"Skandal w brytyjskim stylu" wyjaśnia, jak działa masowy slut-shaming – recenzja miniserialu BBC
Mateusz Piesowicz
7 stycznia 2022, 11:02
"Skandal w brytyjskim stylu" (Fot. BBC)
Gotowi na publiczne pranie brudów? Poznajcie historię, której pikantnymi szczegółami żyła w latach 60. Wielka Brytania, a o której teraz przypomina nowy "Skandal w brytyjskim stylu".
Gotowi na publiczne pranie brudów? Poznajcie historię, której pikantnymi szczegółami żyła w latach 60. Wielka Brytania, a o której teraz przypomina nowy "Skandal w brytyjskim stylu".
Gdy Margaret Campbell w wieku niespełna czterdziestu lat brała drugi ślub, wydawało się, że ma wszystko. Wychowana w bogatej rodzinie, od zawsze obracająca się wśród najwyższych sfer, piękna i wzbudzająca powszechne zainteresowanie mężczyzn, do tego ikona stylu nierozstająca się z kilkoma sznurami pereł. Czegoś brakuje? No tak, dzięki małżeństwu z księciem Argyll została też księżną. Kto by wtedy przypuszczał, że kilka lat później będzie o niej głośno z zupełnie innego powodu?
Skandal w brytyjskim stylu, czyli Argyll v Argyll
Z jakiego, wyjaśnia "Skandal w brytyjskim stylu", czyli druga odsłona serialowej antologii od BBC (wcześniej znanej jako zupełnie inny pod względem stylu i podejścia "Skandal w angielskim stylu") skupiającej się na obyczajowych aferach, którymi przed laty ekscytował się każdy na Wyspach. Do takich właśnie zalicza się wyjątkowo publiczna sprawa rozwodowa księcia i księżnej Argyll, której szczegóły, ku uciesze mas, relacjonowała na początku lat 60. brytyjska prasa. A trzeba przyznać, że mieli o czym pisać.
Wszystko dlatego, że rozstanie Margaret (w tej roli Claire Foy) i Iana (Paul Bettany) Campbellów zdecydowanie nie należało do polubownych – wręcz przeciwnie, na światło dzienne wywleczone zostały rzeczy, które każdy wolałby zachować dla siebie, łącznie nawet z (bardzo) prywatnymi zdjęciami i zapiskami. Kto oberwał na sprawie mocniej, nietrudno przewidzieć, a jeśli macie jakieś wątpliwości, już początek serialu powinien je rozwiać. Gdy oglądamy Margaret, którą pod budynkiem edynburskiego sądu "wita" obrzucający ją wyzwiskami wściekły tłum, wiadomo, że bohaterkę czekają ciężkie chwile. Czym i czy w ogóle sobie na nie zasłużyła?
Tego dowiadujemy się z trzyodcinkowego miniserialu, który cofając się po otwarciu kilkanaście lat w przeszłość, przedstawia historię krótkiego romansu i zbyt długiego małżeństwa lubiącej wystawne życie kobiety oraz zubożałego arystokraty, któremu po dwóch rozwodach zostały tylko popadający w ruinę zamek i mnóstwo długów do spłacenia. Nic dziwnego, że Ianowi wyjątkowo uśmiechał się ten związek – w końcu Margaret "w pakiecie" wnosiła też majątek swojego ojca, bogatego szkockiego przedsiębiorcy George'a Whighama (Richard McCabe). Jemu fortuna żony, jej społeczny status męża, nie ma to jak budować relację na zdrowych fundamentach!
Skandal w brytyjskim stylu i slut-shaming sprzed lat
Serial, którego scenarzystką jest Sarah Phelps (znana m.in. ze współczesnych telewizyjnych adaptacji Agathy Christie), a reżyserką Anne Sewitsky ("Black Mirror: Rachel, Jack and Ashley Too"), pokazuje nam kolejne fragmenty wspólnego życia tych dwoje, szukając wśród nich przyczyn jego brutalnego zakończenia. Wbrew pozorom, które mogłyby wskazywać na próbę ujęcia historii w feministycznym wymiarze, a przez to wyraźne stanięcie po stronie Margaret, twórczynie nie są jednak wcale w stu procentach zorientowane na wybielenie swojej bohaterki.
Choć do szeregu jasnych od samego początku fatalnych cech Iana dochodzą w szybkim tempie kolejne, jego żona bynajmniej nie pozostaje mu dłużna. Ba, serwowane sobie nawzajem złośliwości i upokorzenia mogą być jedynym, co tak naprawdę małżonków łączyło. O ile jednak nie można powiedzieć, że "Skandal w brytyjskim stylu" traktuje Margaret jak niewinną ofiarę swoich czasów, o tyle uzasadnione będzie już twierdzenie, że stara się przedstawić ją jako kobietę pozostawioną samej sobie przeciwko całemu światu. Wystarczy spojrzeć na jej "przyjaźń" z Maureen Guinness (Julia Davis), która nie dość, że jawnie kpi z upodobań Margaret, to wypomina jej działanie na szkodę własnej kasty. Tymczasem w serialu mamy do czynienia z bohaterką daleką od ideału, ale też z pewnością nie tak potworną, jak chciałoby ją widzieć żądne krwi społeczeństwo.
W tym ujęciu Margaret staje się więc swego rodzaju protoplastką szeregu kobiet (nie tylko celebrytek), doświadczających slut-shamingu na masową skalę. Czy dzieje się to jak dawniej, za sprawą ogólnokrajowego medialnego rozgłosu, czy bardziej współcześnie, z uwzględnieniem potęgi internetu i mediów społecznościowych, klucz jest zawsze podobny. Jakiekolwiek inne okoliczności przestają mieć znaczenie, drugiej stronie sporu wiele lub wręcz wszystko może ujść na sucho, a prawo do prywatności nikogo już nie obchodzi – chodzi tylko o to, żeby rozerwać na strzępy tę niewyżytą, rozwiązłą, niemoralną kobietę, źródło całego zła.
Claire Foy jako publicznie upokorzona księżna
Margaret Campbell, choć miała za uszami niejedno, a przyprawianie rogów mężowi niekoniecznie było w tym zestawie najcięższym wykroczeniem, z pewnością nie zasłużyła jednak na niesprawiedliwe potraktowanie, co w serialu odbija się zdecydowanie najgłośniejszym echem. Nie, nie dlatego, że "Skandal w brytyjskim stylu" próbuje po latach zrobić z niej feministyczną ikonę. Wyłącznie dlatego, że w starciu dwojga okropnych ludzi z góry uznano ją za tę zdecydowanie gorszą, nie dając najmniejszych szans na obronę.
Czy w takim razie można powiedzieć, że serial stara się mimo wszystko wzbudzić w widzach sympatię do bohaterki? Owszem, ale jednocześnie trzeba pochwalić twórczynie za ostrożność, z jaką podchodzą do tego tematu. Wszelkie zalety są szybko równoważone wadami, zrozumienie dla Margaret zderza się z jej odrzucającym charakterem, a współczucie wobec niej z jego wyraźnym brakiem dla innych z jej strony. Claire Foy, potwierdzająca, że znakomicie czuje się w arystokratycznym kostiumie (choć trudno o rolę bardziej odległą od królowej Elżbiety z "The Crown" niż Margaret Campbell), świetnie się w tych okolicznościach odnajduje, nie pozując na skrzywdzoną kobietę, lecz prezentując postawę bohaterki, która we własnym interesie odważyła się nie okazać skruchy, wiedząc, czym jej to grozi.
Oglądanie jej (a także równie dobrego Paula Bettany'ego, trafiającego jednak ostatnio na ekranowe partnerki, z których cienia nie ma szans wyjść) to czysta przyjemność, maskująca nieco wady serialu. "Skandal w brytyjskim stylu" cierpi bowiem przede wszystkim na wielu fabularnych uproszczeniach, ściskając w trzech godzinach historię, która często domaga się nadania sprawom szerszego kontekstu albo chociaż odrobiny więcej odwagi przy portretowaniu bohaterów. Całość może więc wypadać zaskakująco sucho emocjonalnie, zwłaszcza gdy przyjdzie oglądać sceny w zamierzeniu zmysłowe, a nawet wulgarne.
Podchodząc jednak do tej opowieści nie jako do próby usprawiedliwienia czy zrozumienia Margaret, a po prostu portretu zepsutego do cna środowiska, można znaleźć w niej wiele prawdy. Nie tylko na temat historycznego skandalu i brytyjskich wyższych sfer – przecież podwójne standardy, slut-shaming i masy żądne sensacji nie zniknęły z powierzchni ziemi wraz z zakończeniem głośnego procesu.