"Przełęcz Diatłowa: w poszukiwaniu prawdy" pokazuje, jak łatwo tworzy się teorie spiskowe — recenzja serialu
Agata Jarzębowska
14 maja 2021, 16:03
"Przełęcz Diatłowa: w poszukiwaniu prawdy" (Fot. 1-2-3 Production)
Interesują was wypadki górskie, nigdy niewyjaśnione wydarzenia i teorie spiskowe? Na platformie Canal+ możecie obejrzeć serial dokumentalny "Przełęcz Diatłowa: w poszukiwaniu prawdy".
Interesują was wypadki górskie, nigdy niewyjaśnione wydarzenia i teorie spiskowe? Na platformie Canal+ możecie obejrzeć serial dokumentalny "Przełęcz Diatłowa: w poszukiwaniu prawdy".
Przełęcz Diatłowa, znajdująca się w górach Uralu Północnego, znana jest każdemu, kto interesuje się wypadkami górskimi lub dziwnymi, nigdy niewyjaśnionymi wydarzeniami. To, co wiadomo o tej sprawie na pewno: zimą 1959 roku zginęło tam dziewięć osób, doświadczonych w takich wyprawach. Dodajmy do tego, że szli – jak to w tamtych czasach – po szlakach, które nie istniały, i sami musieli wytyczać swoją drogę.
Co więc może być w tej historii zaskakującego? Wydaje się wręcz, że w takiej sytuacji nietrudno o nieszczęśliwy wypadek. A jednak na temat ich śmierci powstało 75 teorii spiskowych, w tym nawet tak szalone, jak pojawienie się Yeti. Równocześnie, nawet te najbardziej prawdopodobne mają ogromne luki.
Pewne jest, że cała dziewiątka została odnaleziona poza namiotem, z którego wybiegli w pośpiechu bez zakładania butów. Pięć osób zmarło z powodu hipotermii, a cztery miały poważne obrażenia ciała, takie jak złamania żeber czy pęknięcia czaszki. Z nieznanych powodów, opuścili namiot przez rozciętą nożem dziurę. Sam namiot także stanowi swoistą zagadkę: rozłożony był na otwartym i wietrznym terenie, podczas gdy niedaleko można było rozbić go pod osłoną lasu.
Przełęcz Diatłowa — poszukiwanie prawdy o tragedii
Ten czteroodcinkowy dokument stara się opowiedzieć na wiele pytań, nakreślić niezwykłość sytuacji i przybliżyć samych członków tej ekspedycji, koncentrując się przede wszystkim na faktach. I ta część wychodzi mu doskonale. Dostajemy nie tylko obraz trudów, z jakimi Diatłow i reszta musieli się zmierzyć podczas wyprawy, ale także obraz ówczesnego ZSSR czy ludów zamieszkujących góry Ural. Naszymi przewodnikami po tej historii jest trójka badaczy, którzy od lat zajmują się tym tematem hobbystycznie, a równocześnie, nie dali się wciągnąć w żadne konkretne teorie spiskowe.
"Przełęcz Diatłowa: w poszukiwaniu prawdy" doskonale radzi sobie z pokazaniem, jak łatwo jest stworzyć teorię spiskową, zamykając oczy na niewygodne fakty, i jak prosto jest ją odrzucić, zadając po prostu kolejne pytania. Uważam to za ogromny plus, wiele jest bowiem dokumentów, które czepiają się jednej konkretnej tezy i pokazują całość tylko z jednej perspektywy.
Przełęcz Diatłowa to dokument nie bez wad
Niestety, równocześnie dokument ma wady i sceny, które mocno przeszkadzają w odbiorze. Po pierwsze, obiecuje bardzo dużo już na samym początku, mówiąc nam o 75 teoriach, z których "tylko jedna jest prawdziwa". Jest to obietnica udzielenia odpowiedzi, której autorzy nie mogli spełnić. I choć wiedziałam o tym, zanim obejrzałam dokument, to i tak poczułam na samym końcu mocne rozczarowanie.
Po drugie, mamy tutaj bardzo dużo dziwnych scen, kręconych niczym ze sportowej kamery zamocowanej na głowie jakiegoś człowieka, siedzącego w piwnicy. Ma on przed sobą dokumenty, ogląda na ekranie ekspertów wypowiadających się w tej sprawie i wszystko komentuje. Gdyby pełnił tylko rolę osoby podsumowującej to, co już wiemy, nie miałabym większych uwag (no może poza scenami, w których oglądamy nalewanie kawy do kubka czy wycieranie plamy wina). Ale nie, on rzuca dziwnymi hasłami, jak "No, tych badaczy nie da się łatwo wywieść w pole" albo "Czy możecie się pospieszyć? Nie chcę przegapić swojej ulubionej audycji". Jest to tak bardzo wyrwane z kontekstu, że choć się starałam, trudno było mi kupić taką konwencję.
W ogóle zabieg pokazywania scen na ekranach telewizorów czy monitorach jest dla mnie niezrozumiały. Dlaczego z ekranu mojego laptopa mam patrzeć na ekran starego telewizora, na którym pokazany jest wypowiadający się ekspert? Lub dlaczego dostajemy ekran przedzielony na pół, gdzie na jednej połowie mamy stary telewizor pokazujący np. scenę potańcówki na uczelni, a na drugiej połowie mamy tę samą scenę w normalnej skali? Oczywiście, że należy urozmaicić dokument, by nie otrzymać samych gadających głów, ale równocześnie był to mocny przerost formy nad treścią.
Przełęcz Diatłowa — serial kontra teorie spiskowe
Pomimo to, pierwsze trzy odcinki są interesujące. Historia jest ciekawa, a autorzy starali się podejść do tej sprawy rzetelnie. I choć mamy tutaj wspominki o Yeti czy opowieści ludzi o wielkich błyszczących obiektach na niebie, równocześnie dokument bez cienia wątpliwości mówi, że takie były czasy. UFO było na topie, a władza nie tłumaczyła się z rzeczy, jakie robiła.
Zdecydowanie bardziej koncentrujemy się na tym, że w dokumentach z sekcji zwłok znajdują się wykreślone lub niepełne informacje, a samo śledztwo zostało niespodziewane przyspieszone i zamknięte w oficjalnych, lakonicznych słowach. Co w żaden sposób nie tłumaczy śmierci członków ekspedycji. I przyglądanie się tym wszystkim faktom, zgłębianie teorii, by później je po kolei odrzucić, jest dobrze poprowadzone.
Problem stanowi odcinek czwarty, który z jednej strony kontynuuje opowieść o członkach ekspedycji, a z drugiej niespodziewanie pokazuje, jak nakręcono serial "Martwa góra. Tragedia na przełęczy Diatłowa". I to w momencie, w którym oczekujemy już solidnego podsumowania całego dokumentu. Nigdzie nie ma informacji, że te dwie produkcje są ze sobą ściśle powiązane.
Przełęcz Diatłowa — czy warto obejrzeć dokument?
Sprawia to, że trudno na końcu nie pozostać z mieszanymi uczuciami. Niby dostajemy dokument, w którym jest naprawdę mądre podejście do sprawy, z całym zarysem historycznym i wydaje się on dobrym wstępem, by zapoznać się z tą tragedią i na własną rękę zacząć szukać i czytać na ten temat więcej. A równocześnie, ma on wiele niepotrzebnych scen, które można by wyrzucić z ogromną korzyścią dla całości. Przez to puenta – zamiast pozwolić nam rozważyć to wszystko, zastanowić się nad tragedią tych młodych osób i ich rodzin, które nigdy nie dostały odpowiedzi na to, co się stało – zostawia nas w niejakim stuporze i z minireklamą serialu fabularyzowanego.
Trudno więc uznać ten dokument za wybitny czy obowiązkowy do obejrzenia. Jest dobrym wstępem do zainteresowania się tą historią lub do uzupełniania swojej wiedzy po obejrzeniu wspomnianego serialu "Martwa góra. Tragedia na przełęczy Diatłowa". Jednak jeżeli ktoś od dawna zna ten temat, prawdopodobnie nie znajdzie tutaj niczego nowego.