"Planeta Singli" szuka algorytmu na miłość. Mateusz Damięcki i Marianna Linde opowiadają o serialu Canal+
Małgorzata Major
19 listopada 2021, 16:11
"Planeta Singli. Osiem historii" (Fot. Canal+/Paweł Drabik)
"Planeta Singli. Osiem historii" to serialowa antologia, która debiutuje dziś na Canal+. Za jej realizację odpowiadają twórcy trzech filmów kinowych o tym samym tytule.
"Planeta Singli. Osiem historii" to serialowa antologia, która debiutuje dziś na Canal+. Za jej realizację odpowiadają twórcy trzech filmów kinowych o tym samym tytule.
"Planeta Singli. Osiem historii" to osiem odcinków, z których każdy stanowi zamkniętą całość. Twórcy filmowej marki postanowili tym razem opowiedzieć w formie seryjnej o tym, jak aplikacje randkowe pozwalają wchodzić w nowe relacje, ale również komplikować życie ich użytkownikom. Za serię odcinków zrealizowanych dla Canal+ odpowiada Radosław Drabik i Michał Chaciński. Ze strony stacji Canal+, kierownictwo literackie objął Michał Oleszczyk. Dla tych, którzy nie pamiętają, przypominamy że gdy kinowa "Planeta Singli" zadebiutowała w 2016 roku, zdobyła wiele przychylnych recenzji zarówno od krytyków filmowych, jak i widzów, ponieważ zrywała z przaśną estetyką charakterystyczną dla polskiej komedii romantycznej. Chciałabym dodać, że nie wystąpił w niej także Tomasz Karolak, czyli naczelny aktor każdego rodzimego rom-comu, ale to niestety nie byłaby prawda, ponieważ… wystąpił.
Serial Planeta Singli, czyli rom-com na nowe czasy
Przed premierą serialu rozmawialiśmy z obsadą odcinka "Test", czyli Marianną Linde i Mateuszem Damięckim. Wspólnie zastanawialiśmy się nad tym, jak programy telewizyjne i technologie cyfrowe zmieniły randkowanie i poznawanie nowych osób. "Planeta Singli. Osiem historii" pokazuje sytuacje, dla których punktem wyjścia jest skorzystanie z tytułowej aplikacji. Każdy odcinek skupia się na innej perspektywie, innej grupie wiekowej, innych okolicznościach.
Zarówno filmy, jak i antologia telewizyjna gatunkowo wpisują się w ramy komedii romantycznej, gatunku przez jednych uwielbianego, przez drugich znienawidzonego. Zapytaliśmy więc Mateusza Damięckiego, co sam myśli o komedii romantycznej, jako widz i aktor mający dorobek w dziedzinie komedii romantycznej.
— Moją ulubioną komedią romantyczną jest "Love Actually", ale to dla wielu osób jest ulubiony film. Komedia romantyczna jako gatunek niesie ze sobą określony ładunek emocjonalny, dla jednych jest on pozytywny, dla innych negatywny. Osobiście, zarówno jako widz i aktor, nie mam żadnych uprzedzeń gatunkowych.
Przyporządkowanie filmu do określonej kategorii, czasem niezależnie od tego, co tak naprawdę się w nim kryje, jest często zabiegiem marketingowym, podyktowanym względami sprzedażowymi. Wolę obejrzeć "nieambitną" komedię romantyczną niż "przeambitny", ale kiepski thriller psychologiczny. Gdybym miał wybierać filmy, które chcę zobaczyć, tylko na podstawie naklejki, to w efekcie wielokrotnie straciłbym czas. A jeśli chodzi o "Planetę Singli" cieszy mnie to, że pokazujemy sytuacje wielokrotnie już portretowane, ale robimy to uczciwie i na tyle interesująco, że jesteśmy w stanie zaskoczyć widzów świeżością.
Marianna Linde nieco bardziej sceptycznie zapatruje się na samą koncepcję komedii romantycznej, ale przyznaje, że też kiedyś miała swój ulubiony tytuł.
— Nie jest to mój ulubiony gatunek, ale jako dziewczynka w podstawówce bardzo lubiłam "Notting Hill". Do dziś uważam ten film za kultowy i dla wielu twórców mógłby być wciąż wyznacznikiem dobrego humoru.
Planeta Singli. Osiem historii — jasne i ciemne strony aplikacji randkowych
Sukces filmowej "Planety Singli" i pomysł na realizację "Planety Singli. Osiem historii" stał się dobrą okazją do rewizji tego, jak bardzo telewizja zrewolucjonizowała rytuał randkowania. W latach 90. oglądaliśmy "Randkę w ciemno" z Jackiem Kawalcem w roli prowadzącego show, na początku wieku pierwszy ślub w "Barze", a dzisiaj oglądamy "Naked Attraction". Zapytaliśmy aktorów, co sądzą o tej rewolucji, wspieranej przez nowe technologie.
— Absolutnie mnie to wówczas nie kręciło, ale jako dziecko pamiętam, że oglądało się "Randkę w ciemno" z babcią. Teraz, jako osoba dorosła, obejrzałam na You Tubie kilka odcinków, jest to intrygujące widowisko. Dziś najważniejsze jest, żeby zrobić skandal i zgorszyć widzów, aby mogli poczuć się lepiej ze sobą – wspomina Linde.
Skok od dosyć tradycyjnej i konserwatywnej "Randki w ciemno" do odważnych i wyzwolonych (chociaż prymitywnych obyczajowo) programów typu "Amazonki" czy "Warsaw Shore" nastąpił wraz z rozwojem sieciowym (dostępnością do treści online) i technologicznym (aplikacje na smartfonach). To, co wczoraj wydawało się niemożliwe, dzisiaj uchodzi za oczywiste. Dobrym przykładem jest pierwszy ślub w polskiej telewizji, wzięty przez uczestników reality show "Bar" w 2002 roku, o którym mówiły wszystkie media, zarówno tabloidowe, jak i informacyjne. Dzisiaj z kolei program "Ślub od pierwszego wejrzenia" jest stałym elementem ramówki telewizyjnej i nie robi wielkiego wrażenia na widzach.
— Mój ulubiony program tego typu, który odkryłam stosunkowo niedawno na YouTube, to "Naked Attraction". Każdy kandydat lub kandydatka ma do wyboru kilka osób, które stoją przed nim czy przed nią nago. Zasłonięci są szybami, które po kolei odsłaniają poszczególne części ciała. Osoba wybierająca jest ubrana. Ogląda najpierw dłonie, stopy kandydatów. Ocenia i mówi: "fajne palce", "fajny pieprzyk". Prowadzące pytają: "a jak ci się podoba stopa kandydata numer 3?". Na koniec, gdy osoba wybierze któregoś kandydata, prowadząca mówi do niej: "teraz twoja kolej, rozbierz się". Ciekawe, prawda? — mówi Marianna Linde.
Warto dodać, że producenci antologii telewizyjnej "Planeta Singli. Osiem historii" nie chcą skupiać się na epatowaniu ryzykiem związanym z poznawaniem ludzi przez aplikacje. Mimo iż pokazują różne efekty spotkań początkowo obcych sobie ludzi, chcą raczej pozytywnie mówić o nowym obszarze relacji ludzkich. Nie zawsze jednak się to udaje. Dlatego też każdy odcinek przyjmuje nową perspektywę i oferuje inne zakończenie. Podobnie dzieje się w programach telewizyjnych, w których nie brakuje emocji, zdrad, zranionych uczuć i skandali (dobrym przykładem jest "Hotel Paradaise").
Okazuje się, że i Mateusz Damięcki ogląda popularne programy randkowe, więc podzielił się z nami szeregiem przemyśleń w tej kwestii.
— "Naked Attraction" i "Ślub od pierwszego wejrzenia" to tytuły z jednej strony przerażające, a z drugiej strony to jest etap, przez który musimy w naszej popkulturze przejść. Być może za 30 lat będziemy patrzeć na to, co dzieje się w tej chwili, jak na najbardziej klasyczne i szlachetne formy stosunków międzyludzkich, relacji budowanych za pomocą mediów, społecznościowych i tradycyjnych. Myślę, że i tak zostanie wymyślone w przyszłości coś, przy czym to, co dziś nas szokuje, będzie uznawane za szlachetne i skromne.
To jest etap. "Randka w ciemno" była etapem, tak jak portal randkowy. Świat nie porusza się linearnie ani nie zatacza koła. Jest to spirala, czyli teoretycznie wracamy do tych samych miejsc, ale w innym czasie i na innych poziomach. Za 10 lat to będzie demodé i będziemy spotykać się twarzą w twarz. Docenimy tajemnicę, uznamy, że jest najważniejsza — podsumowuje aktor.
Planeta Singli i algorytmizacja ludzkich uczuć
Powróćmy jednak do serialu i odcinka "Test", który dosyć odważnie łamie schematy znane z komedii romantycznych minionych dekad. Opowiada o próbie zalgorytmizowania ludzkich uczuć i o to właśnie zapytaliśmy Mariannę Linde, czyli odtwórczynię roli Eli.
— Nie da się zalogorytmizować ludzkich uczuć moim zdaniem — i taki jest morał tego odcinka. Nie da się przyspieszyć pewnych etapów w związku. Wiele zależy od tego, w jakim momencie życia znajdują się osoby. Czasem nie można przeskoczyć pewnych problemów między dwojgiem ludzi, a czasem nagle wszystko do siebie pasuje jak ulał. Na pewno nie da się przyspieszyć tego tak jak chciałaby to zrobić Elka — podsumowała aktorka.
Algorytmy rządzą naszą codziennością więc w odcinku "Test" obserwujemy, co by się stało, gdyby mogły rządzić naszymi uczuciami. Z Mateuszem Damięckim rozmawialiśmy o granym przez niego, dość nietuzinkowym, doktorze Adamie i jego perspektywie na historię miłosną oglądaną w odcinku "Test". Czy widzowie uznają jego bohatera za cynika?
— Nie, mój bohater nie jest cyniczny. Mój bohater po prostu ceni swoją pracę, bo to ona jest dla niego najważniejsza. A w dzisiejszym świecie, w którym musimy uważać na każde słowo, na każdym kroku podpisywać dokumenty, klauzule poufności i co chwila wyrażać na coś zgodę, mój bohater musi przede wszystkim ochronić siebie przed zarzutem posiadania osobistych stosunków z osobą, za którą w pracy jest odpowiedzialny. Uważam, że mówienie prosto z mostu zaoszczędziłoby nam mnóstwo niepotrzebnych nieporozumień. Za mało mamy czasu, żeby go trwonić. Rozumiem, że ona i on mają własne potrzeby, chcieliby być szczęśliwi. Ale dla każdego z nas czym innym jest szczęście. Internet miał nam ułatwiać to wszystko, całą komunikację. A w efekcie utrudnił — stwierdził odtwórca roli Adama.
Poza "Testem" do obejrzenia będzie także siedem innych odcinków, m.in. "Detektor", "Zjazd absolwentów", "Grzesznica". Serial wpisuje się w świąteczną estetykę rom-comu, więc dla wielbicieli oglądania komedii romantycznych w grudniu, szczególnie polecamy odcinek "Detektor". Pierwszy odcinek, "Zjazd absolwentów" już możecie obejrzeć na canalplus.com — premiera telewizyjna o godz. 21:00 na Canal+.