"Potwór" to historia o tym, jak rodzi się przemoc — recenzja serialu dostępnego na Canal+
Małgorzata Major
9 czerwca 2021, 16:03
"Potwór" (Fot. Pixcom)
"Potwór" to serial inspirowany prawdziwymi wydarzeniami. Czy warto obejrzeć — to w tym wypadku niewłaściwe pytanie. Czy dasz radę obejrzeć — brzmi bardziej precyzyjnie. Trochę spoilerów!
"Potwór" to serial inspirowany prawdziwymi wydarzeniami. Czy warto obejrzeć — to w tym wypadku niewłaściwe pytanie. Czy dasz radę obejrzeć — brzmi bardziej precyzyjnie. Trochę spoilerów!
"Potwór", francuskojęzyczny serial dostępny na platformie Canal+, powstał na kanwie autobiografii aktorki Ingrid Falaise, zatytułowanej "Mój mąż potwór". Sześć odcinków tego serialu, to historia o — jak mówi pierwszoosobowa narratorka — "nazwijmy ją Sophie", która na imprezie poznaje chłopaka. Na zwykłej imprezie, jakich wiele, ale dla Sophie chłopak jest niezwykły. Po kilku minutach rozmowy z nim mówi koleżance, że to mężczyzna jej życia. Być może brzmi to tandetnie, ale w gruncie rzeczy bohaterka ma rację. Ten mężczyzna zdominuje najbliższe lata jej życia, tylko sposób, w jaki to zrobi, nie pasuje do historii o miłości rodem z opery mydlanej.
Potwór to historia o przemocy domowej
Oglądanie serialu "Potwór" jest bardzo trudnym doświadczeniem. Odradzam je osobom, które wiedzą dokładnie, co znaczy przemoc ze strony bliskich. Obrazy fizycznych aktów przemocy, dotkliwego pobicia przy różnych okazjach, dręczenia, psychicznego prześladowania są w serialu pokazane bez ostrzeżenia, dla części widowni może to być przeżycie wstrząsające. Przyznam, że sama także najchętniej zrezygnowałabym z seansu z uwagi na drastyczne sceny przemocy, gdyby nie ciekawość, jak twórcy chcą opowiedzieć historię Sophii.
Sophie dopiero zaczyna studia, więc związek z przystojnym cudzoziemcem trochę przypadkowo dominuje jej życie, ponieważ to właśnie studia miały być jej priorytetem. Właściwie sielanka w relacji z nowym partnerem trwa dość długo, oczywiście — jak zawsze w takich sytuacjach — pojawiają się sygnały alarmowe, że może jej chłopak nie jest tym, za kogo uważa go Sophie, ale dziewczyna ignoruje "czerwone flagi". Z pewnością ktoś miałby ochotę powiedzieć w tym momencie, że skoro tak, to "sama jest sobie winna". Myślę jednak, że w 2021 roku nie musimy już nawzajem się upominać, że ofiara nigdy nie jest winna przemocy. To sprawca jest winny.
"Potwór" pokazuje mechanizm, jaki stworzył chłopak Sophie, żeby mieć nad nią władzę i budować przewagę. Przede wszystkim testuje granice, sprawdza, jak daleko może się posunąć w tej relacji, czy zostanie przywołany do porządku. Czy będzie dla Sophie ważniejszy od jej studiów, rodziny, kariery modelki i planów na przyszłość w Kanadzie?
Potwór pokazuje, jak wpaść w pułapkę matni
Historia przemocy domowej doczekała się reprezentacji filmowej i telewizyjnej, ale zbyt często jest ona pokazywana w sposób upudrowany, niepozwalający widowni zrozumieć położenia ofiary ani motywacji sprawcy. "Potwór" pokazuje, w jaki sposób chłopak Sophie uzależnia ją od siebie, odcina więzi z jej poprzednim życiem, poczucie zakorzenienia w rodzinie, w relacjach z przyjaciółmi i wygasza pasję związaną z pracą modelki. Wymusza na dziewczynie decyzje, o których ona sądzi, że podjęła je sama. Poznajemy punkt widzenia Sophie, ale także okiem obiektywnego narratora oceniamy decyzje i zachowanie rodziny Sophie, która stara się pomóc wytrwać jej w postanowieniu o rozstaniu z przemocowym najpierw chłopakiem, potem narzeczonym i mężem. W głównej roli występuje Rose-Marie Perrault, a jej chłopaka gra włoski aktor Mehdi Meskar.
Serial nie jest wybitny realizacyjnie, jeśli to was ciekawi. Mimo podejmowania bardzo trudnego tematu, spłaszcza wątki wokół głównej bohaterki. Rodzice są idealnie wspierający i pozbawieni bardziej indywidualnego rysu psychologicznego. Są idealną rodziną i nic więcej o nich nie zdołamy powiedzieć. Siostry martwią się i troszczą. Zabrakło pogłębionego rysu rozkładu całej rodziny, a przecież gdy jedna osoba w rodzinie cierpi w tak dramatycznych okolicznościach, to odbija się to na całym organizmie.
Główne zarzuty dotyczą scenariusza. Nie mamy szans poznać drugiego planu. Bohaterkę inspirowaną życiem Ingrid Falaise poznajemy także w wąskim zakresie. Widzimy, że jest ufna, naiwna, ma dobre serce, chce się dobrze bawić i budować trwałe relacje. Jednocześnie jest modelką i studentką. To jej pierwsze oblicze. Osoby nienaznaczonej traumą. Drugie to kobieta po przejściach, mężatka wciąż kochająca swojego oprawcę. Serial stara się pokazać mechanizm odchodzenia z przemocowego związku. Twórcy chcą wyjaśnić swojej widowni, że to nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. Widzimy złożoność żałoby po związku, uświadomienia sobie konieczności jego zakończenia, próby zaakceptowania tej sytuacji, opłakania straty itp.
Potwór to też historia o odwadze walki o siebie
Jednym z pierwszych głośnych filmów telewizyjnych podejmujących temat przemocy domowej było "Sypiając z wrogiem". Ten thriller psychologiczny z 1991 roku opowiadał historię pozornie idealnego małżeństwa, o którym nikt by nie pomyślał, że w czterech ścianach żona (w tej roli Julia Roberts) jest ofiarą napadów przemocy i zazdrości męża (Patrick Bergin). Film powstał na podstawie powieści Nancy Price. Wspominam ten film, mimo że od jego premiery minęło trzydzieści lat, ponieważ historia przemocy wobec kobiet wciąż jest palącym problemem społecznym. Taka samo aktualnym i nierozwiązanym dzisiaj, jak i w 1991. Wciąż kolejne rządy, w naszym i innych krajach, czasem coś kobietom obiecają, innym razem coś odbierają. Na ogół poczucie bezpieczeństwa.
"Sypiając z wrogiem", "Potwór", jak i "Sypiając z diabłem", to ta sama historia, opowiadana wciąż i na nowo. Ingrid mówi o swoim oprawcy nie wymieniając jego imienia. Poznajemy go jako M, co stanowi nawiązanie do francuskojęzycznego tytułu serialu, czyli "Le monstre". W związku ze skokami czasowymi, historia uporządkowana jest kolorystyką zdjęć filmowych. Przeszłość, w której Sophie dopiero poznaje M i wiedzie jeszcze normalne życie prezentowana jest żywymi kolorami, czasem nieco prześwietlonymi, ale żywymi. Czasy po doświadczeniu przemocy i momenty samej przemocy są szaro-niebieskie. Być może to dość łopatologiczna "nomenklatura", ale działa. W serialu pojawia się więcej takich "thrillerowych" zagrań, dlatego nie spodziewajcie się dzieła wybitnego. To, że serial porusza bardzo ważny temat, nie znaczy, że sam nie jest pozbawiony wad.
Trudno jest polecać ten serial, zwłaszcza osobom wysoko wrażliwym. Być może jednak zwolennicy "sama jest sobie winna", "miała za krótką spódnicę", "po co z nim poszła", "dlaczego piła z nim alkohol", zrozumieją jak złożony jest mechanizm i relacje sprawcy z ofiarą. Zwłaszcza gdy sprawca jest znany i stanowi element powracający w życiu ofiary. Historia Sophie pokazuje też, jak trudno być wspierającą rodziną, że osoby wspierające ofiary same także potrzebują wsparcia, że nie wszystko można przewidzieć i czasem znajdujemy się w sytuacji, o której wcześniej nie pomyślelibyśmy, że może stać się naszym udziałem.
"Potwór" opowiada o relacji M i Sophie, pochodzących z różnych kręgów kulturowych. Nie zawsze jednak to różnice kulturowe stanowią punkt zapalny w relacjach przemocowych. Na ogół chodzi o pretekst, jakikolwiek. A ten można znaleźć, nie ruszając się z domu rodzinnego. Jest coś w "Potworze" ze specyfiki seriali telewizyjnych lat 90. Być może głównie ten "egzotyczny" oprawca i jego tajemnicze życie w dalekiej Afryce. Historii takich jak ta, opowiedziano w telewizji wiele. Chodzi jednak o to, żeby zdarzało się ich jak najmniej. I taka motywacja przyświecała twórcom oraz autorce książki "Mój mąż potwór".
Gdy pomyśleć, że w równoległym świecie Netflix promuje gwałt w twórczości Blanki Lipińskiej, to smutek ogarnia na myśl, że patriarchat — dzięki takim produkcjom jak "365 dni" — wciąż ma się dobrze, a wraz z nim przemoc domowa, usankcjonowana długoletnią tradycją.