"Breaking Bad" (5×01): Początek końca
Marta Wawrzyn
16 lipca 2012, 22:28
Zwycięstwo to jedno, wolność to drugie. Bohaterowie "Breaking Bad" jak zwykle nie mają nic do stracenia i w szalonym tempie podejmują szalone decyzje, których mogą nie zdążyć pożałować. Jeden z najlepszych seriali w historii telewizji powrócił i trzyma wysoki poziom. Uwaga, spoilery!
Zwycięstwo to jedno, wolność to drugie. Bohaterowie "Breaking Bad" jak zwykle nie mają nic do stracenia i w szalonym tempie podejmują szalone decyzje, których mogą nie zdążyć pożałować. Jeden z najlepszych seriali w historii telewizji powrócił i trzyma wysoki poziom. Uwaga, spoilery!
Pan Lambert jest zarośniętym, brodatym facetem, który przybył z dalekiego New Hampshire, stanu szczycącego się wspaniałym mottem "Live Free or Die". Właśnie skończył 52 lata, w związku z czym ma prawo do darmowego śniadania w Denny's, gdzie przyjechał w interesach. Ale jego nie interesuje niepłacenie za posiłek, on ma ważniejsze zmartwienie. W knajpianej toalecie za grubą kopertę dostaje kluczyki do nowego, jeszcze jednego życia. Łyka tabletkę, odnajduje nabyte właśnie auto i tyle go widzimy. Czołówka.
Trochę czasu upłynęło od początku serialu. Pan Lambert nazywał się wtedy Walter White, miał 50 lat i był ciamajdowatym nauczycielem chemii, który odkrył, że ma raka. Niestety, na razie nie poznamy pana Lamberta – wygląda na to, że Vince Gilligan zastosował ten sam zabieg co w 2. serii, która zaczęła się tajemniczymi zdjęciami z, jak się potem okazało, katastrofy samolotu. Tak jak wtedy, nie mamy kompletnie pojęcia, na co patrzymy ani po co właściwie panu Lambertowi CKM (i czemu nie dokupił do niego czołgu).
Wiemy za to, co oznacza sprzątanie po bombie. Rozumiemy, co dzieje się z Waltem, który bez rodziny nie czuje się kompletny i naprawdę go cieszy ich powrót. Lecz rozumiemy też sytuację Skyler, która po części przeżyła ulgę, ale głównie jest przerażona. W końcu jasno widzi, kim jest mężczyzna, z którym przeżyła tyle lat. Nie jest troskliwą głową rodziny, za jaką chciałby się uważać, jest po prostu gangsterem. I człowiekiem skoncentrowanym na sobie. Walt ma jednak chwilowo ważniejszy problem, niż to, co myśli i w jakim stanie znajduje się Skyler.
Gus nie żyje, to jednak nie znaczy, że nie może mówić. Trzeba znaleźć i zniszczyć jego laptopa, w którym dokumentował wszystko. I tak zaczyna się charakterystyczna dla "Breaking Bad" jazda bez trzymanki. Najpierw dostajemy fantastyczną scenę spotkania z Mike'iem na odludziu. Uwielbiam w niej absolutnie wszystko: dynamikę, szalone emocje i mistrzowskie zdjęcia. A to dopiero początek rewelacyjnej sekwencji, zakończonej dopadnięciem pożądanego laptopa.
Świetny czarny humor, wariacki pokaz, jak działa elektromagnes, Jesse i jego "Yeah, bitch! Magnets!. Po prostu cymesik. A zaraz potem zmiana nastroju: panowie uciekają z miejsca zdarzenia, Mike trochę się denerwuje, że nie wszystko poszło z planem. Walter uspokaja go na swój sposób, czyli podkreśla, że to on jest tu panem i władcą. Że jeśli coś mówi, to ma rację i nikt nie będzie z tym dyskutował, nawet dawny zbir Gusa. Zwróciliście uwagę na spojrzenie, jakie wymienili w aucie Jesse i Mike po tej demonstracji siły? All hail the king!
Żebyśmy nie mieli wątpliwości co do tego, jak zmienił się Walter, mamy jeszcze dwa podobne pokazy: najpierw główny bohater wspaniałomyślnie wybacza głupotę swojej żonie i przytula ją, niczym sycylijski mafiozo, następnie pokazuje Saulowi, kto tu rządzi. Pan White nie jest już niezręcznie zachowującym się nauczycielem, jest silnym facetem, który potwierdził swoją wartość we własnych oczach, a teraz zmusza innych, by ją potwierdzili. Dopiero wtedy, kiedy wszyscy złożą mu pokłon, jego ego będzie zaspokojone.
Nie ma wątpliwości, że narodził się król. Który jednak nie będzie długo panował, w końcu zostało tylko 15 odcinków. Powoli możemy już zacząć spekulować, jak to wszystko się skończy. Ja obstawiam, że Walt zostanie na chwilę panem i władcą, ale niedługo potem na jego trop wpadnie wytresowany w odnajdywaniu panów i władców Hank. I albo go dopadnie, albo nawet nie zdąży go dopaść, w końcu Walter wciąż jest chory, w 52. urodziny wciąż łyka swoje tabletki.
Ciekawa jestem, czy jakąś rolę odegra zmartwychwstały Ted, na razie wyraźnie wystraszony na sam widok Skyler (ta zaś cudownie w ciągu parunastu sekund przechodzi przemianę od współczującej byłej kochanki do chłodnej szefowej). A jeśli Waltera nie pogrzebie Ted, to może bank na Kajmanach, o którym przypadkiem dowiadują się policjanci? Pytanie też, co zrobi Skyler, która przecież wie wszystko i w końcu zaczyna ją to naprawdę przerażać.
Na razie jednak Walt może cieszyć się i zwycięstwem, i pożądaną wolnością. Wygrał ze wszystkimi, nie ma konkurencji, może objąć tron. Czas rozpocząć kolejne fantastyczne lato z "Breaking Bad". Szkoda tylko, że takie krótkie.