"Dexter: New Blood" oferuje obiecujące nowe otwarcie — recenzja premierowego odcinka produkcji Showtime
Marta Wawrzyn
8 listopada 2021, 17:02
"Dexter: New Blood" (Fot. Seacia Pavao/Showtime)
Czy rzeczywiście potrzebowaliśmy powrotu "Dextera"? Na to pytanie uczciwie będziemy mogli odpowiedzieć za dziesięć tygodni. A na razie miło go widzieć z powrotem. Spoilery z 1. odcinka!
Czy rzeczywiście potrzebowaliśmy powrotu "Dextera"? Na to pytanie uczciwie będziemy mogli odpowiedzieć za dziesięć tygodni. A na razie miło go widzieć z powrotem. Spoilery z 1. odcinka!
"Dexter" to jeden z najbardziej kultowych, wyrazistych i charakterystycznych seriali poprzedniej ery w telewizji — tej, w której Netflix jeszcze niczego nie produkował, binge-watching dotyczył tylko staroci, a naszą wyobraźnią rządzili antybohaterowie. Kolejne produkcje wkręcały nas w kibicowanie różnym wersjom Tony'ego Soprano, Waltera White'a i Dona Drapera, a my to łykaliśmy i nie myśleliśmy o rozliczaniu kogokolwiek. "Dexter" robił to naprawdę świetnie, a odczucia widzów odnośnie głównego bohatera najlepiej wyrażało określenie "ulubiony seryjny morderca".
Powszechna miłość do bohatera, który w ostatnich sezonach kompletnie już nie przestrzegał swojego specyficznego kodeksu moralnego i doprowadził do śmierci własnej siostry, sprawiła, że szefowie Showtime nie mieli odwagi na końcu go zabić. To oczywiście są kwestie dyskusyjne, czy Dexter musiał zostać ukarany i czy koniecznie śmiercią — niemniej jednak finał okazał się mocno nietrafiony. Odcinek oglądało się jak zupełnie inny serial, a rozwiązanie ze śmiercią Debry i Dexem jako drwalem nie przypadło do gustu nawet miłośnikom najbardziej kontrowersyjnych finałów, do których często sama się zaliczam. Coś tutaj po prostu zgrzytało.
Po latach Showtime poprosił Clyde'a Phillipsa, showrunnera czterech pierwszych sezonów "Dextera", żeby wrócił i naprawił grzechy swoich następców. I tak oto powstał "Dexter: New Blood", którego pierwszy odcinek miał wczoraj premierę. Wielu dawnych fanów miało wątpliwości, czy ten powrót w ogóle powinien mieć miejsce. Czy pierwsza godzina wystarczy, żeby je rozwiać? No cóż — i tak, i nie.
Dexter: New Blood — solidny początek nowej serii
To, co uderza w premierze "Dexter: New Blood", napisanej przez Clyde'a Phillipsa i Adama Rappa oraz wyreżyserowanej przez Marcosa Siegę, to całkowita zmiana scenerii i klimatu. Michael C. Hall, biegnący w pierwszej scenie przez zaśnieżony las w rytm "Passenger" Iggy'ego Popa, błyskawicznie znów staje się Dexterem Morganem, wraca też charakterystyczny dla serialu czarny humor — a jednocześnie kadry w niczym nie przypominają tych, które pamiętamy z oryginału. Jest mroźnie, śnieżnie i świątecznie, co prędzej nasuwa skojarzenia z "Fargo", niż z osadzonym w słonecznym Miami oryginałem. To miła dla oka zmiana, wprowadzająca nieco świeżości i zgrabnie ograna choćby w nowej czołówce czy napisach końcowych.
Nowy "Dexter" rzeczywiście wygląda na nowego, pozostając przy tym starym dobrym (miejmy nadzieję) "Dexterem". Odcinek "Cold Snap" wypakowany jest easter eggami, począwszy od nawiązań do dawnej czołówki, kiedy główny bohater przyrządza sobie jedzenie, a skończywszy na słynnym "Tonight's the night", które najwyraźniej rozbrzmiewa w głowie Dexa po raz pierwszy od prawie dziesięciu lat. Powracają też pączki, Dex znów ma dziewczynę, na jaką nie zasługuje (w tej roli Julia Jones, "The Mandalorian"), jest nawiązanie do autora książek, od których wszystko się zaczęło (tyle że to Jeff Lindsay, a nie Jim, aka Jimbo). Nie sposób się nudzić.
Debra (Jennifer Carpenter) to niby nowy Harry, ale nie do końca — zmarła siostra służy Dexterowi za głos sumienia, powstrzymując go przed dalszym zabijaniem. Powraca także Harrison, którego w nastoletniej wersji gra Jack Alcott ("The Good Lord Bird"), i możemy się domyślać, że to rodzinne spotkanie po latach może zakończyć się różnie. Widać, że wszystko jest przemyślane i że najprawdopodobniej oglądamy już ostatni rozdział z życia naszego ulubionego antybohatera.
Dexter: New Blood — jest klimat, a czy jest historia?
Małomiasteczkowy klimat, sprawne operowanie czarnym humorem i nawiązaniami do oryginału, jak również sam punkt wyjścia do osobistej historii z Harrisonem w roli głównej, wystarczają, żebym chciała oglądać "Dexter: New Blood" dalej. Wydaje się, że nowa wersja może być bardziej kampowa niż oryginał, świadoma pewnych swoich wad i słabości — jeśli to wrażenie utrzyma się przez resztę sezonu, to będzie duży plus. Osobną kwestią jest sam scenariusz — czy historia, którą ma do opowiedzenia Clyde Phillips, aby na pewno usprawiedliwia ten powrót?
Tego już taka pewna nie jestem, zwłaszcza że akcja z powrotem Mrocznego Pasażera zaczyna się od średnio wiarygodnego pretekstu. Tak, Matt to wyjątkowo koszmarny bachor. Tak, Dexter jest w emocjach, bo Harrison wrócił i go rozpoznał. Tak, Matt bezmyślnie pozbawia życia, niewątpliwie symbolicznego, białego jelenia, a wcześniej dowiadujemy się, że jest odpowiedzialny za śmierć kilku osób. Niemniej jednak… Matt? Po dziesięciu latach abstynencji od mordowania? Naprawdę?
Nie do końca to kupuję, choć oczywiście nie mogę się doczekać, kiedy do gry wejdzie Clancy Brown ("Billions") w roli ojca Matta, najwyraźniej będącego niekoronowanym królem Iron Lake. Tata zapewne dobrze zna grzechy syna, pytanie brzmi, jak długo mu zajmie ustalenie, co się stało. Zważywszy, że Dexter faktycznie trochę stracił wprawę (patrz: ślady krwi na śniegu), to może być krótka piłka. Liczę, że serial będzie jeszcze w stanie mnie wciągnąć i zaskoczyć. Ale pewności nie mam.
Dexter: New Blood — czekając na godne zakończenie
To nie jest tak, że wszystkie sezony, które stworzył Clyde Phillips, były wybitne — trójka, z zabójczym prokuratorem Miguelem Prado, jest jedną z najsłabszych odsłon "Dextera". Ale chyba możemy uwierzyć, że wrócił, bo ma plan, jak tę historię ostatecznie zakończyć. Czy Harrison też okaże się mordercą, a Dex przejmie rolę Harry'ego? Czy serial zakończy się śmiercią głównego bohatera? I czy faktycznie powinien? Przed nami dziewięć godzin, które muszą odpowiedzieć na te pytania.
Pozostaje mieć nadzieję, że oryginalny showrunner będzie w stanie wrócić do źródeł, raz jeszcze zagłębiając się w to, kim naprawdę jest Dexter, jak w związku z tym powinien działać i jaka może być jego pokuta. Cztery lata psucia tej postaci niestety nie mogą zostać wymazane — Phillips niedawno sam to przyznał, mówiąc, że serial pogubił się na długo przez niesławnym finałem, w momencie kiedy "złamał przymierze z publicznością, że wszystko, co robi Dexter, musi być zgodne z kodem".
Ja ze swojej strony chciałabym rzucić pytanie, czy aby na pewno Dexter Morgan musi umrzeć. Czy to rzeczywiście jedyne, co pozostało — o ile nie jestem fanką znajdowania seryjnym mordercom fuch w oregońskich lasach, o tyle też, podobnie jak David Chase, twórca "Rodziny Soprano", niekoniecznie chcę oglądać ulubionego bohatera kończącego z twarzą w linguini. Gdzie w tym wszystkim jest złoty środek i zakończenie, w którym nic nie będzie zgrzytać ani pod względem emocjonalnym, ani fabularnym? W tym momencie, po tylu latach dobijania "Dextera", naprawdę już nie wiem. I będę oglądać "New Blood", trzymając kciuki, aby Clyde Phillips wybrnął z tego najlepiej, jak się da, biorąc pod uwagę niezbyt sprzyjające okoliczności.