Angela Black cierpi, a widz razem z nią – recenzja nowego serialu twórców "The Missing" z Joanne Froggatt
Kamila Czaja
26 października 2021, 18:03
"Angela Black" (Fot. ITV)
Serial twórców "The Missing" z uznanymi aktorami w głównych rolach. Był potencjał na dobry thriller małżeński, ale po połowie sezonu "Angela Black" wydaje się produkcją niepotrzebną.
Serial twórców "The Missing" z uznanymi aktorami w głównych rolach. Był potencjał na dobry thriller małżeński, ale po połowie sezonu "Angela Black" wydaje się produkcją niepotrzebną.
Oglądając nowy serial stacji ITV (u nas dostępny na HBO GO), myślałam o tym, że dawno nie widziałam naprawdę dobrego kryminału czy thrillera rodem z Wielkiej Brytanii. Jeszcze parę lat temu każda produkcja stamtąd wydawała się co najmniej dobra, jeśli nie świetna, i obok skandynawskich tytułów wyznaczająca standardy gatunku. A teraz coraz częściej zdarzają się rozczarowania. "Angela Black" to jedno z nich.
Rozczarowanie jest tym dotkliwsze, że serial napisali Harry i Jack Williamsowie (odpowiedzialni choćby za "The Missing"), obsadzając w głównych rolach świetnych skądinąd Joanne Froggatt ("Downton Abbey", "Kłamstwa") i Michiela Huismana ("Stewardesa", "Nawiedzony dom na wzgórzu", "Gra o tron"). Z takimi scenarzystami i aktorami opowieść o tytułowej Angeli (Froggatt) uwikłanej w przemocowe małżeństwo z Olivierem (Huisman) powinna trzymać w napięciu i oferować ciekawe spojrzenie na sytuację kobiety ukrywającej przed światem prawdę o tym, co dzieje się w czterech ścianach drogiego domu.
Angela Black nudzi wbrew obsadzie
Tymczasem serial ani nie wciąga, ani nie daje szczególnie do myślenia. O ile po samym otwarciu pilota można się jeszcze nastawiać na głębokie psychologiczne studium małżeńskiej przemocy (w przemyślany sposób ukrytej poza kadrem), o tyle z czasem dostajemy wciąż te same wytłumaczenia i rozmowy. Czy ta powtarzalność schematu kata i ofiary jest realistyczna? Zapewne, ale w ten sposób rozpisana w serialu, zamiast zachęcać do kibicowania Angeli, szybko nuży. A cudza krzywda nie powinna nużyć, więc coś poszło nie tak.
Sytuacja, przynajmniej teoretycznie, się zagęszcza, gdy Angela poznaje prywatnego detektywa, Eda (Samuel Adewunmi), który przekazuje jej przerażające informacje na temat Oliviera i jego zamiarów. I tak już znękana kobieta wpada w psychicznie wycieńczającą sieć podejrzeń, intryg i decyzji, w których stawką jest ludzkie życie. Wszystko to jednak gdzieś już widzieliśmy, a miotanie się Angeli wypada słabo z powodu słabo zarysowanych relacji między bohaterami i ze względu na powtarzalność podobnych scen. I żadna tajemnica z przeszłości bohaterki, co jakiś czas wspominana, nie może tego zmienić.
Froggatt robi, co może. Serial w dużej mierze spoczywa na jej barkach i trudno zarzucić aktorce, że gra źle. Przekonująco wypada zarówno w scenach z trudem tłumionych lęków i emocji, jak i w momentach załamania bohaterki. Ale nawet Froggatt nie jest w stanie sprawić, by widz zapomniał o monotonii scenariusza. Podobnie same gry światłem czy ciekawymi kadrami nie maskują tego, że pod całkiem ładną formą serial niewiele ma do powiedzenia, chociaż przynajmniej niektóre rozwiązania, jak skupianie uwagi kamery na Angeli, mniej więcej w połowie sezonu nabierają trochę pozaestetycznego sensu.
Angela Black – ani dobry thriller, ani dobry dramat
Ocena fabuły nieco inaczej wygląda bowiem po 3. odcinku. Nie chcąc zbyt wiele zdradzać, stwierdzam tylko, że przynajmniej mamy tu jakieś urozmaicenie. Od połowy sezonu "Angela Black" może iść dalej w dwóch kierunkach, z czego jeden – bardziej kryminalny niż psychologiczny – wydaje mi się bardziej prawdopodobny. Problem po pierwsze w tym, że gdyby nie recenzencki obowiązek, nie dobrnęłabym aż tak daleko. A po drugie – mimo że wreszcie, po prawie trzech godzinach, nastąpił jakiś zwrot akcji, rozwinięcie interesuje mnie bardziej w duchu: "Którą z dwóch oswojonych konwencji Williamsowie wybrali?" niż ze względu na jakąkolwiek troskę o los głównej bohaterki.
Może twórcy serialu jeszcze mnie zaskoczą, ale póki co nie tylko czerpią z gotowych wzorców, ale też nie bawią się w subtelności, dociskając maksymalnie. Jak ma być dramatycznie, to leci dramatyczna muzyka. Jak już musi być metafora, to taka najbardziej czytelna (wątek groźnego psa w schronisku, w którym pracuje Angela). Przez to serial popada chwilami w gatunkową autoparodię thrillera o prześladowcy i ofierze, a równocześnie – co stanowi w tym wszystkim główny zarzut wobec tej produkcji – jest po prostu przez większość trzech z zaplanowanych sześciu odcinków zwyczajnie nudny.
Czy warto oglądać serial Angela Black?
Skoro wątki thrillera nie działają, to mogłabym ewentualnie oglądać "Angelę Black" jako serial o tym, co uchodzi na sucho przystojnym i bogatym mężczyznom, z pozoru idealnym mężom i ojcom, gdy manipulują ofiarą, zmuszając ją do milczenia i udawania rodzinnej sielanki, a otoczenie nie dostrzega, że coś się dzieje. Ale akurat ten serial nie ma nic do zaoferowania w kwestii społecznych diagnoz, wykorzystując wątek przemocy jako napęd dla fabuły. Tylko z założenia sensacyjnej, w praktyce nużącej.
Jeśli ktoś szuka poruszającej i przy tym wciągającej historii z wątkiem przemocy domowej, niech zostanie przy 1. sezonie "Małych kłamstewek". A jeżeli ktoś szuka dobrego obrazu o gaslightingu, to lepiej wyjdzie na sięgnięciu po "Gasnący płomień" (w oryginale właśnie "Gaslight") z Ingrid Bergman z 1944 roku. "Angela Black" to serial w najlepszym razie przeciętny. A wśród licznych lepszych rzeczy do oglądania na przeciętność, nawet tę brytyjską, szkoda czasu.