"Sukcesja" w 3. sezonie jest cyniczna, błyskotliwa i przerażająca jak nigdy dotąd — recenzja serialu HBO
Marta Wawrzyn
18 października 2021, 08:11
"Sukcesja" (Fot. HBO)
3. sezon "Sukcesji" to prawdziwy powrót serialowego króla. Royowie jeszcze nigdy nie byli tak potworni i bezwstydni, a trzeba zauważyć, że poprzeczka już była zawieszona bardzo wysoko.
3. sezon "Sukcesji" to prawdziwy powrót serialowego króla. Royowie jeszcze nigdy nie byli tak potworni i bezwstydni, a trzeba zauważyć, że poprzeczka już była zawieszona bardzo wysoko.
Jeśli wydawało wam się, że "Squid Game" jest najbardziej przerażającą rzeczą, jaką zobaczycie tej jesieni, to znaczy, że zapomnieliście o "Sukcesji". Hit HBO powraca dziś z 3. sezonem, a my widzieliśmy przedpremierowo siedem odcinków z dziewięciu i możemy powiedzieć, że to rewelacyjny powrót. Serial o paskudnych bogaczach wspina się na wyżyny cynizmu, obnażając mechanizmy rządzące naszym światem i sprawnie miksując błyskotliwą satyrę z wciągającym dramatem.
Sukcesja sezon 3, czyli Kendall kontra Logan
Od znakomitego finału 2. sezonu — który koniecznie sobie przypomnijcie, żeby nic wam nie umknęło z dzisiejszej premiery — w naszym świecie upłynęły dwa lata. W świecie serialu minęło dosłownie pięć minut — nie ma żadnej pandemii, bo i nie ma prawa jej być, skoro na początku pierwszego z odcinków, "Secession", oglądamy, jak Kendall Roy (Jeremy Strong) wychodzi z konferencji prasowej, na której wsypał własnego ojca, Logana (Brian Cox). Znaczna część sezonu dzieje się w czasie niemal rzeczywistym, w dniach i tygodniach następujących bezpośrednio po wystąpieniu zbuntowanego Kena, które zaangażuje całą rodzinę w prawdziwą wojnę domową.
Syn Logana, długo dręczony przez jaskółczy niepokój w sercu, wreszcie przeszedł do czynów i jest z siebie niesamowicie dumny. Wydaje mu się, że już wygrał — powiedział prawdę, stoi po stronie dobra, wreszcie ma mocną kartę przetargową i jest w stanie zaoferować nowe otwarcie dla Rapestar Waystar Royco. We własnym mniemaniu jest idealistą, zbawcą i charyzmatycznym przywódcą, za którym trudno w tym momencie nie pójść. Spodziewa się, że za chwilę wszyscy opuszczą Logana, a tu niespodzianka już na dzień dobry — Karolina (Dagmara Domińczyk) wysiada z jego przytulnej limuzyny w pierwszej możliwej chwili, a Siobhan (Sarah Snook), Roman (Kieran Culkin), Tom (Matthew Macfadyen), Gerri (J. Smith-Cameron) i wszyscy, którzy mają znaczenie w tej grze, nie spieszą się z dokonywaniem wyboru.
Sukcesja w 3. serii pokazuje totalną wojnę Royów
"Sukcesja" w 3. sezonie wyraźnie dzieli swoich bohaterów na Team Logan i Team Kendall, wkręcając rodzinę Royów i wysoko postawionych pracowników Waystar Royco w długą, wyniszczającą rozgrywkę. W siedmiu odcinkach, które widziałam, non stop toczy się rodzinna wojna podjazdowa. Zmieniają się strategie, sojusze i pomysły, jak przetrwać, ale nie zmienia się jedno: wszystkie chwyty są dozwolone. Z odcinka na odcinek okrutna gra wchodzi na coraz wyższe, do tej pory niedostępne nawet dla bohaterów "Sukcesji", poziomy. Każdy gra na siebie, kalkulując, jak przetrwać kryzys i jak na tym kryzysie zyskać, a w okolicach 7. odcinka, z urodzinami Kendalla, staje się jasne, że wszyscy skończą przegrani w ten czy inny sposób.
Przy czym mówię mniej o pieniądzach, władzy czy wpływach, a bardziej o więziach międzyludzkich. "Sukcesja" to także, a często przede wszystkim, dramat rodzinny. I rodzina jest tym, co najbardziej cierpi na wojnie Royów z Royami. O ile do tej pory oglądałam ich wojenki bez większego zaangażowania emocjonalnego — trochę jak dokument o lwach pożerających antylopy albo wspomniane wyżej "Squid Game" — to jest pierwszy sezon, kiedy rzeczywiście współczuję bohaterom. I to nie tylko niektórym — niemal wszystkim, włącznie z widocznie starzejącym się Loganem.
Brian Cox jest w tym sezonie naprawdę wielki. Logan szybko ukrywa tę odrobinę dumy, jaką czuł oglądając konferencję Kendalla, i przechodzi w tryb pie***onej bestii, dokładnie tak jak zapowiadał w zwiastunie. Ale widowiskowe wybuchy wściekłości to tylko jedna strona medalu. Nestor rodu wciąż jest kilka ruchów do przodu w porównaniu ze wszystkimi — ale też coraz bardziej niedomaga fizycznie, co budzi zrozumiałą konfuzję w rodzinie przyzwyczajonej do skakania tak, jak ojciec sobie zażyczy. Większość z nich przypomina w tym sezonie ofiary syndromu sztokholmskiego, tresowane przez lata, by działać z pełnym okrucieństwem.
Kendall, Siobhan, Roman i Connor (Alan Ruck) walczą ze sobą w tak bezwzględny sposób, że na pierwszy plan wysuwa się pytanie o to, jak bardzo ich zniszczyło wychowanie w takiej rodzinie, z Loganem jako ojcem. Jak nienormalne musieli mieć dzieciństwo. Ich relacje jeszcze nigdy nie były tak pokręcone, a sposoby, w jakie zabiegają o względy tatusia — tak niepokojące. "Sukcesja" to bez mała genialna opowieść o dysfunkcyjnej rodzinie, której częścią nikt z nas nie chciałby być. I która wbija sobie nawzajem noże w plecy z taką finezją, że trudno oderwać się od ekranu.
Sukcesja to satyra na tych, którzy rządzą światem
Jak zaznaczano przed premierą, w serialu nie ma pandemii COVID-19 — i nie chodzi tylko o to, że nie miałaby znaczenia, bo takich ludzi jak Royowie tego typu problemy nie dotyczą. Widać, że twórca "Sukcesji" Jesse Armstrong dokładnie rozplanował całą rozgrywkę i pandemia po prostu nie może być jej częścią. Serialowe wydarzenia dzieją się w rzeczywistości nie tyle naszej, co bliźniaczo podobnej do naszej. ATN to tutejszy FOX News, serial ma wymyślonego prezydenta USA — sprzyjającego Royom konserwatystę, ale bardziej w stylu George'a W. Busha niż Donalda Trumpa — i jest bardziej satyrą na nasz świat niż jego dokładnym odbiciem. Dlatego właśnie, tak jak wcześniej chociażby "Veep", bardzo zresztą bliski "Sukcesji", jeśli chodzi o ton i komediowy cynizm, jest w stanie opowiadać historie tak przerażająco aktualne.
"Sukcesja" daje nam wgląd za kulisy świata niedostępnego dla zwykłego śmiertelnika. Oglądając serial, rozpoznajemy i pewne figury publiczne, i pewne mechanizmy. Mamy okazję dokładniej przyjrzeć się mitycznemu jednemu procentowi najbogatszych, tej bezczelności i oderwaniu od rzeczywistości, jakie im towarzyszą na co dzień. 3. sezon "Sukcesji" jest dosłownie wypakowany takimi smaczkami, począwszy od "drobiazgów", jak Logan i Ken lecący dwoma różnymi helikopterami na to samo spotkanie, a skończywszy na naprawdę grubych sprawach, jak wybieranie następnego prezydenta USA w hotelowym pokoju.
Jeśli kibicowaliście Kendallowi w jego krucjacie przeciwko ojcu, możecie zechcieć to przemyśleć. Najprzyzwoitszy z Royów bynajmniej nie jest święty, nie jest idealistą i nie ma większego pojęcia o prawdziwym świecie niż reszta koszmarnej rodzinki. To człowiek wychowany na szczycie korporacyjnej hierarchii, bardziej zaaferowany własnym wizerunkiem w social mediach i wykrzykiwaniem do kamer — naprawdę kuriozalnych w ustach bogatego faceta, który miał w życiu wszystko podane na srebrnej tacy — haseł typu "Precz z patriarchatem!", niż wprowadzaniem faktycznych zmian. Wiele jego zachowań budzi wątpliwości etyczne, czy wręcz niesmak, a przy tym powtarzane przez jego rodzinę pytanie, czy aby na pewno wszystko z nim w porządku, nie wydaje się tak do końca nieuzasadnione. Ken przez jakiś czas po konferencji działa jak w transie, a kiedy już zaczyna się z niego budzić… no cóż.
Sukcesja — 3. sezon jak powrót serialowego króla
Jedno jest pewne: im gorzej mają się Royowie, a w tym sezonie nikt z nich nie ma się dobrze, tym wyśmienitszą rozrywką jest "Sukcesja". 3. sezon wypada najlepiej ze wszystkich, jeśli chodzi o zawartość stricte dramatyczną. Wyniszczająca, ciągnąca się walka korporacyjna sprawia, że wszystkim zaczynają puszczać nerwy, napięcia wybuchają ze zwielokrotnioną siłą i trudno jest przewidzieć, kto zdobędzie się na jakie okrucieństwo wobec swoich bliskich, byle tylko ratować własną skórę.
Jednocześnie produkcja HBO pozostaje niesamowicie błyskotliwą komedią. Barwne obelgi są mocniejsze i lepiej napisane niż kiedykolwiek, komediowe duety — jak Tom i Greg (Nicholas Braun) — przechodzą samych siebie, a satyra społeczno-polityczna zachwyca celnością. Jeden z późniejszych odcinków, "Retired Janitors of Idaho", to totalna farsa z tysiącem zwrotów akcji. Często jednak śmiech zamiera w gardle, bo "Sukcesja" potrafi być szalenie przygnębiająca i jako portret relacji rodzinnych, i jako czarne lustro naszego świata, rządzonego przez różne wersje takich Royów.
Nawet gdybym chciała zdradzić wam jakieś spoilery, wyliczenie wszystkich pysznych drobiazgów, które zawiera 3. sezon "Sukcesji", byłoby tutaj chyba niemożliwe. Nowe odcinki są wypakowane atrakcjami; jest coś miłego dla fanów poplątanej relacji Romana i Gerri, są wyraziste występy gościnne (pojawiają się m.in. Alexander Skarsgård, Adrien Brody, Hope Davis i Sanaa Lathan — wszyscy w małych, ale wartych uwagi rolach), nie brakuje ostrych tekstów, emocji, a nawet szczerych łez.
Produkcja wygląda też równie świetnie co zwykle, choć 3. sezon powstawał w czasach COVID-owych restrykcji. Royowie spędzają więcej czasu niż wcześniej w swojej bańce, w szklanych biurowcach, ale ma to fabularny sens — po tym, co zafundował im Kendall, zamknięcie się w biurze i knucie przez 24 godziny na dobę wydaje się zupełnie naturalne. Krótko mówiąc, najlepszy serial ostatnich lat wrócił w znakomitej formie, każdym kolejnym odcinkiem potwierdzając swoją wielkość. Oglądajcie koniecznie, bo w erze netfliksowej papki takie klejnoty to rzadkość.