"Grace i Frankie" znowu w tarapatach — recenzja pierwszych odcinków 7. sezonu komedii Netfliksa
Małgorzata Major
16 sierpnia 2021, 19:53
"Grace i Frankie" (Fot. Netflix)
W piątek pojawiły się cztery odcinki 7. sezonu "Grace i Frankie". Czym zaskoczyli nas producenci w kolejnej odsłonie serialu o dwóch starszych paniach? Drobne spoilery.
W piątek pojawiły się cztery odcinki 7. sezonu "Grace i Frankie". Czym zaskoczyli nas producenci w kolejnej odsłonie serialu o dwóch starszych paniach? Drobne spoilery.
Siódmy sezon serialu to duże wyzwanie niezależnie od tego, czy to sitcom, czy też dramat medyczny. Twórcy i widzowie zadają sobie to samo pytanie — czy jest jeszcze jakaś nowa historia do opowiedzenia? Nie da się ukryć, że ten problem dopadł także "Grace i Frankie". Bohaterki, które w jesieni życia doświadczyły tylu zwrotów akcji, że można im jedynie zazdrościć, znowu pojawiają się na naszych ekranach. Co jeszcze może spotkać przyjaciółki mające sporo pomysłów biznesowych, na drodze do realizacji których stają czasem problemy zdrowotne, ale częściej rodzinne?
Grace i Frankie — razem przeciwko całemu światu
Mam wrażenie, że cztery nowe odcinki pokazują zadyszkę tego sezonu, a przecież to dopiero początek. W domu przy plaży wraz z Grace (Jane Fonda) i Frankie (Lily Tomlin) zamieszkują Robert (Martin Sheen) i Sol (Sam Waterston), czyli ich byli mężowie, zmagający się z remontem własnego lokum. Wspólna egzystencja okazuje się dość kłopotliwa — w końcu grupa ekscentryków nie może tak po prostu, zgodnie funkcjonować pod jednym dachem. Można by sądzić, że takie zawiązanie akcji spowoduje sporo żartobliwych zderzeń stylu życia pań i panów. Gdzieś jednak umyka żart i nie bardzo wiadomo, dokąd to zmierza.
Zarówno aktorzy, jak i scenariusz wydają się sobą nawzajem zmęczeni. Sarkazm, czarny humor, drobne złośliwości ustąpiły miejsca rutynie. A ta nigdy nie służy lekkiej produkcji, jaką od zawsze był serial "Grace i Frankie". Faktem jest, że w produkcji Marty Kaufmann nie brakuje ważnych społecznie tematów, ale tym razem nie bardzo widać, na czym chcą się skupić scenarzyści — na rozbawieniu publiczności czy wskazaniu kolejnych ważnych zagadnień do omówienia.
Grace i Frankie — życie małżeńskie po 80-tce
Nick (w tej roli Peter Gallagher), czyli mąż Grace, wylądował w więzieniu za malwersacje finansowe i Grace paradoksalnie jest zadowolona z tej sytuacji, ponieważ odpowiada jej związek "na odległość". Bohaterka manifestuje swoje ograniczenia budżetowe w związku ze śledztwem FBI i nie farbuje włosów. Rozważa też rezygnację z botoksu. Temat zdrowia i urody kobiet w wieku emerytalnym dyskutowany jest w serialu nieustannie. Grace przyznaje, że skończyła już 82 lata, więc pewne rzeczy może odpuścić, w tym skrzętne ukrywanie metryki, do czego od najmłodszych lat szkolone są przecież dziewczyny i kobiety. Mimo wszystko, brakuje jednoznacznego stanowiska w tej sprawie – czy chodzi o zmęczenie codziennym budowaniem idealnego wizerunku, czy jedynie o deficyty finansowe. Grace nie mówi nigdy tego wprost.
Chyba ten sam problem dotyka Jane Fondę wcielającą się w rolę Grace. Z jednej strony aktorka śmiało komentuje złudzenia czerwonych dywanów, pokazuje, jak bardzo celebryckie ścianki zmieniają codzienny wizerunek aktorek. Z drugiej jednak wciąż oglądamy ją w nienagannych outfitach, poza tym jednym zdjęciem, które stało się bardzo popularne w mediach społecznościowych — mowa o zdjęciu ze stycznia 2018, po gali LA Museum of Modern Art.
Bardzo mocnym punktem serialu było odważne mówienie o tym, jak zmienia się ciało i jakie choroby są przekleństwem ludzi w wieku poprodukcyjnym. Gdy bohaterki były zagrożone przymusowym zamieszkaniem na osiedlu dla seniorów, sądziłam, że serial dobrnął do ciekawego momentu, w którym twórcy dość gorzko podsumują ten trudny etap w życiu człowieka, kiedy przestaje być samodzielny. Okazało się jednak, że było to zbyt kontrowersyjne, ponieważ z tego pomysłu wycofano się dość pospiesznie, a przecież zdaje się on w dalszym ciągu wisieć niczym widmo nad głowami bohaterek i bohaterów. Niemniej jednak, to dosyć znamienne, że dzieci chciały skierować matki na wspomniane osiedle, a ojców w tym samym wieku pominięto w tej kwestii, choć przecież Robert i Sol również nie są okazami zdrowia.
Grace i Frankie — czy życie zaczyna się po 80-tce?
Zanim jednak pojawi się konieczność rozmowy na temat zmiany lokum, Grace i Frankie zajmują się szaloną inicjatywą, jaką jest pranie brudnych pieniędzy męża Grace. Świetnym pomysłem było dołączenie do tego genialnego duetu postaci Joan Margaret, której nie są obce rozmaite przekręty finansowe i prawne (w tej roli świetna Millicent Martin i jej wyśmienity brytyjski akcent). Przydałoby się zdecydowanie więcej barwnych charakterów na drugim planie, ponieważ w tym momencie gdy główny duet znamy już bardzo dobrze, to właśnie relacje z nowymi postaciami działają na fabułę ożywczo. Skutecznie potrząsają znanym nam światem przedstawionym. Swoją drogą, to ciekawe że najmniej atrakcyjne są wątki dzieci seniorów — to, co przydarza się Mallory i Briannie, kompletnie mnie nie interesuje.
Wracając jednak do meritum — nie można zapomnieć, ile ten serial robi dla kobiet w wieku emerytalnym. Zwłaszcza w takim kraju jak Polska konieczne są emisje seriali ośmielających ludzi w jesieni życia do tego, żeby ochoczo z niego korzystali. Zatem zarówno wibratory, jak i sedesy były strzałem w dziesiątkę, jeśli chodzi o odważne mówienie o problemach wieku mocno dojrzałego, jak i remedium na nie. Zastanawiam się tylko, ile jeszcze pomysłów ma Marta Kauffman i czy czymś nas zaskoczy w ostatnich odcinkach.
Serial rekomenduję widzom otwartym na nowości i chcącym dowiadywać się czegoś o życiu, którego siłą rzeczy nie mogli doświadczyć. Długo jeszcze poczekamy, zanim tak empatyczne fabuły pojawią się w naszych rodzimych ramówkach, gdzie wiek powyżej 60. roku życia oznacza zsyłkę do mentalnego domu starców, kościoła i kuchni. A jak wiemy z serialu "Grace i Frankie", można żyć inaczej. Oczywiście uprzywilejowanie społeczne i finansowe bohaterek ma wpływ na ich styl życia, ale wiadomo, że pewne rzeczy można osiągnąć bez wysokiego budżetu — jak na przykład przekonanie, że można robić to, co sprawia nam przyjemność, nie patrząc ze strachem na własną metrykę. Warto spróbować.