"Przynęta" to mocny kryminał, zgłębiający psychologię przestępcy — recenzja brytyjskiego miniserialu
Agata Jarzębowska
5 grudnia 2021, 15:29
"Przynęta" (Fot. Channel 4)
"Przynęta" to mocny brytyjski miniserial kryminalny, który choć nie posiada ani jednej szokującej sceny, wywołuje w widzu skrajne uczucie dyskomfortu i niepokoju.
"Przynęta" to mocny brytyjski miniserial kryminalny, który choć nie posiada ani jednej szokującej sceny, wywołuje w widzu skrajne uczucie dyskomfortu i niepokoju.
"Przynęta" to miniserial produkcji Channel 4, który właśnie zadebiutował na HBO GO. W ciągu zaledwie czterech odcinków opowiada historię prawdziwego śledztwa, które przeprowadzono w Anglii w 1992 roku w sprawie śmierci Rachel Nickell. Pomimo że historia oparta jest na faktach, postać samej policjantki — działającej pod pseudonimem Lizzie James — została psychologicznie przerobiona ze względu na ochronę prawną prawdziwej osoby, która była w centrum całej operacji.
Brytyjski serial Przynęta to wciągający kryminał
Serial szczególnie spodoba się osobom, które zafascynowane są profilowaniem sprawców przestępstw i z zainteresowaniem oglądały "Mindhuntera" czy doskonałego "Desa". Całe śledztwo opiera się bowiem właśnie na próbie sprofilowania i zrozumienia mordercy Racheli Nickell i podpuszczenia go, by przyznał się do popełnionych zbrodni. Tym bardziej że policja od początku ma głównego podejrzanego: Colina Stagga (Sion Daniel Young), ale nie może udowodnić, że to właśnie on zabił.
Po pięciu miesiącach działań nieprowadzących do absolutnie niczego, zwerbowana do akcji zostaje doświadczona w rozpracowywaniu karteli narkotykowych policjantka Sadie Byrne (Niamh Algar). Przyjmuje pseudonim Lizzie James i pod okiem swoich przełożonych oraz psychologa Paula Brittona (Eddie Marsan), zaczyna korespondować z podejrzanym, by wejść z nim bliską relację — na tyle bliską, by sam wyjawił, co zrobił. Lub w ostateczności posunął się do czynów, które go pogrążą. A to dopiero wstęp do serialu, który pokazuje fascynujące i zarazem przerażające śledztwo.
Serial Przynęta wywołuje w widzu dyskomfort
To, co przede wszystkim odróżnia "Przynętę" od wielu innych kryminałów, to brak makabrycznych ujęć ciał czy momentów zbrodni. Serial zupełnie tego nie potrzebuje. I bez tego bez problemu wywołuje uczucie nieuchronnej tragedii, jaka czeka tuż za rogiem, wysokiego dyskomfortu i głębokiego przekonania, że coś jest nie tak. Oczywiście sama historia śledztwa może być wielu osobom znana i one szczególnie powinny docenić wszystkie znaki ostrzegawcze, jakie są wysyłanie w kierunku widza.
Całość podsycana jest zbyt dużymi zbliżeniami na twarze aktorów,czy zwykłych przedmiotów, przez co mamy wrażenie, że znajdują się zdecydowanie za blisko nas. Przygaszone kolory wydają się odbierać wszelką nadzieję. A w tle brzmi odpowiednia muzyka, która nie zwraca na siebie uwagi, równocześnie skutecznie wywołując negatywne emocje.
Zaznaczyć jednak należy, że dla osób wrażliwych lub po przejściach molestowania seksualnego "Przynęta" nie będzie dobrym wyborem. Bo choć nie ma tutaj samych scen, to treści listów, jakie wymieniają pomiędzy sobą Lizzie i Colin, niejednokrotnie sprowadzają się do brutalnego i poniżającego seksu.
Przynęta — czy warto obejrzeć ten serial?
"Przynęta" jest warta uwagi z kilku powodów. Po pierwsze, nie ma ani jednego źle grającego aktora. Wszyscy świetnie wiedzą, co robią, wspomniane zbliżenia ich twarze podkreślają, jak doskonała jest to obsada. Na szczególną uwagę zasługuje Niamh Algar, bo to na jej barkach niesiony jest cały serial, to jej bohaterkę śledzimy uważnie od początku do końca. Równocześnie, nie mniejszy popis umiejętności daje Sion Daniel Young, który doskonale oddaje inność, jaka miała cechować Colina Stagga.
Po drugie, serial z dużym szacunkiem podchodzi zarówno do swoich bohaterów, jak i do całej historii. Nie znajdziemy w nim oceny tego, co się wydarzyło — zamiast wskazywania palcem, otrzymujemy krótkie podsumowanie faktów, by widz mógł podjąć własną decyzję, kto naprawdę był winny. A może przede wszystkim: jak wielu poszkodowanych pozostawiło to śledztwo za sobą.
Finalnie jednak "Przynęta" zostawia nas z podstawowym pytaniem: czy profilowanie przestępców naprawdę jest skuteczne?