"Baza księżycowa nr 8" nie wie, czym chciałaby być – recenzja kosmicznej komedii dostępnej na Canal+
Natalia Grabka
10 listopada 2021, 17:00
"Baza księżycowa nr 8" (Fot. Showtime)
"Baza księżycowa nr 8" mogłaby być czarną komedią o izolacji, chorobie i śmierci oraz lekiem na pandemiczną chandrę. Czy twórcy wykorzystali potencjał produkcji?
"Baza księżycowa nr 8" mogłaby być czarną komedią o izolacji, chorobie i śmierci oraz lekiem na pandemiczną chandrę. Czy twórcy wykorzystali potencjał produkcji?
Z rocznym opóźnieniem dotarł do Polski 1. sezon serialu "Moonbase 8", który od dzisiaj możecie oglądać pod polskim tytułem "Baza księżycowa nr 8" na Canal+. To produkcja studia A24 – od kilku lat odpowiadającego za jedne z najciekawszych amerykańskich filmów niezależnych. Trudno jednak podobnymi epitetami okrasić serial stworzony przez trójkę komików: Johna C. Reilly'ego, Freda Armisena i Tima Heideckera, a także reżysera i producenta "Portlandii", "Agentów paranormalnych" czy "Basketsa" – Johnathana Krisela.
Baza księżycowa nr 8, czyli kosmiczny absurd
"Moonbase 8" opowiada historię trójki mężczyzn, którzy mimo wyrzeczeń, niczym pierwsi amerykańscy osadnicy (wśród nich jest nawet misjonarz), pośród dziewiczego, kosmicznego pejzażu Winslow w Arizonie, spędzają czas w ośrodku treningowym NASA, stworzonym na wzór stacji kosmicznej. Pobyt ten – wcale nie tak krótki, bo bohaterowie sami zdążyli już pogubić się w rachubie dni – ma przygotować Capa (John C. Reilly), Skipa (Fred Armisen) i Rooka (Tim Heidecker) do misji kosmicznej – tej prawdziwej. Podczas seansu sześciu odcinków produkcji obserwujemy codzienne (całkiem przyziemne – chciałoby się napisać) czynności bohaterów, a także ich próby mierzenia się z mniej lub bardziej kosmicznymi problemami.
Taki pomysł fabularny wydaje się nawet trafiony i posiada komediowy potencjał, bo choć bohaterowie w rzeczywistości na Księżycu nie są, dla właściwych rezultatów treningu, a więc i własnego bezpieczeństwa podczas przyszłej misji, muszą symulować. I to udawanie wywołuje szereg dość zabawnych i absurdalnych sytuacji, jak chociażby pogoń Capa w skafandrze kosmicznym za ubogim Wallym, który regularnie przegrzebuje odpady na zewnątrz bazy w celu znalezienia złomu, czy metoda ubierania skafandra według Skipa.
Baza księżycowa nr 8 jest pełna aktorskich popisów
Zabawnych momentów jest tu jednak niewiele, także jeśli na nie liczycie – jak i ja liczyłam – czym prędzej porzućcie te oczekiwania, nim się rozczarujecie. Oczekiwania te nie są jednak wzięte z kosmosu, ponieważ jeśli spojrzymy na nazwiska aktorów występujących w "Bazie księżycowej nr 8", wydają się całkiem sensowne. Niewątpliwie to oni – tutaj w podwójnej roli, bo dodatkowo odpowiadają za scenariusz – są magnesem, który przyciąga do produkcji i wiele mówią (tak przynajmniej mi się wydawało) o jej charakterze. I rzeczywiście grze aktorskiej trudno cokolwiek zarzucić. Capa, Skipa i Rooka łatwo polubić i to głównie dla nich i relacji, jaką udało im się między sobą zbudować, włączałam każdy kolejny odcinek. Na scenariuszu panowie jednak polegli. Zachowania bohaterów często są na tyle absurdalne, a przy tym niestety nieśmieszne, że na nic się zdają aktorskie popisy całej trójki.
Mało zabawne jest również to, że Cap, Skip i Rook nie radzą sobie zbyt dobrze z własnymi obowiązkami i stawianymi przed nimi próbami. Każdy z nich zmaga się z własnymi wewnętrznymi demonami: Cap ucieka na Księżyc przed zadłużeniami, Skip próbuje wyjść z cienia ojca – wybitnego badacza i naukowca, a zesłany na misję przez samego Boga Rook prawdopodobnie nie chce zawieść 12 dzieci i stawić czoła problemom małżeńskim. Motywacja bohaterów sprawia, że przypominają oni raczej wyrzutków z filmu "Armageddon" Michaela Baya niż poważną załogę NASA, a ich pobyt w bazie treningowej momentami przypomina walkę o przetrwanie niż naukę życia w szczególnych warunkach. Ale i to miałoby szansę na sukces, jeśli na poziomie scenariusza twórcy zaplanowaliby jakąkolwiek zmianę bohaterów.
Baza księżycowa nr 8 — czy warto obejrzeć serial?
"Baza księżycowa nr 8" posiada także inny potencjał – mogłaby prowokować do ważnych refleksji. Każdy z odcinków skoncentrowany jest wokół jednego głównego problemu, który notabene stanowi istotny problem naszych czasów, jak chociażby kryzys wodny, choroba, śmierć czy psychologiczne konsekwencje izolacji. Warto przypomnieć, że serial w oryginale miał swoją premierę w listopadzie 2020, a więc podczas jednego z najtrudniejszych miesięcy pandemii COVID-19. Miesięcy, które w dużej mierze spędziliśmy w domach.
Wyraźnie obecny w serialu temat izolacji pozostaje jednak zupełnie nie wykorzystany w tym kontekście. Nie zbliżył mnie do bohaterów, nie wzbudził mojej empatii czy współczucia dla nich ani nie sprawił, że poprzez komediowy format mogłam przyjrzeć się tej – i innym – kwestiom z innej perspektywy. Za każdym razem, gdy twórcy poruszają jakiś problem i wydaje się, że chcą sprowokować nas do refleksji na jego temat, ostatecznie nic z tego nie wynika.
Nieudolna próba rozbawienia widza sprawia, że trudno definiować "Bazę księżycową nr 8" jako czarną komedię, ponieważ choć porusza ona tematy poważne i próbuje serwować je nam w zabawny sposób, dobre żarty nie tylko zdarzają się tu rzadko, ale i długo trzeba na nie czekać. Niemalże pozbawiony akcji, bo skoncentrowany na zwyczajnych czynnościach sjużet jest na tyle rozciągnięty, że łatwo się znudzić, a to nim musimy się zadowolić, bo do głębszej fabularnej refleksji nic więcej nie zostaje. Niewątpliwie serial miał potencjał, by być komedią i prawdopodobnie chciałby nią być, ale trudno o tak śmiałą klasyfikację gatunkową.
Ten tożsamościowy problem produkcji sprawia, że ogląda się ją co najmniej dziwnie i przyznam, że bywa to nawet intrygujące. Ciekawość, co twórcy mogą nam dostarczyć, może popychać do obejrzenia kolejnego odcinka, ale już po 6. odcinku, kiedy staje się pewne, że to wszystko po nic i nic zaskakującego, a tym bardziej nowatorskiego się nie wydarzy, cieszyłam się, że to tylko sześć 25-minutowych historii, bo tyle jeszcze mogłam wytrzymać, nie wyprowadzając się z dobrego nastroju ani nie zasypiając.
Poszukując plusów produkcji, warto dostrzec, że niespełna trzygodzinny seans "Bazy księżycowej nr 8" uprzyjemnia jego warstwa wizualna. Starannie przygotowane wnętrze bazy oraz autentyczny pejzaż, który ją otacza pozostają bez zarzutu i stanowią doskonałe tło dla relacji trójki bohaterów i ich zmagań. Sami oceńcie, czy to wam wystarczy, by sięgnąć po ten serial.