"Co robimy w ukryciu", czyli wyzwania i rozterki wampirów – recenzja pierwszych odcinków 3. sezonu
Mateusz Piesowicz
4 września 2021, 16:04
"Co robimy w ukryciu" (Fot. FX)
Czy w życiu wampira chodzi tylko zabijanie i żądzę krwi? Nie wiemy, czy "Co robimy w ukryciu" odpowie na to pytanie, ale wcale nie musi. I tak znów bawimy się przy nim świetnie. Spoilery!
Czy w życiu wampira chodzi tylko zabijanie i żądzę krwi? Nie wiemy, czy "Co robimy w ukryciu" odpowie na to pytanie, ale wcale nie musi. I tak znów bawimy się przy nim świetnie. Spoilery!
Bycie wampirem w dzisiejszych czasach? Ciężki kawałek chleba. Zwłaszcza wtedy, gdy wasz sługa jest potomkiem Van Helsinga, który dopiero co ratując wam życie, wyeliminował prawie 70% najpotężniejszych krwiopijców ze stanów Nowy Jork, New Jersey i Connecticut. Trzeba przyznać, że dla czwórki bohaterów "Co robimy w ukryciu" to całkiem spory zgryz, ale o dziwo, tym razem los się do nich uśmiechnął. Chyba.
Co robimy w ukryciu – 3. sezon wampirzej komedii
Oczywiście to nie tak, że wcześniej Nandor (Kayvan Novak), Nadja (Natasia Demetriou), Laszlo (Matt Berry) i Colin Robinson (Mark Proksch) powinni szczególnie na swoje szczęście narzekać. Wręcz przeciwnie, bo biorąc pod uwagę, z jaką zgrają sympatycznych idiotów mamy do czynienia, fakt że ciągle żyją, należy uznać za spore osiągnięcie. No i rzecz jasna zasługę Guillerma (Harvey Guillén), który własnoręcznie pousuwał całe mnóstwo przeszkód stojących na drodze swoich… przyjaciół? Panów? Pracodawców? Współlokatorów?
Jak zwał, tak zwał, ważne że całą piątkę możemy znów oglądać na naszych ekranach, a po dwóch premierowych odcinkach 3. sezonu nawet stwierdzić, że wrócili w jeszcze lepszej formie niż dotychczas. Spotykamy ich ponownie dokładnie miesiąc po finałowych wydarzeniach poprzedniej odsłony serialu, w wyjątkowo kłopotliwym położeniu. Okazało się bowiem, że wymordowanie teatru pełnego wampirów, w końcu zwróciło uwagę krwiopijców, że ich sługa ma większe umiejętności, niż przypuszczali. Reakcja? Trochę konfuzja, ale głównie jednak przerażenie, co dla biednego Guillerma skończyło się zamknięciem w klatce z wiadrem i stosem surowych kurczaków. W sam raz pod maraton "Gilmore Girls".
Ale że "Co robimy w ukryciu" przyzwyczaiło nas już i do tego, że Guillermo Greenberg de la Cruz jest bardziej zaradny, niż na pierwszy rzut oka wygląda, i że nawet teoretycznie poważne sprawy szybko obraca się tu w absurdalny żart, to wiadomo było, że do zastanego stanu rzeczy nie ma sensu się przywiązywać. I rzeczywiście, nie trzeba było długo czekać, żeby problem znalazł rozwiązanie, a nasza uwaga rozproszyła się na kilka kierunków.
W Co robimy w ukryciu znów absurd goni absurd
W efekcie tylko w pierwszych dwóch odcinkach dostaliśmy choćby wampirzy sąd i średnio skuteczną hipnozę, a potem odwiedziliśmy siłownię, by zaliczyć serię fatalnych prób poderwania współczesnej dziewczyny. Było też sporo jakże interesujących wycinków z najstarszej na świecie kolekcji pornografii oraz penis prapraprapradziadka Guillerma. W sumie nic szczególnie zaskakującego jak na ten serial.
A jednak, pomimo pozornego zmierzania donikąd i ciągłego obracania się wśród równie znakomitych, co specyficznych gagów, trudno było nie zauważyć, że "Co robimy w ukryciu" powoli, ale jednak idzie do przodu. Samo zaakceptowanie nowej roli Guillerma przez wampiry (co objawiało się dodaniem do typowej wobec niego pogardy odrobiny lęku i wyglądało absolutnie cudownie), oznacza milowy krok względem poprzedniego sezonu, a przecież do tego mamy jeszcze wątek Wampirzej Rady i rozterki poszczególnych bohaterów – dzieje się!
Zacznijmy może od tego pierwszego, w końcu nie co dzień nasi bohaterowie zostają docenieni przez samego Viago (Taika Waititi w VHS-owej odsłonie) i mianowani przywódcami Wampirzej Rady Wschodniego Wybrzeża Nowego Świata. Chociaż docenienie to chyba złe określenie w tym przypadku. Bardziej pasowałoby coś w rodzaju powiedzenia, że głupi ma zawsze szczęście. Ale dla nas to oczywiście lepiej, nie tylko dlatego, że dostaniemy dzięki temu więcej występów Kristen Schaal w roli Przewodniczki.
Co robimy w ukryciu, czyli wampirze rozterki
Co dokładnie wyniknie z nowego zadania naszych bohaterów i jaka będzie w tym rola póki co sprawiającego tylko groźne wrażenie, pozostającego w zamknięciu najstarszego wampira na świecie, to dopiero przed nami. No, wiemy tyle, że Nadja podchodzi do sprawy poważnie, więc żadne wampirze emancypacje nie wchodzą w rachubę. Ale nie to było na początku nowego sezonu "Co robimy w ukryciu" najlepsze.
Ten tytuł przypada bowiem zdecydowanie wspomnianym już na wstępie filozoficznym rozterkom, które dopadły Nandora. Zwany Bezwzględnym i swego czasu pewnie w istocie przerażający bohater, którego my znamy jednak od nieco innej strony, tutaj zaczął ją sobie wreszcie uświadamiać, co przełożyło się na całą serię uroczych pomysłów. Od rozterek nad losem Guillerma, przez wizyty (nie zawsze we własnej osobie) w Massive Fitness w celu uwiedzenia niejakiej Meg (Lauren Collins), aż po stopniowe uzmysławianie sobie, że może jednak zasiadanie na tronie i "robienie dwójki" to niekoniecznie spełnienie jego marzeń.
Trudno nie docenić fantastycznej aktorskiej roboty, jaką wykonał przy tym Kayvan Novak, ale jeszcze bardziej zaimponował mi sposób, w jaki twórcy zgrabnie przemienili dotąd absolutnie karykaturalną postać w obdarzonego autentycznymi emocjami i wątpliwościami "mięczaka". Nie wiem, dokąd to zmierza, ani jaką rolę odegra w emocjonalnym dojrzewaniu kilkusetletniego wampira jego zupełnie niedoceniany przyjaciel Guillermo, ale zdecydowanie urasta to do miana mojego ulubionego wątku na ten sezon.
A na nim wciąż nie koniec, bo zostając w temacie życiowych rozterek, to mamy w 3. odsłonie serialu piękny jubileusz. Sto lat kończy wszak Colin Robinson, co również i jego skłoniło do pewnego rodzaju rozmyślań – w tym wypadku nad swoim pochodzeniem. Znając tę postać, akurat tutaj osobowościowych rewelacji bym się nie spodziewał, ale kto wie? Już samo spotkanie innego wampira energetycznego wydawało się odsłaniać nieco bardziej refleksyjną twarz naszego nudziarza, więc może i w tym wypadku nie skończy się tylko na żartach.
Ale nawet jeśli ostatecznie tak miałoby być, nie powinniśmy mieć żadnego powodu do narzekań. "Co robimy w ukryciu" nadal pozostaje bowiem komedią świeżą i pełną nieoczywistych pomysłów, dorzucając do nich jeszcze szczyptę emocji nie tylko w wątku dotyczącym Guillerma. Targany wątpliwościami Nandor, szukający korzeni Colin Robinson, a nawet żądna władzy Nadja i mający wszystko w poważaniu Laszlo – każdy wydaje się na początku 3. sezonu "jakiś", co w serialu o tak bzdurnym założeniu bynajmniej łatwe nie jest. Naprawdę nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, co z tego wyniknie.