"Dickinson" odpływa cała na biało – recenzja finału serialu Apple TV+ z Hailee Steinfeld
Kamila Czaja
26 grudnia 2021, 15:46
"Dickinson" (Fot. Apple TV+)
"Dickinson" skończyła się symbolicznie, zabawnie i wzruszająco równocześnie. Recenzujemy ze spoilerami finał jednego z najciekawszych niszowych seriali ostatnich lat.
"Dickinson" skończyła się symbolicznie, zabawnie i wzruszająco równocześnie. Recenzujemy ze spoilerami finał jednego z najciekawszych niszowych seriali ostatnich lat.
"Dickinson" zaczęła się jako ciekawostka. Wyróżniała się wprawdzie na plus na tle pierwszych premier Apple TV+, ale wyróżnienie się na tle tamtych propozycji nie było jeszcze szczególnym wyczynem. Alena Smith, pracująca wcześniej w zespołach scenarzystów "Newsroomu" i "The Affair", swój pierwszy autorski serial szybko jednak zmieniła z ekscentrycznej, anachronicznej historyjki o twerkujących w XIX-wiecznym Massachusetts nastolatkach w jedną z oryginalniejszych biografii na małym ekranie.
Dickinson to serial coraz lepszy z każdym sezonem
W 1. serii poznawaliśmy tę specyficzną wersję Amherst, podkręcone wobec źródeł historycznych portrety rodziców, rodzeństwa i przyjaciół Emily Dickinson (Hailee Steinfeld) oraz samą szukającą swojej drogi i uwikłaną w uczuciowe wątki młodą poetkę. W 2. sezonie oglądaliśmy zmagania z pokusami sławy oraz poznawanie jej ceny. Natomiast 3. sezon, ostatni, najgłębszy, najpełniejszy, upłynął nam pod znakiem wojny domowej.
Secesja Południa i zmagania na froncie, które przekazywano w formie losów Henry'ego (Chinaza Uche) i pierwszego pułku czarnoskórych ochotników, często ostatecznych pożegnań przyjaciół oraz wizji Emily, która w swojej poezji potrafiła oddać wojnę doskonale, nie wychodząc z pokoju, uzupełniały: rozłam w rodzinie Dickinsonów, kryzys egzystencjalny Austina (Adrian Enscoe), żałoba Lavinii (Anna Baryshnikov) po utraconych kochankach i depresja matki młodych Dickinsonów (Jane Krakowski). Finałowy odcinek, budowany mocno tym, co wydarzyło się w zeszłotygodniowym, dał radę przekonująco te różne problemy wyciszyć, domknąć cały serial, ale i zasugerować ciągi dalsze.
Wspomnę tylko, bo nie to było w "This was a poet –" najważniejsze, o drugim planie. Sue (Ella Hunt) i Austin doszli do względnego porozumienia, chociaż fani związku Emily i Sue po przedostatnim odcinku mają podstawy wierzyć, że ten romans przetrwał. Senior rodu (Toby Huss) znalazł w sobie dość postępowości, by stanąć po właściwiej stronie historii, a matka wreszcie mogła spędzić czas z pogodzoną rodziną. Rodziną poza Emily oczywiście w pełni normalną, jak przekonywano przybyłego z frontu Thomasa Wentwortha Higginsona (Gabriel Ebert).
Przy okazji Betty (Amanda Warren) dostała wreszcie listy Henry'ego, a chociaż wątek tej pary, podobnie jak kwestia walki o zniesienie niewolnictwa, zawsze był w "Dickinson" na dalszym planie, to serialowi należy się plus za przemyślenie tych postaci, za uczynienie z nich indywidualności, podobnie jak z, pojawiających się wszak w niewielu scenach, w samym finale niestety nieobecnych, żołnierzy z wyjątkowego oddziału.
Dickinson w finale zrzuca konwenanse
Podczas gdy większość rodziny siedziała z gościem w jadalni, Emily i Betty snuły kluczowy dla tożsamości głównej bohaterki projekt: model sukienki, w której dałoby się wygodnie pisać. Twórcy finału sprytnie oddzielili poetkę od większości postaci, symbolicznie zaznaczając jej osobność jeszcze przed późniejszym montażem scen z kolejnych spędzonych w pokoju lat. Na dole nadawano dzieciom imiona i odgrywano performance (Lavinia nie bez powodu uważana jest przez wielu widzów za MVP drugiego planu), a na górze następował przełom, przejście w nowy etap życia i twórczości.
Udało się doskonale pokazać symboliczność wymarzonego stroju jako szansy na niezależność, pełniejsze oderwanie się od wymogów otoczenia, które w dostrzeżeniem geniuszu Emily miało niejaki problem. Przekomicznie wypadł kadr z reakcją rodziny na pytanie Higginsona, kiedy po raz pierwszy ten geniusz dostrzeżono. Świetne były też nawiązania do dawniejszych odcinków (na przykład ciekawość matki, co się stało z pszczołą, z którą Emily tak lubiła rozmawiać).
Sama Emily, zainspirowano nowym strojem Śmierci (Wiz Khalifa) oraz jego nową filozofią, ekhm, życiową, odbywszy nietypowy "taniec ze śmiercią", wyrwała się w finałowym odcinku resztkom konwenansów i podjęła decyzję, że będzie zawsze pisać. Pisać niezależnie od wszystkiego. Pisać bez względu na to, czy coś tym w świecie zmieni. Pokazała też siłę "własnego pokoju" podkreśloną wiele lat później przez Virginię Woolf. Dowiodła, że separacja od zgiełku "światowego" życia może być wyborem i wolnością, a nie więzieniem.
Dlaczego warto obejrzeć Dickinson
Alena Smith zrealizowała zamiar sportretowania Emily Dickinson innej niż w ponurej legendzie, którą zresztą wprost przywołano przy okazji odcinka z podróżą w czasie i spotkaniem z Sylvią Plath (Chloe Fineman). Jeszcze większe odejście od realizmu w finałowym sezonie (oraz odcinku – patrzy: syreny) pozwoliło na poszerzenie autorskiego spojrzenia na wciąż tajemniczą biografię jednej z najważniejszych twórczyń XIX wieku.
Przy tym "Dickinson", poza byciem przewrotną, zniekształconą co do realiów, ale często wierną duchowi tej poezji biografią, okazała się serialem o ówczesnej obyczajowości oglądanej w zwierciadle wieku XXI, o rodzinie, o miłości, o prawach kobiet. I o roli pisania wykraczającej poza samą Emily, padały bowiem ważne pytania o popularność, o proporcje między zaangażowaniem w doraźność a poddanie się ponadczasowym motywom, o konflikt między doświadczeniem a wizją.
Równocześnie mimo coraz trudniejszych tematów podczas oglądania "Dickinson" można było się świetnie bawić, nie tylko wyłapując cytaty z Tołstoja (Sue do Austina) czy podziwiając przełamywanie konwencji, ale też dlatego, że to często po prostu zabawny, ciepły, pozytywnie zwariowany serial. Pewnie nie dla wszystkich, bo tradycjonaliści mogą nie przełknąć takiego nieuznającego granic podejścia do mówienia o faktycznie istniejącej postaci. Ale, co stwierdzam na własnym przykładzie, warto pozbyć się tego typu oporów i przez trzy sezony cieszyć się tą niszową, kolorową, wbrew pozorom niepłytką opowieścią.