"Trawka" (8×01): Bo nie ma Boga
Marta Wawrzyn
2 lipca 2012, 21:03
"Trawka" powraca po raz kolejny – na szczęście już ostatni. Czy po premierze 8. serii możemy mieć nadzieję, że będzie ona lepsza od poprzednich? Uwaga na spoilery!
"Trawka" powraca po raz kolejny – na szczęście już ostatni. Czy po premierze 8. serii możemy mieć nadzieję, że będzie ona lepsza od poprzednich? Uwaga na spoilery!
Po finale wyjątkowo fatalnego 7. sezonu "Weeds" buntowniczo zapowiedziałam, że nawet jeśli Nancy Botwin przeżyje, to dalej nie oglądam. Dziś z tych zapowiedzi nie zostało nic. Nieważne, czy to tylko sentyment, nieważne, jaki ten sezon będzie, ja nie tylko oglądam dalej, ale nawet troszkę, nie do końca bez wstydu cieszę się, że serial jednak powrócił.
Premierą 8. serii nie jestem ani zachwycona, ani rozczarowana. Bardzo miłym ukłonem w kierunku fanów trzech pierwszych serii – czyli osób takich jak ja – jest nowa czołówka, zawierająca stare dobre "Little Boxes". Cała szalona przygoda Nancy rysowana na naszych oczach w nowej czołówce robi już na mnie trochę mniejsze wrażenie, w końcu ta piosenka była w sezonach 1-3 tak znakomitą satyrą na przedmieścia również dzięki scenom, które widzieliśmy, a nie tylko samym słowom. Wtedy wszystko ze sobą idealnie współgrało, teraz takiego wrażenia nie mam. Ale skoro w 8. serii "Trawka" wraca na przedmieścia, to może jednak za wcześnie na narzekanie.
Ręka w górę, kto obstawiał, że Nancy znów spadnie na cztery łapy? Ech… Niestety, tożsamość pana, który do niej strzelał, też już od września tajemnicą nie była (więcej na ten temat w mojej recenzji finału 7. serii), dlatego cieszę się, że nie bawiono się w jego "ujawnianie" przez kilka odcinków i od razu wyłożono kawę na ławę.
W odcinku "Messy" było kilka fajnych, wartych zapamiętania scen. Nowi sąsiedzi Botwinów. Jill, mówiąca, że Nancy nie umrze, bo nie ma Boga. Pani z administracji szpitala, podsuwająca energicznie rodzinie Nancy (i Dougowi) rachunek, no bo skoro to nie Kanada, Francja, Niemcy, Iran, Ukraina, Izrael, Chiny etc., tylko wspaniała Ameryka, płacić trzeba. Regularna impreza na ciele znajdującej się w stanie śpiączki Nancy, uwieńczona sceną, w której Jill i Andy wspólnie czynią dobro. Pogawędka Andy'ego z rabinem. I oczywiście podsumowanie: taka karma.
Nie jest to wszystko źle napisane, nie brakuje temu ani jako takiej oryginalności, ani typowego dla "Trawki" emocjonalnego popaprania. Widać, jak znakomitą galerię postaci udało się stworzyć Jenji Kohan. Pożegnanie z nimi łatwe nie będzie. Mimo to nie sądzę, żeby 8. sezon "Weeds" miał przerwać złą passę i okazać się ciekawszy od kilku ostatnich. Mam wrażenie, że od kilku serii przerabiamy dzień świstaka. Nancy jak dziecko popełnia dokładnie te same błędy, ma wciąż te same problemy i gdzieś w tej jej niedojrzałości zniknął cały urok, zniknęła świeżość, zniknęło to wszystko, co kazało nam oglądać pierwsze sezony z zapartym tchem.
Ale oczywiście bardzo bym chciała, żeby z "Trawki" (która wróciła dlatego, że nie ma Boga) dało się jeszcze na koniec wycisnąć coś, co nas zachwyci. Po 1. odcinku nowej serii kompletnie nie wiem, w jakim kierunku pójdzie akcja, ale obawiam się – sorry, Jenji, lata doświadczenia – że w najbardziej ogranym z możliwych. Choć może jednak się mylę? Obym się myliła. Bardzo bym chciała się mylić.