"Alphas" (2×01, 2×02): Nowy początek
Agnieszka Jędrzejczyk
2 sierpnia 2012, 21:02
"Alphas" powróciło w zeszłym tygodniu do letniej ramówki. Dwa odcinki dają już całkiem przyjemny obraz tego, co czekać nas będzie w jedenastu kolejnych. Jak więc ma się drużyna po szokujących wyznaniach z finału 1. sezonu? Spoilery!
"Alphas" powróciło w zeszłym tygodniu do letniej ramówki. Dwa odcinki dają już całkiem przyjemny obraz tego, co czekać nas będzie w jedenastu kolejnych. Jak więc ma się drużyna po szokujących wyznaniach z finału 1. sezonu? Spoilery!
Okazuje się, że całkiem źle – i jest to chyba najlepszy wątek, jaki się temu serialowi kiedykolwiek udał. Od czasu ujawnienia istnienia alf przez dr. Rosena minęło osiem długich miesięcy. Lider został zamknięty w ośrodku psychiatrycznym, w efekcie czego zespół praktycznie przestał istnieć. Ciężar odpowiedzialności spadł na barki Billa, który razem z Hicksem wciąż usiłuje pomagać alfom w potrzebie. Jedna zła decyzja prowadzi jednak do przykrych konsekwencji, kiedy jeden z członków drużyny zostaje uwięziony w Binghamton, zakładzie-więzieniu dla niebezpiecznych jednostek.
Jakby tego było mało, radykalna grupa terrorystów włamuje się do środka i uwalnia wszystkie przetrzymywane tam alfy. Natychmiast biorą zakładników, a jedyną osobą, z jaką chcą rozmawiać, jest nie kto inny, jak dr Rosen. I choć zebranie rozłamanej drużyny nie jest jeszcze takie trudne, prawdziwym problemem stanie się naprawienie nadszarpniętych w międzyczasie relacji.
To wszystko oczywiście bez wspominania widma wojny, jaką planuje rozpętać tajemniczy Stanton Parish – nie bez pomocy córki doktora, która dodatkowo wplątuje się we własne problemy. Biorąc pod uwagę emocjonalne huśtawki Niny i jej powrót do dawnych nałogów, napięcia pomiędzy nowymi współpracownikami i nadszarpnięte zaufanie wobec Rosena, powiedziałabym, że do 2. sezonu "Alphas" jestem już na starcie nastawiona trzy razy lepiej, niż do pierwszego. A w pierwszym długo, naprawdę długo zajęło mi oswajanie się z tą historią.
Stopień rozłamania bohaterów to jednak tylko jedna z milszych niespodzianek – drugą jest zdecydowanie pojawienie się wyraźnego wątku przewodniego. Zagrożenie płynące ze strony Czerwonej Flagi nigdy nie wydawało mi się dostatecznie realne, ale Stanton Parish i jego poplecznicy już teraz wprowadzają znacznie bardziej namacalny chaos – przede wszystkim dzięki temu, że jest im poświęconych kilka osobnych minut. Intryga zaczyna się dopiero rozwijać, ale już wygląda na to, że nieśmiertelny alfa będzie przewijał się na tle wielu wątków w tym sezonie. Wręcz nie mogę się doczekać, w jaki sposób zostaną odkryte jego manipulacje.
W premierowych odcinkach nie brakuje także akcji. "Alphas" od samego początku mógł pochwalić się dynamicznymi nakręconymi sekwencjami – zdjęcia z ręki i chaotyczny montaż świetnie budują napięcie – więc i tu jest czym cieszyć oczy. W kilku momentach nawet efekty specjalne wydawały się lekko podrasowane. Zresztą, techniczne elementy serialu nigdy nie były jego wadą, i tak naprawdę to one przytrzymały mnie przy nim na dłużej – bo wmawiałam sobie, że to niemożliwe, żeby tak dobrze wyglądający serial (który dodatkowo ma Davida Straitharna w głównej obsadzie!) mógł być niewypałem.
Bo niestety, nie wszystko gra tu na wysokim poziomie. Słabe elementy 1. sezonu są w dalszym ciągu widoczne – pewna umowność w motywacjach postaci, pewna nienaturalność w dialogach, pewne przymrużanie oka w prowadzeniu śledztw – ale i tak widać sporą poprawę. Zmieniła się dynamika pomiędzy bohaterami, więc tak naprawdę możemy poznawać ich całkiem od nowa. Jestem pełna optymizmu, a choć jest to optymizm z rezerwą, mam nieodparte wrażenie, że jakoś strasznie się nie zawiodę.
Można się zatem kłócić, czy jest to serial mniej, czy bardziej udany, ale z całą pewnością kryje w sobie niemały potencjał, który chyba dopiero teraz zaczyna na poważnie wykorzystywać. Poza tym dwa odcinki nie tknęły jeszcze zapowiedzi dotyczących 2. sezonu – zdrad, związków, nowych postaci – a już zaczyna z dość grubej rury. Z dwóch nowych odcinków jestem całkiem zadowolona i oglądam dalej.