"Szczera prawda" pokazuje Kevina Harta, jakiego nie znaliście — recenzja mrocznego miniserialu Netfliksa
Natalia Grabka
28 listopada 2021, 13:33
"Szczera prawda" (Fot. Netflix)
Thriller z udziałem Kevina Harta, inspirowany jego biograficznymi wątkami – brzmi ekscentrycznie? Jest nieźle, choć niczyjego życia, poza samym Hartem, "Szczera prawda" nie zmieni.
Thriller z udziałem Kevina Harta, inspirowany jego biograficznymi wątkami – brzmi ekscentrycznie? Jest nieźle, choć niczyjego życia, poza samym Hartem, "Szczera prawda" nie zmieni.
O tym, że Kevin Hart balansuje na granicy fikcji i prawdy, wiemy od dawna. Przykładem mogą być stand-upy, w których komik dzieli się z publicznością swoimi osobistymi historiami i doświadczeniami – szczególnie najnowszy z nich, "Zero F**ks Given" wyprodukowany przez Netfliksa w 2020 roku, w którym Hart zaprasza widzów do własnego domu i rozpoczyna występ od osobistej historii przechorowania COVID-19 (jak sam mówi: "zanim to było modne", czyli w czasie, kiedy świat poraziła wiadomość o kwarantannie Toma Hanksa).
Kevin Hart gwiazdą mrocznego thrillera Netfliksa
W tym samym roku pojawił się serial akcji "Die Hart", w którym Hart u boku Johna Travolty i Nathalie Emmanuel ("Gra o tron") odgrywa postać… Kevina Harta-komika, czyli fabularyzowaną wersję samego siebie. I o ile "Die Hart" wciąż jeszcze utrzymany jest w komediowej konwencji, jego bohater próbuje odejść od dotychczasowego komediowego wizerunku i aspiruje do roli w filmie akcji. Fabuła serialu o Kevinie Harcie zmieniającym własny image wydaje się zwiastować jego kolejne wcielenia, te już z 2021 roku: najpierw zdecydowanie niekomediową rolę wdowca w poruszającym dramacie Paula Weitza "Ojcostwo" (choć Hart próbował już sił w komediodramacie "Spragnieni życia" z 2017 roku, będącego odpowiedzią Amerykanów na francuskich "Nietykalnych" Oliviera Nakache'a i Érica Toledana), i wreszcie bohatera kryminalnego thrillera Netfliksa, miniserialu "Szczera prawda" – Kida, którego losy możecie oglądać na platformie od 24 listopada.
Miniserial opowiada historię Kida – komika i stand-upera z Filadelfii, gwiazdy kinowego hitu "Antywersum" z Chrisem Hemsworthem – który zdołał dorobić się już niemałego majątku i próbuje godzić pracę w show-biznesie z rolą ojca po rozwodzie. Bohater rozpoczyna trasę ze swoim nowym materiałem, a pierwszym przystankiem jest jego rodzinna Filadelfia, gdzie towarzyszy mu starszy brat, Carlton (Wesley Snipes).
Mimo że znacznie zamożniejszy Kid wciąż ratuje tego starszego z finansowych tarapatów, twierdzi on, że to Carlton wciąż go chroni. Niestety z czasem relacja dwóch braci zaczyna przypominać tę między biblijnymi Kainem i Ablem (którzy znaleźli się nawet w tytule ostatniego odcinka), a gorzki finał historii Kida, który bezgranicznie ufa bliskiemu mu Carltonowi, przywołuje we mnie wspomnienie historii Marty'ego Markowitza i doktora Ike'a z niedawno recenzowanego przeze mnie "Psychiatry u boku".
Szczera prawda inspirowana biografią Kevina Harta
Szczerą prawdą jest jednak, że temat komedii i stand-upów wciąż jest tu nieodzownym elementem świata przedstawionego, ale już tylko za sprawą tożsamości Kida, a jego postać niewątpliwie inspirowana jest autobiograficznymi wątkami samego Harta. Do tego stopnia, że początkowo oglądamy Kida, którego łatwo pomylić z Hartem. Wskazuje na to już samo przedstawienie postaci w pierwszym odcinku, którego dokonuje Ellen Degeneres we własnej osobie, witająca go i zapowiadająca w swoim programie "Ellen" – deja vu?
A co powiecie na śmiertelnie poważnego Harta, zwracającego się bezpośrednio do kamery, do nas, widzów i opowiadającego o tym, że dopiero kiedy poznamy kogoś w sytuacji bez wyjścia, gdy ten stoi przyciśnięty do muru i stara się zrobić wszystko, by nie stracić tego, co ma – wtedy być może możemy poznać, kim ta osoba jest i do czego jest zdolna. Jeżeli skądś znamy takiego Harta, to ewentualnie z gościnnych występów w talk-show swoich ziomków lub hostowania w "Hart to Heart", z pewnością nie z jego wcześniejszych wystąpień.
Miniserial to kolejna próba Harta opowiedzenia o samym sobie i problemach, z jakimi może mierzyć się sławny komik, a ci najwyraźniej mają ich wiele. Wystarczy przytoczyć ten z niedalekiej przeszłości – przykład produkcji Netfliksa "The Closer" autorstwa Dave'a Chappelle'a (notabene bliskiego kolegi Harta), która została uznana za transfobiczną zarówno przez społeczność LGBT, jak i pracowników Netfliksa. W "Szczerej prawdzie" Hart odnosi się do kontrowersyjnego występu kolegi w dwóch odcinkach, m.in. parodiując jednego z bohaterów (a w końcu publicznie go upokarzając), który z przekąsem twierdzi, że mówienie "nygga" w kontekście dowcipu jest w pełni dopuszczalne i pozbawione rasistowskiego podtekstu.
Cała ta (może oprócz ksywy bohatera) starannie budowana od początku miniserialu konstrukcja opowieści sprawiającej wrażenie tytułowej "true story" (tak brzmi oryginalny tytuł produkcji) pozwala nam uwierzyć, że oglądamy prawdziwą historię Harta. Do czasu, gdy w wyniku pierwszej śmierci historia rodem z reality show przeradza się w mroczny thriller, a ulubieniec publiczności podejmuje serię poważnych i błędnych decyzji, których nie powstydziłby się Michael Desiato z "Your Honor". Jeżeli lubicie Kevina Harta i mu kibicujecie, powinniście w tym momencie poczuć przeszywający was dreszcz i trzymać kciuki, by ta historia była zmyślona, bo Hart od początku do końca całkiem nieźle radzi sobie w nowej konwencji.
Równie dobrze wypada zresztą Wesley Snipes w roli podstępnego Carltona i z pozoru nieporadnego starszego brata, jak i reszta obsady, która właściwie gra bezbłędnie (błędem byłoby nie wspomnieć o świetnym epizodzie Billy'ego Zyne'a). Jeśli do tego dodać szczególną możliwość immersji podczas seansu w jakości 4K, powinniśmy otrzymać całkiem przyjemną i wciągającą rozrywkę. Trudno jednak nie odczuć, że serial momentami traci tempo i stwarza okazję, by z niecierpliwością wiercić się w fotelu czy na kanapie, a nawet zastanawiać, po co u licha "Szczera prawda" powstała.
Szczera prawda – czy warto obejrzeć miniserial?
Bo choć wyraźnie odznacza się na tle dotychczasowego dorobku Harta i jest dowodem na to, że komik (trudno jeszcze wyzbyć się tego określenia) lubi i chce próbować przed kamerą czegoś innego niż tylko wcielanie się w rolę zabawnych kolesi, to jednak ekscentryczne na pierwszy rzut oka połączenie Harta i thrillera inspirowanego jego autobiografią jest o tyle intrygujące, że trudno nie zadać sobie pytania, o co tutaj chodzi.
Mnie odpowiedzi na to pytanie dostarczyły tak naprawdę małe rzeczy, czyli wątki drugoplanowe, które najbardziej zapadają w pamięć i prowokują do refleksji. W momencie, kiedy z powątpiewaniem zaczęłam analizować fenomen Kevina Harta, na ekranie pojawił się fanatyczny Gene (Theo Rossi, "Synowie Anarchii") – przez resztę postaci odbierany raczej jako stalker niż fan Kida – który przekonał mnie, że oglądanie show Kida uratowało mu życie, bo odciągnęło go od odebrania sobie życia po śmierci własnej siostry. I fakt, że przeszło mi również przez myśl, że to dość banalne i mało prawdopodobne, a przy tym sprytne zagranie, by mówić i pokazywać widzom, dlaczego warto oglądać komedie w wykonaniu Kevina Harta, to jednak w miniserialu jest to poruszający moment, który zapada w pamięć. Być może po 1,5 roku pandemii ten banał okazuje się po prostu trafnym komentarzem.
Dużą nadzieję wzbudził we mnie również wątek Billie (Tawny Newsome, "Siły Kosmiczne"), autorki żartów Kida, która w pewnym momencie próbuje własnych sił na scenie jako stand-uperka, co przypomniało mi o "Wspaniałej pani Maisel". Na próżno jednak czekałam rozwinięcia historii tej bohaterki, bo to jednak historia Kida, nie herstoria. Dlatego jeśli jesteście fanami, fankami Harta, to miniserial Netfliksa pewnie już obejrzeliście — w przeciwnym razie myślę, że nic on w waszym życiu nie zmieni. Zawsze warto jednak sprawdzić samemu.