"Mythic Quest" zmierza w coraz ciekawszym kierunku – recenzja pierwszych odcinków 2. sezonu
Mateusz Piesowicz
9 maja 2021, 12:31
"Mythic Quest" (Fot. Apple TV+)
Pozostając w cieniu głośniejszych produkcji Apple TV+, "Mythic Quest" udowodniło już, że warto poświęcić mu więcej uwagi. Czy 2. sezon podtrzymuje ten korzystny trend? Drobne spoilery.
Pozostając w cieniu głośniejszych produkcji Apple TV+, "Mythic Quest" udowodniło już, że warto poświęcić mu więcej uwagi. Czy 2. sezon podtrzymuje ten korzystny trend? Drobne spoilery.
Jak mogliście już zauważyć, 2. sezon "Mythic Quest" został pozbawiony podtytułu "Raven's Banquet" – nie bez przyczyny. Zmiana ma uzasadnienie fabularne, bo kolejna odsłona komedii o branży gier przynosi pracę nad zupełnie nowym dodatkiem do tytułowego RPG-a. Problem polega na tym, że to praca na żywym organizmie, bo nikt jeszcze nie wie, czym nowe rozszerzenie właściwie będzie. W przeciwieństwie do swoich bohaterów, twórcy serialu Apple TV+ wydają się znacznie lepiej wiedzieć, co robią.
Mythic Quest – powrót do biura w 2. sezonie serialu
A widać to już na starcie 2. sezonu, choć jeszcze zanim do niego siądziecie, koniecznie pamiętajcie, by nadrobić dwa bonusowe odcinki – nakręcone w pandemicznych warunkach "Quarantine" i niedawne "Everlight" (znajdziecie je na Apple TV+ jeszcze przy poprzednim sezonie). Obydwa, poza byciem pomostem między sezonami, są naprawdę znakomite, pokazując, że serial od twórców "It's Always Sunny in Philadelphia" wyrósł już ponad miano przeciętnego sitcomu.
To natomiast stwierdzenie o tyle istotne, że jeszcze recenzując 1. sezon, pisałem o "Mythic Quest" jako o serialu już niezłym, ale przede wszystkim z potencjałem na dalszy rozwój. Zarówno dwa dodatkowe odcinki, jak i pierwsze odsłony nowej serii pokazują zaś, że twórcy nie stoją w miejscu, ale wykonują coraz śmielsze kroki naprzód. I co najważniejsze, obierają przy tym właściwy kierunek.
Jaki dokładnie, dowiadujemy się, gdy serialowa ekipa wraca już na dobre do biura po okresie pracy zdalnej (z małym wyjątkiem w postaci wciąż obecnego tylko wirtualnie F. Murraya Abrahama w roli C.W.). Nowa rzeczywistość wygląda tak, że Ian (Rob McElhenney) i Poppy (Charlotte Nicdao) piastują równorzędnie stanowiska dyrektorów kreatywnych, a to oznacza, że na ich barkach spoczywa ciężar obmyślenia kolejnego dodatku do "Mythic Questa". Ten jest jednak w gruncie rzeczy tylko fabularnym pretekstem, który póki co nie ma szczególnego znaczenia. O wiele ciekawiej dzieje się gdzie indziej.
Mythic Quest, czyli postaci ważniejsze od fabuły
Znacznie bardziej zajmująca od głównego motywu sezonu jest bowiem dynamika między poszczególnymi bohaterami – nadal bandą oryginałów, ale już lepiej nam znaną, a przez to wzbudzającą większe emocje. To dzięki nim mniej czy bardziej udane serialowe wątki zyskują głębię, a na pierwszy rzut oka przerysowane postaci okazują się nie aż tak oderwane od ziemi, jak mogłoby się wydawać. Nowy dodatek czy pojawiająca się w 2. odcinku gra mobilna? To tylko barwne tło.
Na pierwszym planie mamy natomiast ewoluującą relację Iana z Poppy, którą twórcy utrzymują na szczęście z dala od aż się tu proszącego motywu "zejdą się czy nie?", nie odmawiając sobie jednak przy tym kpin z utartych schematów. Weźmy choćby premierowy odcinek, rozwijający wątek braku pewności siebie Poppy w przywódczej roli, i powracający tam żart ze snem erotycznym z Ianem w roli głównej. Niby banał, ale wpisany w różne konteksty (podświadomej walki Poppy o pozycję w firmie i platonicznej relacji bohaterów) nabiera więcej znaczeń niż zwykły gag.
W tym właśnie tkwi siła nowego otwarcia "Mythic Quest", że twórcy potrafią nadać z pozoru prostym scenariuszowym rozwiązaniom drugiego dna, wnosząc je w ten sposób ponad komediową przeciętność. Łatwo wpisać takie postaci jak Ian i Poppy w ramy konfliktu i stale je ze sobą zestawiać, ale już trudniej wydobyć z tej relacji autentyczny emocjonalny związek, do którego prędzej czy później zawsze tu dochodzimy. To te momenty zrozumienia, gdy spod neurotycznej powierzchni Poppy i narcystycznej zasłony Iana wyglądają prawdziwi ludzie, świadczą o tym, że nie mamy do czynienia wyłącznie z banalną komedią.
Mythic Quest – humor nie tylko korporacyjny
Co oczywiście nie oznacza, że brakuje okazji do śmiechu. Przeciwnie, tych twórcy niezmiennie dostarczają sporo, zarówno za sprawą najważniejszych postaci, jak też już bardziej karykaturalnych (choć nadal nieprzerysowanych do granic możliwości) bohaterów z drugiego planu.
Wśród nich do miana moich faworytów urósł cudownie złowrogi duet Brada (Danny Pudi) z Jo (Jessie Ennis), szczególnie gdy obydwoje mają okazję poznęcać się nad biednym Davidem (David Hornsby). Swego rodzaju przeciwwagę dla nich stanowią testerki – Dana (Imani Hakim) i Rachel (Ashly Burch), których związek jest też pretekstem do niechętnego zaangażowania Carol z HR-u (Naomi Ekperigin). W końcu czym byłaby jakakolwiek biurowa komedia bez sarkastycznych komentarzy?
Wszystko razem, łącznie z żartami odnoszącymi raczej do korporacyjnej współczesności jako takiej, niż specyficznie do branży gier, składa się na może nie najbardziej oryginalną na świecie, ale jednak satysfakcjonującą całość. A działa ona tym lepiej, że twórcy potrafią na różne, nie tylko podstawowe sposoby, wykorzystać swoich bohaterów. Bo jasne, fajnie jest pośmiać się z przerysowanych cech charakteru czy posłuchać ciskanych w stronę innych ostrych komentarzy. Ale można też poszukać choćby mniej oczywistych połączeń między bohaterami, pozwalając nam poznać ich z innej strony. Prosty, ale skuteczny sposób uniknięcia zbyt szybkiego kiszenia się we własnym sosie.
Co z kolei najważniejsze, wydaje się, że to wciąż nie wszystko, co może mieć do zaoferowania "Mythic Quest". Twórcy zdążyli póki co postawić swojemu serialowi całkiem solidne fundamenty, teraz przychodzi za to moment na zbudowanie na nich czegoś większego. Bohaterowie się do tego nadają, tło pozwala na wprowadzanie do historii oryginalnych elementów, a efekt końcowy pozostawia za sobą coś trwalszego niż uśmiech po kolejnych żartach. Nic tylko zrobić z tego jak najlepszy użytek.