"Czas" odsłania więzienne upadki i próby odkupienia — recenzja miniserialu BBC z Seanem Beanem
Kamila Czaja
5 grudnia 2021, 11:02
"Czas" (Fot. BBC)
Serial Jimmy'ego McGoverna w wyważony sposób próbuje pokazać więzienną rzeczywistość, nie unikając uniwersalnych pytań o winę i karę. W głównych rolach występują Sean Bean i Stephen Graham.
Serial Jimmy'ego McGoverna w wyważony sposób próbuje pokazać więzienną rzeczywistość, nie unikając uniwersalnych pytań o winę i karę. W głównych rolach występują Sean Bean i Stephen Graham.
Jeżeli komuś więzienne fabuły kojarzą się ze spektakularnymi ucieczkami lub walką o udowodnienie niewinności głównych postaci, "Czas" może rozczarowywać. Nowy miniserial Jimmy'ego McGoverna, znanego choćby z "Oskarżonych", "Skazanych na banicję" i "Broken", opowiada o więzieniu bez sensacyjności, bez pełnego usprawiedliwiania swoich bohaterów. Jeśli jednak ktoś szuka solidnego społeczno-psychologicznego dramatu w więziennej scenografii, te trzy odcinki to dobry wybór.
Największą zaletą "Czasu" jest obsada. Sean Bean, często występujący u McGoverna, ale szerszej publiczności kojarzący się głównie z "Grą o tron" i "Władcą Pierścieni", gra Marka Cobdena – nauczyciela, alkoholika, który po śmiertelnym potrąceniu rowerzysty trafia do więzienia Craigmore. Funkcjonariuszem służby więziennej, odpowiedzialnym za skrzydło, w którym Marka ma spędzić cztery lata, jest Eric McNally (Stephen Graham, "Zakazane imperium", "Line of Duty").
Czas to opowieść o winie, karze i pokucie
Hollywood zrobiłoby z tego opowieść o przyjaźni przekraczającej bariery lub przeciwnie – o znęcaniu się wynikającym z hierarchii. McGovern i BBC nie idą jednak na łatwiznę. Losy obu mężczyzn, chociaż się przeplatają, nieraz toczą się niejako równolegle i trzeba między nimi samodzielnie dopowiadać podobieństwa i różnice. Zamiast historii typu "Skazani na Shawshank" w brytyjskiej miniserii widzimy codzienność mało filmową, a jeśli już, to bliższą przypowieści niemal biblijnej, tyle że pozbawionej "technicoloru".
Mark będzie więc poznawał powoli brutalną rzeczywistość więzienia, nieraz go tam pobiją czy okradną. Ale spróbuje wytrwać w postanowieniu dobrego życia, którym miałby odkupić winę. Eric z kolei, postawiony przed dylematem moralnym, w którym na jednej szali będzie los jego syna, podąży niejako w przeciwnym kierunku. Stereotypowe obrazy więźnia i strażnika, w świecie, w którym każdy wybór jest zły, zaczną się zacierać.
Na szczęście "Czas" to nie tylko prosta przypowieść. Wprawdzie im bliżej finału, tym częściej miałam poczucie, że bez przemówień (fakt, że dość sprytnie wplecionych w fabułę) i wyrazistej symboliki miniseria byłaby ciekawsza, ale to wrażenie łagodziło po pierwsze doskonałe aktorstwo Beana i Grahama, a po drugie zbudowanie doskonałego drugiego planu oraz więziennego mikrokosmosu, który fascynował sam w sobie.
Czas – realistyczny moralitet ze świetną obsadą
Naczelnym pytaniom o dokonane wybory, o winę, karę i odkupienie towarzyszyło tu bowiem sporo mniejszych historii, które niuansowały obraz. Craigmore nie okazywało się dzięki temu światem samych upadłych bohaterów lub ludzi faktycznie niemających wyboru, ale miejscem, do którego trafiali także ci, którzy po prostu lubią się znęcać nad innymi, nieoficjalni władcy trzęsący całym skrzydłem (Jackson Jones – w tej roli Brian McCardie) czy ci, którzy w którymś momencie życia zabrnęli w błędach tak daleko, że w ostatecznym momencie nie potrafili się cofnąć – tu między innymi mocna historia chłopaka, który zadźgał kogoś nożem (świetny Jack McMullen, kradnący sceny bardziej utytułowanym kolegom).
McGovern, mimo że serial do optymistycznych nie należy, potrafi jednak zadbać o równowagę. Na każdy upadek przypada jakaś nadzieja na odrodzenie się z popiołów. Klęski nie muszą być ostateczne, margines wolnej woli pozwala nawet w zamknięciu zachować człowieczeństwo – chociaż to może zaboleć. A mimo że niepisane reguły i oficjalne przepisy bywają bezwzględne, więźniowie traktowani są jak ludzie przez często autentycznie pełnych dobrych chęci strażników czy więzienną kapelankę (Siobhan Finneran, "Happy Valley").
"Czas", chociaż dość pobieżnie, pokazuje też wpływ sytuacji na rodziny osadzonych. Cały katalog reakcji, od bezwarunkowego wsparcia po bezwarunkowe zerwanie kontaktów, ciekawie ujęto dzięki więziennym wizytom. Zresztą także podejście do kontaktu z tymi, których się skrzywdziło, w tym z bliskimi ofiar, zasygnalizowano poruszająco, przez większość czasu bez jasnego oceniania, jak należałoby się w takiej niewyobrażalnej sytuacji zachować. Na dodatek wcale nie tak łatwo przewidzieć, w którą stronę rozwiążą się niektóre problemy, bo czasem decyduje pozorny drobiazg i zmienia bieg czyjegoś życia.
Czas – czy warto obejrzeć miniserial BBC?
Więzienny miniserial BBC nie jest może arcydziełem. Zwłaszcza finał za bardzo chce domknąć sprawy, które mogłyby zostać niedopowiedziane. Ale to bardzo porządny przykład wykorzystania tematu często nadmiernie sensacyjnego w popkulturowych obrazkach. Na dodatek wciąga przekonującym portretem zwyczajnych ludzi, którzy często z własnej winy, a czasem na skutek okoliczności znaleźli się w niezwyczajnej sytuacji. Równocześnie "Czas" robi to konsekwentnie i bez fajerwerków, cudownych zwrotów akcji i prawie bez łzawych scen. A przy tym dobrze wykorzystuje trzy odcinki – zaskakująco dużo niepowierzchownie potraktowanych spraw się tu mieści, a dłuższa historia miałaby chyba mniejszą moc.
Mało kto tak dobrze gra ludzi udręczonych, ale pełnych wewnętrznej siły jak Bean, a Graham dotrzymuje mu kroku, wcielając się w postać pozytywną, ale zmuszoną działać wbrew sobie. Jeden się podnosi, a drugi upada, podczas gdy obok toczy się ileś podobnych dramatów. I to wszystko nakręcone elegancko i nieco ascetycznie. Warto dać "Czasowi" szansę, chociaż to niekoniecznie seans dla wszystkich, a już na pewno nie dla szukających lekkiej rozrywki. Określenie moralitet, tyle że taki ze społecznym i psychologicznym zacięciem oraz empatią wobec postaci, wydaje się bardziej na miejscu.