"Pan Corman", czyli melancholijne wojaże po Mieście Aniołów — recenzja nowego serialu Apple TV+
Małgorzata Major
8 sierpnia 2021, 14:33
"Pan Corman" (Fot. Apple TV+)
"Pan Corman", nowa propozycja od Apple TV+ z Josephem Gordonem-Levittem, przypadnie do gustu wielbicielom seriali, w których bohater toczy nieustanną walkę z samym sobą.
"Pan Corman", nowa propozycja od Apple TV+ z Josephem Gordonem-Levittem, przypadnie do gustu wielbicielom seriali, w których bohater toczy nieustanną walkę z samym sobą.
Joseph Gordon-Levitt to najważniejsza osoba przy produkcji "Pana Cormana". Napisał większość scenariuszy do dziesięciu odcinków serialu, wyreżyserował go, a także występuje w tytułowej roli. Prawdziwy człowiek orkiestra. Po zaledwie dwóch odcinkach udostępnionych przez Apple TV+, możemy stwierdzić, że z pewnością będzie to jeden z tych "dziwnych" seriali, po których do końca nie wiadomo, czego możemy się spodziewać. Gordon-Levitt wciela się w postać nauczyciela piątej klasy szkoły podstawowej w San Fernando Valley, marzącego o karierze muzycznej. A gdy dodać do tego, że urodził się, wychował i całe życie spędził w Los Angeles, dokąd przyjeżdżają ludzie chcący zrealizować swój wielki sen o karierze w show biznesie, to trochę blado wypadają jego leniwe starania o przebicie się w branży muzycznej.
Pan Corman w pogoni za szczęściem
Teoretycznie pan Corman powinien być szczęśliwy. Sam powtarza, wraz ze swoim przyjacielem i współlokatorem w jednym (w roli Victora występuje Arturo Castro z "Broad City"), że przecież w zasadzie żyje im się całkiem dobrze. Nie mają wielkich problemów finansowych, pan Corman ma pracę, samochód, ubezpieczenie zdrowotne i znajomych, na których w sytuacji kryzysowej może liczyć. Mimo to jednak dopadają go ataki paniki, problemy z oddychaniem i ogólny "ból świata". Może to paradoksalnie strach przed przyznaniem, iż po prostu nie jest szczęśliwy, sprawia, że jeszcze bardziej fiksuje się na swoim "fatalnym" położeniu życiowym. Fatalnym rzecz jasna z punktu widzenia naszego bohatera.
Josh Corman wydaje się tylko wewnętrznie walczyć ze swoją melancholią, atakami paniki, a może i depresją. Wszystkim wokół powtarza, że czuje się świetnie. Powtarza to tak długo, że być może w którymś momencie sam zaczyna w to wierzyć. Dwa pierwsze odcinki pokazują nam wyzwalacz tych długo tłumionych emocji. Jest to rozmowa z przypadkowo poznaną osobą w barze i dalsze konsekwencje tego spotkania. Serial świetnie pokazuje wyobcowanie bohatera, ciasne kadry sprawiają że — wraz z panem Cormanem — mamy wrażenie ataku klaustrofobii, mimo że znajdujemy się w pomieszczeniach, które kilka ujęć wcześniej nie wywoływały w nas takiego poczucia.
Pan Corman, czyli spowiedź milenialsa
Pan Corman jest po trzydziestce, czuje, że to ten moment, w którym może zdecydowanie zmienić swoje życie, ale za bardzo nie wie jak. Za dużo myśli i analizuje, a za mało wsłuchuje we własne potrzeby. Joseph Gordon-Levitt jest świetny w tej roli, ponieważ nie mamy pojęcia, do czego właściwie zdolny jest bohater. Czy grozi mu załamanie nerwowe, czy raczej zabije kogoś, kto wejdzie mu w drogę z kolejną dobrą radą.
Jeśli lubicie snujące się bez pośpiechu opowieści, w których ważniejsze od klasycznego "dziania się" są wewnętrzne podróże bohatera, to "Pan Corman" powinien przypaść wam do gustu. Zdecydowanie nie jest to opowieść o tym, jak zaistnieć w amerykańskim show biznesie, ale jak radzić sobie z presją wielkich oczekiwań żyjąc w miejscu, które jest kolebką największych oczekiwań wobec samego siebie. Tak, dokładnie, to klasyczna opowieść o depresji milenialsa, przytłoczonego nadmiarem bodźców, przywilejów i zmarnowanych szans, z których mógł skorzystać, ale nie zdążył lub zapomniał, a teraz bardzo tego żałuje.
Pan Corman i jego neurotyczna osobowość
Nie brak tu także znajomości z krótką datą przydatności, ciągłego testowania nowo poznanych osób i weryfikowania "czy cię lubię", podliczania punktów za "zgodność charakterów". W świecie Josha Cormana wszystko toczy się pozornie normalnie, ale nic z tego, co się mu przydarza, nie sprawia bohaterowi najmniejszej przyjemności. Dzięki gwałtownym cięciom montażowym, nie wiemy dokładnie, co robi – czy jest mordercą działającym w afekcie, czy jedynie sfrustrowanym milenialsem, który jedyne, co może zrobić, to tupnąć nóżką i poskarżyć się mamie. Scena w mieszkaniu przygodnie poznanej dziewczyny ucięta jest tak nagle, że wielbiciele "Dextera" mogą przez ułamki sekund zastanawiać się, czy bohaterka nie zakończyła żywota w kawałku zrolowanej folii. Swoją drogą, nerwowa jazda Josha do szkoły przypomina te wszystkie odcinki "Dextera", w których główny bohater podjeżdżał do pracy, nie wiedząc, co dokładnie zastanie na miejscu.
Dobrym kontrapunktem dla scen naładowanych emocjami są próby muzyczne bohatera i jego poszukiwania ukojenia w muzyce. Joseph Gordon-Levitt świetnie odnajduje się w świecie Josha Cormana i prowadzi nas po meandrach jego umysłu. Póki co poznaliśmy tylko matkę bohatera (Debra Winger z "The Ranch"), jego przyjaciela i "z widzenia" także byłą partnerkę (Juno Temple z "Teda Lasso"), ale już na pierwszy rzut oka widać, że z matką i Megan wiele spraw nie jest jeszcze ostatecznie załatwionych. O ojcu nawet nie wspominając.
Pan Corman — czy warto oglądać serial Apple TV+?
Czy ten serial przypadnie do gustu milenialsom? Być może. Zwłaszcza tym, którzy identyfikują się z pokoleniowym "bólem istnienia" dotyczącym nie tylko frustracji zawodowych, ale przede wszystkim finansowych i balansu życia prywatnego z pracą. W końcu, jak mówi Josh, teoretycznie posiada ubezpieczenie zdrowotne, więc dostęp do leczenia ma zapewniony, ale jak zachoruje na coś poważnego, to znajomi będą musieli zrobić dla niego zbiórkę w internecie — i sama myśl o takiej ewentualności jest dla niego traumą.
"Pan Corman" to komediodramat, w czasie którego raczej nie jest nam do śmiechu, chętniej mamy okazję wybuchnąć płaczem. Trzymamy kciuki za Josha i jego wychodzenie ze strefy komfortu, chociaż czasem trudno mu kibicować, bo bywa nieprzyjemnym typem. Podobno warto zacząć od pracy nad oddechem, co Josh skrupulatnie czyni. Co z tego wyniknie? Przed nami kilka tygodni w towarzystwie tego zagubionego milenialsa. "Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również w nas". Można spróbować.