Twórca "Białego Lotosu" tłumaczy finałową śmierć i zdradza kulisy najobrzydliwszej sceny w całym serialu
Marta Wawrzyn
17 sierpnia 2021, 15:04
"Biały Lotos" (Fot. HBO)
Finał "Białego Lotosu", zanim odpowiedział na pytanie, kto i kogo zabił, zdążył widzów zniesmaczyć. Twórca wyjaśnia, czemu musiał kogoś zabić, i mówi, jak zrobiono tę obrzydliwą scenę. Spoilery!
Finał "Białego Lotosu", zanim odpowiedział na pytanie, kto i kogo zabił, zdążył widzów zniesmaczyć. Twórca wyjaśnia, czemu musiał kogoś zabić, i mówi, jak zrobiono tę obrzydliwą scenę. Spoilery!
"Biały Lotos" zrobił niesamowitą karierę na przestrzeni sześciu tygodni — od serialu, o którym nikt nie słyszał, do największego hitu lata. Za nami pełen atrakcji finał (nasza recenzja tutaj), w którym wszystkie karty zostały odkryte. Dowiedzieliśmy się, kto jest w trumnie i kto jest (przypadkowym) zabójcą. A cała sytuacja, która prowadzi do śmierci, okazuje się być jedną wielką farsą.
Biały Lotos — śmierć Armonda i kupa w walizce
Armond (Murray Bartlett), menedżer tytułowego hotelu, w finale szaleje z prochami jeszcze bardziej niż wcześniej — i na kokainie wpada na genialny pomysł, jak zemścić się na swoim "ulubionym" gościu. Udaje się do pokoju Shane (Jake Lacy), robi kupę prosto do jego walizki, a potem sprawy się komplikują. Shane wraca, orientuje się, że w pokoju jest intruz, i, przestraszony włamaniem do Mossbacherów, chwyta za nóż. Wszystko kończy się śmiercią Armonda — czy od początku był taki plan?
— Cóż, od razu pomyślałem, że musi tu być jakaś śmierć. Bo inaczej to byłoby jak "Kolacja z Andrzejem" na Hawajach czy coś w tym stylu. Więc to było zaprojektowane od początku i czułem się jak facet, który ma aktora grającego Króla Leara. On ma swoją najlepszą scenę w historii. Ma swój ostateczny akt oporu, kiedy robi kupę w czyjejś torbie. Myślałem sobie: "Tak naprawdę nie ma już gdzie iść dalej". To jak łabędzi śpiew. Więc to wydawało się być właściwym zakończeniem dla niego — opowiada twórca serialu Mike White w rozmowie z EW.
Dalej showrunner zdradza technikalia sceny z kupą — okazuje się, że moment, kiedy Armond TO robi, to efekty specjalne, z kolei gotowa kupa to fizyczny rekwizyt. Ekipa miała problem ze zdecydowaniem, jakie są granice obrzydliwości, które w tej scenie można pokazać i czy to powinno wyglądać "jak prawdziwe" czy wręcz przeciwnie.
— Faktyczne zbliżenie to rekwizyt. Ale szerokie ujęcie z boku to efekty komputerowe wychodzące z niego. (śmiech) Tak właściwie udaliśmy się do kilku miejsc, gdzie robią CGI. Mój montażysta i asystent powtarzali, że to nie wygląda jak trzeba. A ja na to, że cóż, nie powinno. Nie wiem, naprawdę powinno wyglądać to jak prawdziwe? Może to zbyt wiele dla ludzi. Może powinno wyglądać trochę sztucznie. A oni, że musimy sprawić, żeby wyglądało jak prawdziwe. Tak więc przeszliśmy długi proces, żeby w ogóle uzyskać idealne zdjęcia — tłumaczy White.
Biały Lotos — Murray Bartlett nie znał całej prawdy
Jakby tego było mało, Murray Bartlett został okłamany — powiedziano mu, że ta scena nie trafi do ostatecznej wersji odcinka. A potem zdecydowano się wykorzystać scenę i Mike White nie miał odwagi się przed nim przyznać, że jednak kupa będzie w serialu w całej okazałości.
— Co zabawne, wydaje mi się, że powiedziałem Murrayowi, że to nigdy nie znajdzie się w serialu. Powiedziałem coś w stylu: "Potrzebujemy tego tylko po to, żeby cię odpowiednio nastawić. Ale nie zamierzamy tego użyć". I chyba nigdy mu nie powiedziałem [że to zostało użyte]. Nie wiem, czy on… zakładam, że on to widział. Wygląda na bardzo szczęśliwego. Na pewno ze mną SMS-uje, ale nigdy nie byłem w stanie mu powiedzieć, że rzeczywiście pokazaliśmy całą akcję — mówi twórca.
Murray Bartlett, również w wywiadzie dla EW przyznaje, że nie wiedział, na co się pisze, kiedy zgodził się na występ w "Białym Lotosie". Wiedział tylko, że ktoś wyląduje w trumnie — i przeżył spory szok, kiedy okazało się, że to jego bohater. Mike White nic mu nie powiedział, całą prawdę odkrył dopiero, kiedy dostał do ręki scenariusz finału. Aktor potwierdza też, że do momentu, kiedy zobaczył ostateczną wersję, był przekonany, że fragment z dosłownym robieniem kupy do walizki nie zostanie wykorzystany w serialu.
— Tak, widziałem go [Mike'a White'a] nie tak dawno i miał ten sam zmartwiony wyraz twarzy, co wtedy, kiedy o tym rozmawialiśmy. Byłem w szoku! Nie spodziewałem się, że będzie to tak dosłowne, bo nie było to napisane w ten sposób. A potem kręcimy to wszystko ze zbliżeniami, tu cięcie, tam cięcie. Tak więc moją pierwszą reakcją, kiedy to oglądałem, był horror (śmiech), a chwilę potem pomyślałem, że cóż, oczywiście, że tak musi być. To jest takie genialne, bo nieoczekiwane i szokujące, dokładnie tak jak być powinno. To dziwnie satysfakcjonujące, ale obrzydliwe i przerażające — mówi Bartlett.
Jak dodaje, takie momenty są bardzo w stylu Mike'a White'a — oglądasz i masz wrażenie, że nie wiesz, jak masz się czuć i co ze sobą zrobić. W rozmowie z The Daily Beast komentuje z kolei ostateczny los Armonda, mówiąc, że śmierć w tej sytuacji to coś niemal w rodzaju ulgi — końca piekła, w którym żył.
— To tragiczne, że musi się to skończyć w ten sposób, ale genialne jest to, że to pokazuje, jak Armond jest ofiarą systemu społecznego, który mamy, gdzie inaczej traktujemy ludzi, którzy są na górze — a im ktoś jest niżej, tym gorzej i gorzej ich traktujemy. A kiedy to robimy, doprowadzamy tych ludzi do szaleństwa, bo to jest niesprawiedliwe i popie***one. Mam wrażenie, że Armond jest wyrazem tej frustracji — mówi aktor.
"Biały Lotos" wróci z 2. sezonem, w którym zobaczymy nową miejscówkę i nową grupkę gości spędzających koszmarne wakacje wśród luksusów.