"Political Animals" (1×01): Co by było, gdyby Hillary rozwiodła się z Billem
Paulina Kozłowska
18 lipca 2012, 20:12
Obyczajowo-polityczny, nie do końca politycznie poprawny serial już od pierwszych minut pokazuje, że polityka nie jest nudna. To produkcja przeznaczona dla fanów polityki, którzy nie kupili oderwanego od rzeczywistości "Skandalu" ani zbyt profesorskiego i udowadniającego swoją moralną wyższość "Newsroomu".
Obyczajowo-polityczny, nie do końca politycznie poprawny serial już od pierwszych minut pokazuje, że polityka nie jest nudna. To produkcja przeznaczona dla fanów polityki, którzy nie kupili oderwanego od rzeczywistości "Skandalu" ani zbyt profesorskiego i udowadniającego swoją moralną wyższość "Newsroomu".
Ze "Skandalem" wspólne są emocje, momentami przerysowane aktorstwo, tajemnice i skomplikowane układy, z "Newsroomem" poważne podejście do polityki. Ale "Political Animals" to bardziej polityczna satyra podlana obyczajowym sosem niż poważny serial polityczny. Czy ten serial ma szansę dorównać "Prezydenckiemu pokerowi"? Chyba nie, co nie znaczy, że nie jest to serial wart obejrzenia.
Gubernator Elaine Barrish Hammond właśnie została pokonana w prawyborach prezydenckich Partii Demokratycznej i razem z mężem Budem Hammondem, byłym 41. prezydentem USA, żegna się ze swoimi zwolennikami. Nie ma wątpliwości, Elaine to Hillary, a Bud to Bill Clinton. Tyle tylko że w 8. minucie pada: "I want a divorce". Twórcy serialu jednak nie ukrywają swoich inspiracji, Elaine dwa lata później jest sekretarzem stanu, czyli ministrem spraw zagranicznych. Tak samo jak Hillary Rodham Clinton.
Ciaran Hinds w roli Buda, eksmęża i eksprezydenta, naśladuje swój pierwowzór, Billa Clintona, ale jest to postać skrzyżowana z Alem Gore'em, i trudno uwierzyć, że taki polityk może wywoływać entuzjazm i inne pozytywne emocje. Postać grana przez Sigourney Weaver, choć odziana w typowe dla Hillary Clinton spodniumy i kostiumy ze spodniami, jest od niej bardziej złośliwa i bardziej wojownicza. Ale równie niepokonana i skuteczna jako sekretarz stanu.
Co znajdziemy w "Political Animals"? Po pierwsze, skomplikowany układ rodzinny, w tym cudownie złośliwą matkę byłej Pierwszej Damy, dwóch synów byłej Pierwszej Pary – jeden z nich właśnie się zaręczył, drugi jest gejem mającym problemy z uzależnieniem, na dodatek został zmuszony do coming out za czasów mieszkania w Białym Domu. Pomiędzy Elaine i Budem może nie ma już pasji, być może Bud woli młodsze, poprawione ręką i nożem chirurga, aktoreczki serialowe, ale jest mimo wszystko szacunek, jakkolwiek pokręcony, przywiązanie i prawdziwa wiara w możliwości partnera. Są rozwiedzeni, nie szczędzą sobie gorzkich słów, ale wciąż ich coś łączy.
Po drugie, jak się robi politykę. W roli prezydenta USA Paula Garcetta zobaczymy znanego z "Herosów" Adriana Pasdara – po raz kolejny ten aktor gra polityka, i mam wrażenie, że po raz kolejny będzie to postać niejednoznaczna. Po trzecie, jak wygląda praca w mediach. Na razie nie mam przekonania, że ten obraz będzie bliski rzeczywistości, ale może się mylę.
Po pierwszym odcinku trudno określić, w którą stronę pójdą twórcy i scenarzyści serialu. Czy robią polityczną telenowelę koncentrując się na emocjonalnych przeprawach pomiędzy bohaterami, czy też postanowili uchylić drzwi do kulis wielkiej polityki. Wiem natomiast, że już nie mogę doczekać się kolejnego odcinka. Ale ja jestem fanką Hillary Clinton i wygląda na to, że twórcy "Political Animals" także.