"Wilk" to produkcja stworzona dla pokolenia TikToka — recenzja nowego polskiego serialu Canal+
Nikodem Pankowiak
20 grudnia 2021, 10:32
"Wilk" (Fot. Canal+/Igor Połaniewicz)
Dość niespodziewanie, bo o istnieniu tej produkcji dowiedzieliśmy się zaledwie kilka dni temu, na platformę Canal+ Online trafił "Wilk" — nowy polski serial dla widzów wchodzących w dorosłość.
Dość niespodziewanie, bo o istnieniu tej produkcji dowiedzieliśmy się zaledwie kilka dni temu, na platformę Canal+ Online trafił "Wilk" — nowy polski serial dla widzów wchodzących w dorosłość.
"Wilk" to serial wyraźnie skierowany do młodego widza, który być może będzie w stanie przejrzeć się w nim jak w lustrze. Produkcja, której reżyserem i współscenarzystą jest 24-letni Jan Dybus, to historia Tymona (Sebastian Dela) i Ady (Wiktoria Supryn). Tę wchodzącą w dorosłość dwójkę łączy coś więcej niż tylko przygodny seks, choć już w ich pierwszej wspólnej scenie widać, że relacja między nimi do szczególnie zdrowych nie należy. Tymon ma wyraźne problemy z komunikacją i szczerością, czego konsekwencje zaczyna ponosić, gdy do Ady dociera filmik z imprezy, którego miała nigdy nie zobaczyć.
Wilk to polski serial Canal+ dla młodych widzów
Choć to w sumie tylko pięć odcinków trwających po 7-10 minut, nie brakuje w nich ani różnych wątków, ani zabawy formą. Z Tymonem i Adą odwiedzamy szalone domówki, auta, w których niezbyt wygodnie uprawia się seks, czy rodzinne domy, którym daleko do bycia życiową oazą. O tym, co myślą bohaterowie, dowiadujemy się przede wszystkim z SMS-ów, bo dialogi między nimi pokazują tylko, jak ciężko komunikować im się we współczesnym świecie. Czasem przełamywana jest także czwarta ściana i postacie zwracają się bezpośrednio do kamery, choć mam wrażenie, że to, co wtedy mówią, trąci łopatologią, jak choćby krótki tekst rapera Bedoesa o narkotykach.
Wydaje mi się, że "Wilkowi" nie uda się uniknąć porównań do "Kontroli" choćby ze względu na samą formę produkcji, mimo że są to dwa różne seriale. Jednak to, co udało się Nataszy Parzymies, niekoniecznie udało się równie dobrze Dybusowi. Moża odnieść wrażenie, jakby twórcę serialu uwierała jego formuła, którą sam sobie narzucił. Jeśli te pięć odcinków to dopiero preludium, zdecydowanie lepiej byłoby skupić się na relacji Tymona i Ady, zostawiając ich domowe problemy w tle, jedynie je sygnalizując. Rozumiem jednak, że skoro już w produkcji mieli zagrać Magdalena Boczarska, Grzegorz Damięcki czy Agata Kulesza, twórcy chcieli ich wykorzystać.
Wilk próbuje powiedzieć bardzo dużo w 40 minut
Tak więc "Wilk" w ciągu tych nieco ponad 40 minut chce powiedzieć bardzo dużo. Aż za dużo, przez co czasem nie mówi nic. Niepotrzebnie choćby serial tak mocno oddaje głos rodzicom głównego bohatera (Boczarska i Damięcki). Jak sądzę, robi to po to, by pokazać, że błędy jednego pokolenia odbijają się na kolejnym i nadać nieco kontekstu zachowaniem Tymona. Tyle tylko, że przez to za bardzo oddalamy się od centrum fabuły.
A do tego mamy jeszcze wspominaną co jakiś czas rewolucję, która zaczyna odbywać się na ulicach Warszawy (narzucają mi się tu skojarzenia z krótkometrażowym polskim filmem "Najpiękniejsze fajerwerki ever"). Może i w jakimś stopniu potęguje ona zagubienie bohaterów, ale ostatecznie niczemu wielkiemu nie służy i spokojnie można byłoby obejść się bez niej.
Serial na przestrzeni całego sezonu często zmienia swój ton, co może trochę kołować widza, w końcu mówimy o produkcji długości jednego odcinka standardowego dramatu. Dynamicznie montowane ujęcia z imprezy, które kojarzyć mogą się chociażby z serialem "Euforia", mieszają się tutaj z sielskimi (nawet jeśli ta sielskość zostaje szybko zakłócona) scenami znad jeziora czy rowerowej wycieczki córki i ojca. Potęgowało to moje wrażenie, że oglądam telewizyjny klip, a nie pełnoprawną historię.
Wilk — czy warto obejrzeć serial Canal+?
Nie chciałbym jednak, żeby ta recenzja brzmiała, jakbym tylko narzekał, bo w gruncie rzeczy "Wilk" to sprawnie zrealizowana produkcja. Od początku widać, że Jan Dybus jest kimś więcej niż tylko zwykłym rzemieślnikiem i choć jego talent reżyserski z pewnością wymaga oszlifowania, to mam wrażenie, że jeszcze o nim usłyszymy. Z pewnością na plus możemy zaliczyć także występy dwójki głównych aktorów – Dela i Supryn bardzo dobrze pokazują zagubienie swoich postaci i pewnie niejeden młody widz będzie w stanie się z nimi utożsamiać.
Boczarska, Damięcki czy Kulesza to obecnie czołówka polskiego aktorstwa i niczym, w pozytywnym sensie, tutaj nie zaskakują, potwierdzając jedynie swoją jakość. O Bedoesie, którego z powodu jego popularności wykorzystano w promocji serialu, trudno cokolwiek powiedzieć, jego występ jest zwyczajnie zbyt krótki i wydaje się, że raper za bardzo jest w nim sobą.
Mam wrażenie, że to produkcja celująca w widza, którego uwagę coraz trudniej przykuć. Widza, którego — zupełnie jak serialowego Tymona — jeden ekran rozprasza od patrzenia z uwagą w inny. Mimo że "Wilk" wyraźnie ma potencjał, aby być czymś więcej, to raczej pozostanie jedynie ciekawostką, ponieważ brakuje mu konsystencji i zbyt często próbuje chwytać kilka srok za ogon. Tak jak widzom, którzy wolą TikToka od długich seriali, często brakuje mu umiejętności skupienia.
Jan Dybus, jak możemy o nim przeczytać w opublikowanej przez Canal+ informacji prasowej, jest twórcą, "dla którego pierwszym językiem jest krótki, digitalowy i tworzony w czasie rzeczywistym kontent". I niestety zbyt często miałem wrażenie, że w "Wilku" dużo jest kontentu, ale mniej scenariusza. Trzeba jednak oddać twórcom serialu, że od razu da się zauważyć, iż dobrze rozumieją pokolenie, które ze sobą nie rozmawia, tylko pisze. Nawet jeśli nie jest to produkcja bez wad, to wreszcie w Polsce o młodych ludzie zaczęli opowiadać ci, którzy nie wyglądają przy tym jak Steve Buscemi ze słynnego mema.