"Your Honor" przygniata ładunkiem emocjonalnym – recenzja serialu Showtime z Bryanem Cranstonem
Natalia Grabka
13 października 2021, 17:13
"Your Honor" (Fot. Showtime)
"Your Honor" to kolejny serial Petera Moffata, który wprowadza nas w prawniczy świat, gdzie nie ma jasnych podziałów na prawo i bezprawie, stróżów i winowajców, sędziów i oskarżonych.
"Your Honor" to kolejny serial Petera Moffata, który wprowadza nas w prawniczy świat, gdzie nie ma jasnych podziałów na prawo i bezprawie, stróżów i winowajców, sędziów i oskarżonych.
Canal+ rozpoczyna dziś emisję serialu "Your Honor". Amerykański odpowiednik izraelskiego "Sędziego" z 2017 roku sięga do historii kina, łącząc w sobie dramat, klasyczne filmy szpiegowskie, kino gangsterskie i neo noir, a także sprawnie wykorzystując narzędzia thrillera i znajdując miejsce na melodramatyczne łzy. Wszystko to sprawia, że ładunek emocjonalny tego serialu momentami może być trudny do udźwignięcia, ale niech was to nie zniechęca, bo warto wytrwać do końca.
Your Honor, czyli wielki popis Bryana Cranstona
W 10 godzinnych odcinkach scenarzysta i producent Peter Moffat ("Długa noc", "W skrytości") opowiada historię Michaela Desiato (Bryan Cranston, "Breaking Bad"), tytułowego sędziego, który mieszka ze swoim siedemnastoletnim synem, Adamem na przedmieściach Nowego Orleanu i próbuje uporać się z żałobą po stracie żony. Motyw śmierci wyraźnie ciąży na bohaterze od samego początku – widok kamiennego nagrobka żony, który bohater odwiedza podczas codziennego joggingu, miasto pamiętające huragan Katrina, sprawy morderstw rozwiązywane na sali sądowej, a teraz jeszcze Adam (Hunter Doohan), który jadąc na grób matki, w dzień rocznicy jej śmierci, w wyniku ataku astmy przyczynia się do śmierci swojego rówieśnika, Rocco.
Jakby tego było mało, Adam ostatecznie ucieka z miejsca wypadku, zostawiając po drodze ciąg dowodów, a nieżyjący Rocco okazuje się synem lokalnego bossa mafijnego, Jimmy'ego Baxtera (Michael Stuhlbarg, "Fargo"), który zresztą wyglądem do bólu przypomina tytułowego "Małego Cezara" z klasycznego filmu Mervyna LeRoya.
I choć Adam — ten młody, wyjątkowo wrażliwy chłopak — w świetle prawa stał się sprawcą zbrodni, a jego ojciec, szanowany sędzia i uczciwy obrońca uciśnionych, powinien na sali sądowej zamienić się miejscem z oskarżonym, nie raz pewnie będziecie łapać się na tym, jak gorliwie kibicujecie tej dwójce.
Z jednej strony to zasługa castingu, a w szczególności Bryana Cranstona, który doskonale oddaje wielowymiarowość Michaela Desiato – prawość, bystrość, opanowanie, ale i panikę, zagubienie oraz desperację. Z drugiej strony naszą więź z bohaterem wzmacnia fakt, że na początku tylko my zostajemy wtajemniczeni w prawdę o śmierci Rocco Baxtera i podobnie jak Adam oraz Michael, toczymy walkę między własnym sercem a rozumem, których wyroki w tej sprawie są zupełnie różne.
Your Honor to historia pełna dylematów etycznych
Jak daleko może posunąć się ojciec, by ochronić swojego ukochanego syna? Czy na wadze sprawiedliwości ratujący syna ojciec-sędzia i ojciec-boss mafii ważą tyle samo? To tylko jeden wypadek czy aż jeden wypadek? Czy życie syna jest warte więcej niż życie kilku nieznanych osób? Przed tymi i wieloma innymi dylematami etycznymi stawiają nas twórcy serialu. I to właśnie ta filozoficzna refleksja jest największą wartością płynącą z seansu "Your Honor". Bo prócz wątku głównego, bezpośrednio dotyczącego tej dwójki bohaterów, dochodzą jeszcze wątki poboczne, które tylko dolewają oliwy do ognia.
Z pozoru może wydawać się, że to kolejna opowieść o uwikłaniu sędziów, przedstawicieli władz, gangów biało- i czarnoskórych, policji i straży więziennej, ale ja opisałabym ją raczej jako historię o tym, jak mężczyzna o wielkim sercu i niezależnym umyśle, potrafiący przeciwstawiać się systemowi i z góry ustalonym podziałom, w końcu – z tej miłości staje się częścią tego destrukcyjnego świata, który na dodatek depcze mu po piętach. I to właśnie potęguje nastrój przygnębienia, bo Michael Desiato wydaje się jednym z nas.
Your Honor — czy warto obejrzeć serial?
Nie pomaga również to, że twórcy ani na chwilę nie rozrzedzają gęstej atmosfery. Kibicowanie głównym bohaterom odbywa się niemalże na bezdechu i z obgryzionymi skórkami, bo budowanie suspensu Peter Moffat i inni współtwórcy opanowali do mistrzostwa. Może aż za bardzo, ponieważ trudno obejrzeć serial odcinek po odcinku, w jeden dzień. Towarzyszący bohaterom pulsujący dźwięk muzyki, nieodstępujące ich (a więc i nas) na krok uczucie niepokoju, dość statyczna praca kamery i powolne, wydłużające się ujęcia. Jeżeli dodać do tego ciemne pomieszczenia (w szczególności dom bohaterów), noirowe żaluzje czy kraty więziennej celi, wrażenie bycia w kryjówce, ale i pułapce jest jeszcze większe. Dlatego kiedy bohater uprawia jogging i biegnie przez miasto, to jeden z nielicznych momentów, kiedy i my możemy wreszcie poczuć ulgę i wytchnienie.
Nie zdradzę wam oczywiście jak kończy się historia Adama i Michaela oraz jakie niesie ze sobą przesłanie, bo odebrałabym wam całą radość (jeśli w ogóle w kontekście "Your Honor" można mówić o radości) z seansu, dlatego jeżeli jesteście ciekawi finału, tego, co nowego zaserwowali nam Peter Moffat i spółka albo po prostu macie mocne nerwy, szukacie wrażeń i dreszczyku emocji, polecam do obejrzenia, ale może lepiej między dwoma lżejszymi serialami. Ostatni odcinek reżyserował sam Bryan Cranston.