"Ted Lasso" w 2. sezonie wybiera trudniejsze zagrania – recenzja powrotu jednej z najlepszych komedii
Kamila Czaja
25 lipca 2021, 14:03
"Ted Lasso" (Fot. Apple TV+)
Wreszcie wrócił najpozytywniejszy trener po obu stronach oceanu. Zapowiada się jednak na to, że Ted Lasso nie będzie miał w 2. sezonie lekko. Niewielkie spoilery.
Wreszcie wrócił najpozytywniejszy trener po obu stronach oceanu. Zapowiada się jednak na to, że Ted Lasso nie będzie miał w 2. sezonie lekko. Niewielkie spoilery.
"Ted Lasso" wrócił!!! Na tym można by pewnie poprzestać, bo kto czekał, ten doceni moc takiej wiadomości, a kto nie czekał, to pewnie nie dał się skusić zmasowanymi zachwytami nad 1. sezonem sportowej komedii Apple TV+, nie przejął się powtarzanymi komplementami o świetnym przetworzeniu konwencji, o nietoksyczności relacji między bohaterami, o optymizmie, który nie ma równego sobie w telewizyjno-streamingowym katalogu.
Ted Lasso — jedna z najlepszych komedii powraca
Zakładam jednak, że liczne dotychczasowe zachęty mogły jeszcze do kogoś nie dotrzeć albo że niektórzy potencjalni widzowie czekali, czy aby 2. sezon nie rozczaruje. Godzę się też z faktem, że obwieszczenie, iż "Ted Lasso" wrócił (!!!), nie spełnia wymogów portalowej recenzji. Spróbuję więc po jednym odcinku nowej serii wysnuć jakieś przewidywania i zaproponować bardzo wstępne oceny. Zresztą, skoro "Ted Lasso" wrócił (!!!), to należy mu się jak najwięcej – i uwagi, i linijek tekstu. Chociaż to jedna z produkcji, które lepiej się ogląda, niż się o nich pisze. No bo ile razy można, że och, ach i ciepło na serduszku?
Nie da się pominąć faktu, że serial wrócił w zupełnie innej sytuacji niż ta, gdy startował. Wtedy wziął nas z zaskoczenia, bo po rozwinięciu skeczowego pomysłu o trenerze amerykańskiego futbolu trenującym angielski klub piłkarski mało kto spodziewał się wiele. Na dodatek spragnieni byliśmy czegoś dającego nadzieję. O ile ostatnia kwestia się nie zmieniła, o tyle "Ted Lasso" nie może już liczyć na efekt niespodzianki. Wraca jako komedia obsypana nagrodami i nominacjami, przewijająca się przez listy najlepszych tytułów 2020 roku, wyczekiwana i z wysoko ustawioną poprzeczką.
Ted Lasso sezon 2 — ten serial to już legenda
Fabularnie natomiast wraca "Ted Lasso" trochę w środku. Jesteśmy już w trakcie sezonu po spadku AFC Richmond z Premier League. Drużyna nieustająco remisuje, ale na brak emocji nie można narzekać – nowy sezon zaczyna się od sceny tak makabrycznej, że trudno było się jej po twórcach tej komedii spodziewać. Biedny chart Earl. Biedny Dani Rojas (Cristo Fernández). Biedny widz wrażliwy na krzywdę zwierząt. Nie da się jednak ukryć, że zaczynamy mocnym uderzeniem (dosłownie!) i że otwiera ono serial na nowy wątek, chyba najbardziej obiecujący z tego, co pokazało otwarcie sezonu.
Mimo najlepszych chęci, by ciepło przyjąć nową osobę w ekipie, Ted (Jason Sudeikis) zmaga się sam ze sobą, gdy psycholożka sportu, Sharon Fieldstone (Sarah Niles, "Catastrophe", "Mogę cię zniszczyć"), doskonale radzi sobie z problemami piłkarzy. Trener, przyzwyczajony do tego, że siłą pozytywnego myślenia zjednuje sobie ludzi i pokonuje trudności, tu nie tylko jest bezradny wobec kryzysu zawodnika, ale też nie potrafi od razu przekonać Sharon do siebie (nawet mu nie odmachała, a przecież widziała na pewno!).
Przy całym żartobliwym charakterze scen między reprezentującymi dwa sposoby myślenia i działania bohaterami wiemy już, że dystans Teda do terapii ma głębsze korzenie. Prawdopodobnie więc w tym sezonie więcej dostaniemy trenera z problemami, których ukryć się już nie da. To może wiadomość nieszczególnie jak na ten serial radosna, ale dla złożoności "Teda Lasso" chyba dobra. Wystarczy przypomnieć sobie poruszający odcinek z karaoke w poprzednim sezonie.
Ted Lasso w 2. sezonie wybiera trudniejsze zagrania
Trudno po zaledwie jednym odcinku ocenić potencjał wątków pozostałych postaci. Wiele zależy od tego, na ile interesująco odkrycie Rebeki (Hannah Waddingham), że zasługuje na więcej, zostanie poprowadzone w kolejnych tygodniach. Na pewno przeurocze będą sceny Roya (Brett Goldstein) w swoim stylu trenującego małe dziewczynki, a jego związek z Keeley (Juno Temple) równie dobrze może nadal nas zachwycać wzajemnym wsparciem pozornie tak różnych postaci, jak i przejść poważny kryzys wobec braku ambicji emerytowanego piłkarza, by zrobić ze swoim życiem "coś więcej".
Nie wiadomo też, czy Jan (David Elsendoorn) stanie się dla serialu istotniejszym elementem niż zaledwie komicznym przerywnikiem na temat angielsko-holenderskich różnic kulturowych ani czy Jamie (Phil Dunster) w reality show to pomysł, który zaprocentuje jakimkolwiek rozwojem postaci – a to rozwój postaci i ich dojrzewanie do otwartości w dużej mierze tak cieszyło w poprzedniej serii, w której był humor, ale przede wszystkim byli mili ludzie działający razem i zmieniający się na lepsze. Tymczasem trudno nie zauważyć, że Nate (Nick Mohammed) zmienił się na gorsze. Bardzo czekam na to, jak scenarzyści rozwiną kwestię tego, co stało się z niedocenianym wcześniej chłopakiem, gdy to on dostał szansę pomiatania innymi.
Mam wrażenie, że w 1. odcinku obok znajomej już, pozytywnej konwencji zdecydowano się na kilka odważnych, mniej przyjemnych rozwiązań, które powinny jednak zaprocentować sezonem głębszym, a przecież nadal pełnym dobrych emocji i silnych więzi. "Ted Lasso" już uczył, że wygrana to nie wszystko, a teraz spodziewam się sezonu, który wybierze jeszcze trudniejszą, bardziej niejednoznaczną, prowadzącą przez remisy i kompromisy drogę do otuchy.