"Klangor" każe zapłacić wysoką cenę – recenzja finału
Kamila Czaja
15 maja 2021, 18:20
"Klangor" (Fot. Canal+)
Mocne, wręcz brutalne domknięcie historii, świetne aktorstwo i jak zwykle przejmująca do szpiku kości muzyka. Po finale tym pewniej polecamy "Klangor". Spoilery z zakończenia!
Mocne, wręcz brutalne domknięcie historii, świetne aktorstwo i jak zwykle przejmująca do szpiku kości muzyka. Po finale tym pewniej polecamy "Klangor". Spoilery z zakończenia!
Do 5. odcinka włącznie "Klangor" był bardzo udanym, ale jednak dość standardowym fabularnie kryminałem. Zaginięcie nastolatki, brudne układy w małej społeczności… Znamy to i lubimy (jakkolwiek takie stwierdzenie brzmi w podobnym kontekście), ale doceniając realizację, przy oglądaniu sądzimy, że wiemy, czego się spodziewać.
Warto więc docenić 6. odcinek, który pozwolił widzom na moment spróbować czegoś innego. Pokazanie bez znieczulania wydarzeń kluczowej nocy z jednej strony szokowało, z drugiej – kazało sobie zadać pytanie, co dalej, skoro już wszystko wiemy. Wracający do głównej linii czasowej przedostatni odcinek pokazał nam jednak, że nie, wcale nie wiemy. A finał stanął przed trudnym zadaniem domknięcia licznych wątków i rozwiązania dylematów, jakie towarzyszyły bohaterom.
Klangor, czyli przekraczanie kolejnych granic
Ostatni odcinek dobrze się sprawdza jako finał i zaskakuje przy tym co najmniej podwójnie. Po pierwsze poziomem brutalności. O ile wspomniany 6. odcinek kojarzył mi się z filmami Smarzowskiego, o tyle finał nawet tamten stopień przemocy przerósł choćby sceną konfrontacji Rafała z Krzyśkiem, a wcześniej dwiema nieudanymi próbami samobójczymi. Po drugie rozwiązanie kwestii losu Gabi (Matylda Giegżno), do końca się rozstrzygającego, mimo wszystko okazało się dość optymistyczne jak na ten serial.
Finałowe ocalenie na szczęście (może nie dla bohaterów, ale dla siły przekonywania serialu) zrównoważono odpowiednio mroczonymi innymi wątkami. W tym pierwszoplanową kwestią, konsekwentnie rozwijaną przez cały sezon: jak daleko posunie się ojciec, by uratować córkę lub by zemścić się za jej śmierć. Dostaliśmy odpowiedź zgodną z tym, co już o (anty)bohaterze "Klangoru" wiedzieliśmy: bardzo daleko.
Równocześnie, co cenne, Rafał Wejman nie jest postacią jednowymiarową. Duża w tym zasługa Arkadiusza Jakubika, ale i scenariusza Kacpra Wysockiego. Pokazano przecież, że to nieperfekcyjny, ale sprawny psycholog, oddany ojciec, próbujący naprawić nadwątlone rozłąką małżeństwo mąż, a także człowiek zadłużający się najpierw dla ratowania córki, a potem jednak wykupujący z seksualnej niewoli zupełnie obcą osobę i niepragnący za to wdzięczności.
Klangor – niejednoznaczni bohaterowie
"Klangor" nieco odsuwa na drugi plan pytanie o moralne konsekwencje samosądu. Jest kara, Wejman może się cieszyć odzyskaniem córki wyłącznie z więzienia, ale nie ma skruchy, bo finałowa sugestia idzie w stronę, że to wszystko było warte każdego przekroczenia prawa. Takie podejście budziłoby więcej wątpliwości, gdyby twórcy serialu nie postarali się jednak trochę widzom w emocjach namieszać, a to za sprawą postaci Krzyśka.
O ile po Jakubiku po prostu wiele się spodziewałam, o tyle Piotr Witkowski był dla mnie na początku dość anonimowym aktorem. W ostatnich odcinkach, zwłaszcza w finale, w moim odczuciu dorównał bardziej znanym kolegom. Nie mogę nie wspomnieć o Wojciechu Mecwaldowskim, fenomenalnym w roli Piotra, zimnego psychopaty, tak innego niż kreacje, z którymi się tego aktora kojarzy. Ale Witkowski sprawił, że mordercy momentami chciało się współczuć, zwłaszcza gdy Krzysiek nieporadnie próbował odzyskać byłą partnerkę albo gdy w przeciwieństwie do brata załamywał się pod ciężarem poczucia winy.
Gdyby tę postać przeciwnika sportretować i napisać bardziej karykaturalnie, Wejman stanowiłby zbyt łatwy odpowiednik ojców granych przez Charlesa Bronsona w "Życzeniu śmierci" czy Liama Neesona w "Uprowadzonej". Jednak pokazanie nam uwikłania Krzyśka oraz ewolucyjne przeprowadzanie Rafała na ciemną stronę – trudno przecież wyrzucić z pamięci wcześniejszy pomysł wrobienia w zabicie Ariela psychicznie chorego więźnia (świetna rola Konrada Eleryka) – sprawiło, że wbrew względnie, jak na warunki "Klangoru", pozytywnemu finałowi sporo tu goryczy.
Klangor i drobne mankamenty
Gdzieś w tle zostało trochę wątków, jak ten z handlem dopalaczami czy ze zgubną zawodową solidarnością strażników, ale nieszczególnie mi tego brakowało. Jeśli miałabym na coś narzekać, to na rozbudzone oczekiwania, że zobaczymy pogłębiony portret rodziny w kryzysie, a był to jednak głównie portret ojca. Można by powiedzieć, że coś za coś. Pokazanie wydarzeń z nocy zabójstwa i porwania oraz oddanie głosu mordercom sprawiło, że siłą rzeczy mniej widzieliśmy w końcówce sezonu, jak radzą sobie ze zniknięciem Gabi matka i siostra.
O ile Rafał, Krzysiek i Piotr dostali sporo miejsca i wielowarstwowe motywacje, o tyle, zwłaszcza w późniejszych odcinkach, Magda (Maja Ostaszewska) i Hania (Katarzyna Gałązka) zepchnięte zostały na drugi plan. Trochę szkoda, bo dysproporcja między ciekawymi postaciami męskimi a raczej naszkicowanymi kobiecymi (łącznie z prowadzącą śledztwo Danką) rzuca się w oczy. Tymczasem "Klangor" jako całość jest zbyt uniwersalny, zbyt złożony, zbyt ambitny, by wpychać go do stereotypowej szufladki z sensacyjnym "męskim kinem", w którym faktycznie często brak miejsca na kobiece portrety.
Klangor – czy warto zobaczyć cały sezon
Na złożoność serialu składają się nie tylko fabuła, ale też aspekty techniczne. Muzyka Mikołaja Trzaski jest genialna, czekałam na każdy jej fragment. Do tego reżyseria Łukasza Kośmickiego i praca kamery: Witold Płóciennik zdecydowanie rozegrał rzecz filmowo i artystycznie. W samym finale mamy świetne ujęcia przechodzenia z bohaterami przez cały dom, zostające w pamięci zbliżenia (na naczynia przygotowane na stypę) i oddalenia (scena ratowania Gabi), zderzenia pięknych krajobrazu z brutalnością akcji. "Klangor" przy całym mroku wydarzeń ogląda się z przyjemnością, tak dobrze wzmocniono klimat scenariusza formą tego psychologicznego kryminału.
W efekcie dostaliśmy serial przemyślany, spójny, trzymający poziom fabularny i techniczny, opowiadający na własnych zasadach, często bez skrupułów o bardzo bolesnych konsekwencjach pozornie codziennych wydarzeń i o czyhającej na "dogodne" okoliczności mrocznej naturze człowieka. Co ważne, czyhającej po obu stronach walki sprowokowanego ojca z przestępcami. "Klangor" jest raczej dla widzów o mocnych nerwach, ale jeśli tylko ktoś takowe posiada, to seans wydaje się właściwie obowiązkowy.