co myśli, przynosi mu wiele problemów. Największy problem jednak dopiero pojawia się na horyzoncie — Lou, ojciec Jacka (Joe Mantegna), choruje na raka, który może okazać się śmiertelny. Przed bohaterem pojawia się zatem perspektywa usamodzielnienia, na którą wyraźnie nie jest gotowy, nawet jeśli twierdzi inaczej.
Violet z kolei wyraźnie czuje się samotna i jest zdesperowana, by znaleźć swoją wielką miłość. Najlepiej na Tinderze, który, jak możemy się domyślić, osobom takim jak ona przynieść może jedynie wiele rozczarowań, na jakie nie jest gotowa. Bohaterkę łączy bliska, choć niewątpliwie trudna, relacja z jej bratem, bardzo zaangażowanym w jej życie i stawiającym siostrę zawsze na pierwszym miejscu, nawet kosztem swoich związków.
Harrison to z kolei postać, do której chyba najłatwiej z miejsca poczuć sympatię. To wrażliwy młody człowiek, wymagający najwięcej uwagi ze strony Mandy. Właśnie jego poznajemy w pierwszej scenie serialu, gdy próbuje podjąć wyzwanie, jakim jest dla niego wyjście na ulicę. To dzięki Harrisonowi najdobitniej widzimy, jakie przeszkody muszą pokonywać osoby autystyczne. Rzeczy dla nas równie zwyczajne jak oddychanie, dla nich mogą być problemem, z którym ciężko się zmierzyć. A powody mogą być, z pozoru, prozaiczne — światło, hałasy, zwierzęta…
Tak to widzimy unika taniego dydaktyzmu
Katimsowi zależało, aby aktorzy, którzy zagrają główne role w serialu, faktycznie reprezentowali osoby w różnym spektrum autyzmu. W ten sposób szansę, aby zabłysnąć na ekranie, dostają właśnie Albert Rutecki i Sue Ann Pien, dla których są to pierwsze większe role w karierze. Nie wiem, na ile aktorzy są tutaj sobą, a na ile grają, ale trzeba oddać twórcom serialu, że ich castingowe decyzje wyłącznie dodały serialowi autentyczności. Dodatkowy plus właśnie za to, że okazję do występu w produkcji dużej streamingowej platformy otrzymały osoby, które w innych okolicznościach pewnie takiej szansy by nie miały.
Niewątpliwie Jason Katims wie, jak wzruszać widzów. Jako wielki fan "Parenthood" mogę przyznać, że większość jego trików zawsze na mnie działała. Jednocześnie mam nadzieję, że w przypadku "Tak to widzimy" twórca miał świadomość, jak łatwo byłoby przekroczyć granicę, za którą zostanie się posądzonym o cynizm i tani dydaktyzm. Na szczęście ostatecznie jej nie przekracza i nawet przez minutę nie miałem wrażenie, że ktoś próbuje tutaj mną manipulować. A mimo to serial także edukacyjne walory i myślę, że niejeden nauczyciel powinien rozważyć, czy nie pokazać go uczniom na lekcjach.
Katims z empatią podchodzi do swoich bohaterów, ale też nie koloryzuje rzeczywistości. Oddając głos ich bliskim pokazuje, że autyzm jednej osoby wpływa na życie całej rodziny, zmieniając je o 180 stopni. Widzimy to chociażby dzięki Vanowi (Chris Pang, "Marco Polo"), który po śmierci rodziców stał się głównym opiekunem Violet i od lat to jej podporządkowuje swoje życie.
Najdobitniej pokazała to chyba jednak wizyta u rodziców Harrisona. Gdy ci przekazali Mandy, że planują wyjechać do Montany, zostawiając syna pod jej opieką w Los Angeles, łatwo oskarżać ich o egoizm i brak uczuć wobec dziecka. Jednak późniejsza rozmowa Mandy z matką chłopaka odsłania pełniejszy obraz — życie z osobą w spektrum autyzmu to życie niejako pod dyktando, w tym wypadku absolutnie podporządkowane jednej osobie i jej potrzebom. Czy od każdego mamy prawo wymagać takiego poświęcenia? Czy powinniśmy osądzać rodziców, którzy się poddają, by móc zawalczyć o siebie?
Tak to widzimy — czy warto oglądać serial?
"Tak to widzimy" zdecydowanie nie jest produkcją, gdzie wszystko jest czarno-białe. Spójrzmy na przykład na Jacka, który mimo swoich wad wydaje się osobą najbardziej dostosowaną do samodzielnego funkcjonowania w społeczeństwie. Owszem, może czasem powinien gryźć się w język, ale jest w stanie znaleźć dobrą pracę czy zrobić zakupy. Dopiero emocjonalna rozmowa między nim i jego ojcem uświadamia nam, jak niewiele to znaczy. Z jednej strony dobra praca jako programista, z drugiej – nieumiejętność zarządzania finansami czy zrobienia prania bez przypomnienia po raz dziesiąty. Przy Harrisonie czy Violet Jack wydaje się dobrze przygotowany do życia, ale każda scena w jego biurze pokazuje, że innym ludziom trudno jest zrozumieć i funkcjonować z takimi osobami jak on.
Ale mimo to twórcy serialu przypominają nam raz po raz: "Hej, to ludzie tacy jak my, zdolni do uczuć i własnych refleksji". Scenarzyści uczą, by nie używać wobec nich słów "chory" czy "opóźniony". Ktoś powie, że brzmi to jak pogadanka, którą raz na jakiś czas trzeba odbębnić na godzinie wychowawczej. To prawdziwa lekcja tolerancji, którą kiedyś podjął już "Atypowy". Tamten serial skupiał się jednak na młodszym bohaterze, "Tak to widzimy" pokazuje nam osoby, wobec których społeczeństwo ma już większe oczekiwania – że znajdą pracę, ustatkują się i po prostu będą "normalni". Ten serial udowadnia jednak, że nie ma czegoś takiego jak normalność. To pojęcie absolutnie względne.
Siłą "Tak to widzimy" jest niewątpliwie fakt, że to serial dla wszystkich. Zwykle produkcje, które nie są skierowane do konkretnej grupy widzów, okazują się być dla nikogo, ale tym razem jest zupełnie inaczej. Nie mamy ostatnio zbyt wiele seriali, przy których mogłaby zasiąść cała rodzina i bez względu na wiek bawić się dobrze. A tu właśnie tak jest. Być może każdy wyniesie z niego coś innego, ale niewątpliwie wszyscy poczują ciepło bijące z tej produkcji i jej bohaterów.
Bo aby nie polubić tej serialowej trójki, trzeba się bardzo postarać. Ja z radością obserwowałem ich kolejne sukcesy – dla widzów małe, dla nich wielkie. Scenarzyści nie zaklinają rzeczywistość – dla osób w spektrum autyzmu i ich bliskich życie jest niezwykle trudne, pułapki czają się na każdym kroku. Jednak jako społeczeństwo jesteśmy w stanie zrobić wiele, by było nieco łatwiejsze. Wystarczy przestać przykładać do każdego tę samą miarę, a zamiast niej użyć empatii. "Tak to widzimy" to jej świetna lekcja, która na pewno przyda się każdemu. Dobrze, że Amazon postanowił nam ją zafundować.