"Chrzanić Kevina" demaskuje sitcom i buduje dramat – recenzja mrocznej komedii z Annie Murphy
Kamila Czaja
29 sierpnia 2021, 14:03
"Chrzanić Kevina" (Fot. AMC)
"Chrzanić Kevina" to rewelacyjny pomysł na rozbrajanie konwencji oraz pokazanie kryzysu kobiety, która pragnie lepszego życia. I choć serial nie jest równy, warto mu to wybaczyć.
"Chrzanić Kevina" to rewelacyjny pomysł na rozbrajanie konwencji oraz pokazanie kryzysu kobiety, która pragnie lepszego życia. I choć serial nie jest równy, warto mu to wybaczyć.
Niby pomysł to jeszcze nie wszystko, ale w przypadku "Chrzanić Kevina" (tak brzmi nadmiernie złagodzony polski tytuł serialu "Kevin Can F**k Himself") to naprawdę wiele. Produkcja AMC, u nas dostępna z dwumiesięcznym opóźnieniem, za to od razu z całym sezonem, na Prime Video, przyciąga przede wszystkim wyjątkowym konceptem. I głównie nim przed ekranem przytrzymuje, zwłaszcza widzów, którzy lubią eksperymenty.
I nawet jeśli nie wszystko się tu udaje, to po całym ośmioodcinkowym 1. sezonie serialu stworzonego przez Valerie Armstrong ("Lodge 49") mogę wybaczyć pewne braki, doceniając, że "Chrzanić Kevina" to coś innego, świeżego i nastawionego na gry formą nie dla czystej zabawy. Bowiem fakt, że główną bohaterką serialu jest "sitcomowa żona", Allison (Annie Murphy, "Schitt's Creek"), nie służy tylko pokazaniu schematów, jakimi rządzą się seriale w rodzaju "Kevin Can Wait", "Diabli nadali" (oba z Kevinem, tyle że Jamesem) czy "Wszyscy kochają Raymonda".
Chrzanić Kevina to serial, który niszczy sitcomy
O ile zaczynamy w sitcomie, w którym króluje Kevin (Eric Petersen), idiotyczne pomysły egocentrycznego i niedojrzałego bohatera przyjmują i realizują z nim ojciec (Brian Howe, "Wicedyrektorzy"), sąsiad Neil ("Alex Bonifer") i jego siostra Patty (Mary Hollis Inboden, "The Real O'Neals"), a w tle krąży pomiatana przez wszystkich Allison, o tyle szybko przekonujemy się, że gdy stereotypowa żona z komedii wychodzi z pokoju, żyje w zupełnie innym świecie. Nie tylko w tym sensie, że okazuje się zupełnie niekomediowo sfrustrowana i gotowa na wszystko. Gdy Kevin znika z horyzontu, scenografia i sposób kręcenia zmieniają się z sitcomu kręconego kilkoma kamerami w kręcony jedną kamerą ponury dramat.
Gwałtowne przeskoki od wyświechtanych żartów rzucanych w kolorowym, tak znajomym z telewizji otoczeniu do niby tych samych, ale nagle mrocznych, zaniedbanych miejsc to fantastyczny sposób na pokazanie przepaści między udawaniem, że wszystko z życiem i małżeństwem Allison i Kevina jest w porządku, a realną sytuacją kobiety doprowadzonej do ostateczności, fantazjującej najpierw o ładniejszym domu (z przedpokojem!), a potem o bardziej radykalnym wyjściu z impasu. Pozornie może to pobrzmiewać "WandaVision" czy "Physical", ale okazuje się jedyne w swoim rodzaju.
Chrzanić Kevina i początek pięknej przyjaźni
"Chrzanić Kevina" jest równocześnie dekonstrukcją sitcomowych konwencji (trudno byłoby wyliczyć wszystkie znane tropy, których użyto), studium psychiki kobiety w kryzysie, dramatem miejscami kryminalnym czy gangsterskim. A to wszystko osnute wokół wizji, co dzieje się, gdy ktoś zbyt długo tkwi w chorym, deprecjonującym układzie. "Chrzanić Kevina", przełączając się między dwoma światami, sprawia też, że widz już nigdy nie spojrzy na tradycyjny familijny sitcom tak jak dawniej. Seksizmu, poniżenia, głupoty, jakie wylewają się z "komediowych" scen, uzupełnionych brzmiącym tu upiornie śmiechem z offu, nie da się wyrzucić z głowy.
"To wydawało się… nieszkodliwe" – mówi Patty, skonfrontowana przez Allison z różnymi rzeczami, którymi wyrządziła sąsiadce krzywdę, funkcjonując w sitcomowych warunkach. Takich metakomentarzy jest tu więcej, bardziej lub mniej czytelnych, w zależności do tego, na ile ktoś zna "kanoniczne" sitcomy (na przykład frazę "Wszyscy kochają Kevina" chyba nietrudno skojarzyć). Ale równocześnie są to komentarze do tego, jak łatwo pozornie niewinny kontekst czy grupa sprawiają, że nie widzimy, że coś wcale nie jest śmieszne. Jest okrutne. Świetnie też udaje się pokazać, jak sytuacja sprawia, że bohaterka łatwo może stać się antybohaterką, a ofiara – katem.
Już za samo skomplikowanie utartego myślenia o "nieszkodliwej" telewizji i o traktowaniu innych (zwłaszcza kobiet) należy się serialowi uznanie. Dodatkowe natomiast za fakt, że "Chrzanić Kevina" to również wielowymiarowa historia relacji Allison i Patty, dwóch na różne sposoby nieszczęśliwych kobiet, które po dekadzie odkrywają, że jeśli tylko przyjrzą się uważniej, ta druga okaże się zupełnie inna, niż się wcześniej wydawało. Obie aktorki są zresztą fantastyczne, bez trudu przechodząc od desperacji psychologicznego dramatu do gry w sitcomie i z powrotem.
Chrzanić Kevina – pomysł z nieidealnym efektem
Jak wspomniałam, nie wszystko tu wychodzi perfekcyjnie. O ile widz szybko rozumie, dlaczego Allison nie chce tak dalej żyć, o tyle proponowane rozwiązania problemu są miejscami ekstremalne i "naciągane", wymagają dość dokładnych wyjaśnień w monologach i dialogach, a i tak nie do końca przekonują. "Chrzanić Kevina" w ogóle wciąga pomysłem i postaciami kobiet, nie fabułą, przez co nadaje się raczej do dawkowania, a nie na maraton.
Pomysł z przeskakiwaniem między dwoma serialowymi światami, jakkolwiek oryginalny, po paru odcinkach nieco powszednieje. Zwłaszcza że sitcomowa część, choć niezbędna, została nadmiernie rozbudowa i z czasem coraz silniej irytuje. Może chodziło o to, by widz też miał ochotę pozbyć się Kevina. Jeśli tak – zadziałało. A może to sprytny chwyt twórców, bo w którymś momencie zbyt łatwo ulegamy perspektywie głównej bohaterki, jakby fakt, że Kevin jest aż żałosny i toksyczny, faktycznie usprawiedliwiał absolutnie wszystko.
Problemem "Chrzanić Kevina" oprócz niekoniecznie wciągających, nieraz powtarzalnych posunięć Allison jest też pewien nadmiar. Część wątków można wprawdzie po całym sezonie docenić, bo wbrew pozorom okazują się nieprzypadkowe, ale nadal nie do końca sprawdza się choćby relacja Allison z wracającym po latach do miasta Samem (Raymond Lee, "Tu i teraz"). A niektórzy drugoplanowi bohaterowie znikają i tylko część pojawia się ponownie w ważnych chwilach, by pokazać, że ich obecność w serialu jednak miała sens.
Cieszy pokazywanie perspektywy różnych postaci, ale czasem zamiast skomplikować obraz, metoda ta wydaje się wypełnianiem na siłę sezonu. Osiem ponad 40-minutowych odcinków to w wypadku tej produkcji za wiele, cięcia by nie zaszkodziły. Albo część słabiej wykorzystanego czasu można by poświęcić na lepsze uzasadnienie, jakim cudem Allison jest w życiu tam, gdzie jest, bo póki co naprawdę trudno uwierzyć, że jej małżeństwo kiedykolwiek było czymś więcej niż ponurym żartem…
Czy warto oglądać serial Chrzanić Kevina
Dobrze, że w piątek dowiedzieliśmy się, że będzie 2. sezon, bo zakończenie 1. zupełnie nie zamyka sprawy. Może poza kontynuacją urwanych wątków dostaniemy brakujący kontekst z życia Allison i Kevina? Może twórcy zrobią jeszcze coś ciekawego z przechodzeniem między światami (finał zapowiada, że jest tu potencjał)? A na razie "Chrzanić Kevina" to niedoskonały, ale oryginalny serial. O mocy konwencji, ale i o próbie jej zdemaskowania. I o bezpardonowej walce o długo odmawianą niezależność. Serial, który wymaga od widza trochę cierpliwości, ale wydaje się jej wart.