"Terapia" z Uzo Adubą to jedna z najlepszych rzeczy, jakie zobaczycie w tym roku — recenzja 4. sezonu serialu
Marta Wawrzyn
23 maja 2021, 15:38
"Terapia" (Fot. HBO)
"Terapia" wraca po ponad dekadzie przerwy i jest aktualna i świeża jak nigdy wcześniej. 4. sezon z Uzo Adubą w roli głównej to strzał w dziesiątkę — z wielu powodów.
"Terapia" wraca po ponad dekadzie przerwy i jest aktualna i świeża jak nigdy wcześniej. 4. sezon z Uzo Adubą w roli głównej to strzał w dziesiątkę — z wielu powodów.
Takie powroty po latach czy też rebooty — nowa "Terapia" to w pewnym sensie jedno i drugie — właściwie się nie zdarzają. Zwłaszcza że mowa o formacie tak wyeksploatowanym, jak to tylko możliwe — zaczęło się od izraelskiego serialu "BeTipul" z 2005 roku, potem była amerykańska wersja z Gabrielem Byrne'em, a następnie mnóstwo wersji lokalnych, w które HBO inwestowało po 2010 roku. W tym polskie "Bez tajemnic", z którego większość z nas zna terapeutę z problemami małżeńskimi, zakochaną w nim młodą pacjentkę, wojskowego z PTSD itd.
Próbując po ponad dziesięciu latach od finału odświeżyć sobie oryginalną amerykańską "Terapię", szybko złapałam się na tym, że oglądam coś, czego nie chcę już oglądać: uprzywilejowanych, bogatych ludzi z problemami nijak mającymi się do dzisiejszej rzeczywistości. A dr Paul Weston (Byrne) zdecydowanie nie jest kimś, do kogo sama bym poszła, gdybym zaczynała terapię. Nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic do serialu, kultowego nie bez powodu. Ale stare odcinki pokazują, jak bardzo zmieniła się nasza rzeczywistość i jak zmieniło się nasze myślenie.
Terapia sezon 4, czyli stary format na nowe czasy
I właśnie tu wkracza nowa "Terapia", produkt czasów kwarantanny, czego nie ukrywa samo HBO. Stacja miała problemy z kręceniem swoich jakościowych dramatów podczas pandemii — nie chodzi tylko o większe koszty, ale też o to, że pewnych scen przez długi czas po prostu nie dało się nakręcić w bezpieczny sposób — więc ktoś rozsądny wymyślił, że może by tak przywrócić do ramówki coś znanego, ale łatwiejszego w produkcji. Tak oto wrócił sprawdzony format, który okazał się strzałem w dziesiątkę w tych skomplikowanych, trudnych do ogarnięcia czasach.
W 24-odcinkowym sezonie (widziałam już 16 odcinków, emisja na HBO Polska od jutra po dwa odcinki co poniedziałek i wtorek) zmienia się wszystko, choć rdzeń pozostaje ten sam. Nowa jest miejscówka, terapeutka, pacjenci. Porównując ich problemy z rzeczami, z którymi zmagali się pacjenci Westona, można by wręcz rzec, że minęła cała epoka. Bo minęła. I "Terapia" świetnie to uchwyciła w półgodzinnych rozmowach, w których ludzie starają się odnaleźć sens w tej nowej rzeczywistości.
Terapia w 4. sezonie stawia na świetną Uzo Adubę
Wbrew temu, co być może myślicie — i co wielu widzów mogłoby odstraszyć od serialu — to nie jest serial o pandemii COVID-19. Tak jak w naszym świecie, pandemia wydaje się już być w "Terapii" w odwrocie. Czasem ktoś założy jeszcze maskę, bo wsiada do Ubera, albo przypomni sobie o obowiązkowej dezynfekcji rąk na wejściu — jest też jeden pacjent tylko na Zoomie — ale generalnie pandemia nie jest tematem dominującym, raczej wspominanym od czasu do czasu na marginesie tysięcy innych problemów, które mają pacjenci dr Brooke Taylor (absolutnie fenomenalna Uzo Aduba w pierwszej swojej naprawdę wielkiej roli dramatycznej).
Zestaw pacjentów tym razem jest trochę mniejszy niż poprzednio, bo jest ich tylko trójka — plus sama dr Taylor, idąca pod tym względem drogą Westona, choć okoliczności są zupełnie inne. Nową jakość, jeśli chodzi o ich dobór, zwiastuje już pierwszy odcinek, w którym pojawia się Eladio (Anthony Ramos), pochodzący z Meksyku chłopak, pracujący jako pielęgniarz w bogatej rodzinie. W drugim odcinku poznajemy Colina (John Benjamin Hickey), milionera z branży technologicznej, który dopiero co wyszedł z więzienia. W trzecim spotykamy Lailę (Quintessa Swindell), wyszczekanę, superinteligentną czarnoskórą nastolatkę. Czwarty poświęcony jest samej Brooke, a rolę jej terapeutki odgrywa przyjaciółka, Rita (Liza Colón-Zayas).
Ten schemat się powtarza — i tak jak w przypadku oryginalnej serii, może się zdarzyć, że kogoś znielubicie, a jednocześnie żadnych odcinków nie będzie się dało pominąć, bo będą mieć znaczenie dla wątku głównego, czyli tego, co dzieje się z Brooke. Nie zdradzając zbyt wiele, hasło "Lekarzu, lecz się sam" pasuje tu jak ulał — dokładnie tak jak w przypadku Westona, który zresztą nie jest w tej nowej rzeczywistości zapomniany. Jego następczyni ma zupełnie inny zestaw problemów, serial, tworzony obecnie przez Jennifer Schuur i Joshuę Allena, przedstawia je jeszcze dogłębniej niż oryginalna "Terapia", a na Adubę wspinającą się na kolejne wyżyny aktorstwa naprawdę miło się patrzy. To jej najlepsza rola od czasów Crazy Eyes z "Orange Is the New Black" — a przy tym kompletnie różna od tamtej.
Terapia HBO w 4. sezonie jest świeża i aktualna
Przenikliwa, pełna empatii i tak samo pogubiona w dzisiejszym świecie jak jej pacjenci, dr Taylor stanowi prawdziwą twarz epoki, w której wszystko tak szybko się zmienia, że przestaliśmy nadążać. "Terapia" zadaje mnóstwo pytań o tożsamość, zmiany zachodzące w pędzącym naprzód świecie, o to, co wolno, a czego już nie wolno. Bogaci i uprzywilejowani postawieni są naprzeciwko dyskryminowanych na wszelkie sposoby mniejszości — i nikt nie ma wątpliwości, po której stronie staje sam serial. Ludzkie pogubienie widoczne jest w każdym momencie każdej rozmowy.
Tak jak Brooke, bardzo szybko polubiłam Eladia, wrażliwego dzieciaka o pięknym umyśle i bohatera najlepszych odcinków ze wszystkich, dałam się przez moment nabrać na urok Colina i źle oceniłam Lailę, w której przypadku prawda bardzo różni się od pierwszego wrażenia. Nie brakowało też momentów, kiedy współczułam samej pani doktor, tkwiącej w domu i wykorzystującej czasy społecznego dystansu do uciekania przed rzeczywistością. Warto dodać, że ta ucieczka ma bardzo atrakcyjną formę — w roli niegrzecznego chłopca Adama, dbającego o to, żeby Brooke nie zrobiła się przypadkiem zbyt nudna, występuje Joel Kinnaman.
Podobnie jak w przypadku "Stewardesy", zachwyciłam się przepięknie urządzonym, nowoczesnym domem głównej bohaterki i jej zamienionym w gabinet salonem, tak różnym od gabinetu doktora Westona. Krótko mówiąc, nowa "Terapia" zaskoczyła mnie i usatysfakcjonowała pod każdym względem, w momencie kiedy przestałam się już czegokolwiek spodziewać i po powrotach seriali, i po serialach powstających tylko dlatego, że jest pandemia i wszystko inne jest trudniejsze do nakręcenia.
Liczę, że na jednym sezonie się nie skończy. Nowa "Terapia" jest świetnie napisana, bardzo aktualna i wnikliwa, a bohaterka Uzo Aduby ma wszystko, co trzeba, by tłumaczyć nam świat nie tylko tej wiosny, ale i przez kilka następnych lat.